Pod budynkiem prokuratury odbyła się manifestacja w związku z rzekomym pobiciem przez policję anarchisty
- 5 osób w towarzystwie 10 policjantów zrobiło tyle hałasu, jakby tam cały stadion krzyczał - napisał do nas obserwator pikiety.
Powodem do zorganizowania manifestacji przez anarchistów było rzekome pobicie jednego z nich przez policjantów, do którego miało dojść w nocy z czwartku na piątek. Funkcjonariusze w radiowozie podjechali do dwóch idących ulicą anarchistów, żeby zweryfikować zgłoszenie o skradzionym rowerze. Obaj mężczyźni przekonywali, że rowery należą do nich, co zresztą później okazało się prawdą. Jeden z mężczyzn - właśnie oskarżający policję o pobicie Bartosz Szkudlarek - zdecydował się nie dawać funkcjonariuszom swojego dowodu i - według oświadczenia policji w tej sprawie - zaczął ich wulgarnie wyzywać. Kolega Szkudlarka został wylegitymowany i puszczony wolno, natomiast on sam trafił do radiowozu, a potem na komisariat.
Anarchista przekonuje, że został tam pobity. Funkcjonariusze mieli używać w tym celu sportowych ochraniaczy - tak, żeby na ciele nie pozostawić żadnych śladów. Na prośbę samego Szkudlarka wezwana została karetka, jednak po przebadaniu zatrzymanego, zespół pogotowia żądał mandatu za bezpodstawne wezwanie. Zdaniem anarchisty - ratownicy i policjanci znali się.
Mężczyzna nie trafił do Izby Zatrzymań, ponieważ nie zgodził się poddać obowiązkowym badaniom. Badania zrobił za to po wyjściu z komisariatu, z którego wypuszczono go w piątek rano z zarzutem znieważenia policjanta. Zlecona przez niego w poniedziałek obdukcja sądowa świadczy o pobiciu. Szkudlarek, jak przyznał w rozmowie z dziennikarzem Gazety Wyborczej, miał usłyszeć od jednego z funkcjonariuszy, że jeśli pójdzie ze swoją wersją do mediów, to ten wytoczy mu sprawę w postępowaniu cywilnym.
Dość represji za poglądy! #Poznan pic.twitter.com/1skABG8Wg1
— Hanna M. Zagulska (@hmzagulska) 24 września 2018
Najpopularniejsze komentarze