Fatalne warunki dzikich zwierząt w Pyszącej: dyrektor poznańskiego ZOO apeluje o ratunek
Na przełomie czerwca i lipca pisaliśmy o ewakuacji zwierząt z prywatnej hodowli w Pyszącej pod Śremem. Miały tam fatalne warunki. Dla części z nich nie udało się jeszcze znaleźć miejsca w ogrodach zoologicznych. Intensywne opady deszczu spowodowały, że brodzą w wodzie.
Dyrektor poznańskiego ZOO Ewa Zgrabczyńska we wtorek pojechała do Pyszącej, by zobaczyć w jakich warunkach znajdują się tam zwierzęta, które wciąż czekają na przeniesienie w bezpieczne miejsce. Wcześniej część zwierząt z hodowli trafiła do ogrodów zoologicznych w Poznaniu, Warszawie czy Bydgoszczy. Hodowlę zamknęła policja wskazując, że jej właściciel nie miał niezbędnych pozwoleń. A dodatkowo pojawiły się wątpliwości dotyczące warunków, w jakich przebywały zwierzęta.
Zgrabczyńska nie ukrywa, że jest załamana tym, co zobaczyła na miejscu. - Jestem tutaj i nie mam już siły walczyć z bezdusznością urzędników i kolejnym powiatowym lekarzem. Prokurator, poznańska policja, ministerstwo środowiska starają się pomóc. Pomocy odmówił Powiatowy Lekarz Weterynarii w Śremie. Zwierzęta tkwią we własnych odchodach. Topią się. Tak wygląda ulewa w Pyszącej. Po raz pierwszy nie mam już siły. Błagam o ewakuację zwierząt z gnoju. Proszę publicznie o pomoc - mówi Ewa Zgrabczyńska.
W Pyszącej wciąż są m.in. tygrysy, małpy, lamparty czy pekari. Po intensywnych opadach deszczu, które miały miejsce w poniedziałek i wtorek, zwierzęta brodziły w wodzie, która nagromadziła się w klatkach. Próbowano zorganizować miejsce dla pozostałych zwierząt m.in. w zagranicznych ogrodach zoologicznych, ale wyjazd zwierząt uniemożliwił Powiatowy Lekarz Weterynarii ze Śremu. Stwierdził, że papiery na wyjazd może wydać tylko właścicielowi hodowli, a nie policji, która ją zamknęła. Policja odwołuje się od tej decyzji.
Między innymi prokuratura zapewnia, że robi wszystko, by pomóc zwierzętom, ale nie wiadomo kiedy przyniesie to realne efekty.