Wołodymyr Kostewycz piłkarzem Lecha Poznań. Kolejne transfery? "Zależy czy ktoś odejdzie"
Wołodymyr Kostewycz pozytywnie przeszedł wtorkowe testy medyczne i w środę oficjalnie został piłkarzem Lecha Poznań.
24-letni Kostewycz to ofensywnie usposobiony lewa obrońca, broniący do tej pory barw Karpat Lwów. W Poznaniu zjawił się już w poniedziałek wieczorem, a klub do samego końca starał się utrzymać jego tożsamość w tajemnicy. Nazwisko oficjalnie podano dopiero we wtorek, czyniąc to za pomocą... alfabetu Morse"a.
- Jestem bardzo szczęśliwy z podpisania kontraktu. Dla mnie przejście do Lecha to okazja do podniesienia swoich umiejętności. Chcę grać o trofea, a wiem że w tym klubie jest to możliwe. Staram się grać jak nowoczesny skrajny obrońca. Często włączam się do gry ofensywnej, lubię zagrywać piłkę w pole karne. Najważniejsze dla mnie jest dobro drużyny - powiedział Ukrainiec, który związał się z Kolejorzem umową ważną do końca 2021 roku.
Piłkarz teoretycznie powinien zastąpić sposobiącego się do wyjazdu Tamasa Kadara. Transfer reprezentant Węgier wciąż nie jest jednak przesądzony i możliwe, że wiosną obaj piłkarze stoczą walkę o miejsce w składzie. - Chcieliśmy mieć w zespole ofensywnie grającego lewego obrońcę. Liczymy na to, że spełni on nasze oczekiwania. Dzięki temu transferowi na każdej pozycji mamy mocną rywalizację. Do zespołu dołączyło też dwóch młodych zawodników, czyli Puchacz i Tomczyk. Oni też mają od kogo się uczyć. Teraz czekamy na obóz, sparingi i nie możemy doczekać się startu rozgrywek - powiedział wiceprezes klubu, Piotr Rutkowski.
W ubiegłym tygodniu Kolejorza wzmocnił Mihai Radut, zawodowy kontrakt podpisał również Tymoteusz Puchacz. Czy kibice mogą spodziewać się kolejnych ruchów personalnych? - To czy przeprowadzimy kolejne transfery jest uzależnione od tego czy ktoś od nas odejdzie. Kadra naszego zespołu jest dobrze obsadzona, mamy na każdej pozycji rywalizację. Dopiero transfery wychodzące dają nam pole manewru. Okno transferowe jest krótkie i dynamiczne, ale cały czas trwa. Jesteśmy przygotowani na to co się może wydarzyć - przyznał Rutkowski.