Niemal nie poleciał pierwszym lotem z Poznania do Bangkoku. Przez "bombowy żart"
To kolejny taki "żart" pasażera, który wiąże się z konsekwencjami.
Jedno lotnisko, jeden weekend i dwie interwencje strażników granicznych. Niestety pasażerowie wciąż potrafią zaskoczyć. Do pierwszej interwencji na poznańskiej Ławicy doszło w sobotę, przed pierwszym bezpośrednim lotem z Poznania do Bangkoku. - 46-letni Polak udający się do Bangkoku poinformował obsługę podczas nadawania bagażu, że w jego walizce znajduje się bomba - wyjaśnia Nadodrzański Oddział Straży Granicznej. - Dyżurni pirotechnicy niezwłocznie podjęli czynności, które dały wynik negatywny, a bagaż został uznany za bezpieczny. Mężczyzna tłumaczył funkcjonariuszom, że jego słowa były tylko żartem - dodaje.
Mężczyzna miał sporo szczęścia, bo choć ukarano go mandatem karnym, kapitan samolotu lecącego do Tajlandii pozwolił 46-latkowi na wejście na pokład i odbycie podróży. Nie jest to standard - często kapitan odmawia takim osobom wejścia na pokład.
Kolejny incydent na lotnisku dotyczył plecaka pozostawionego bez nadzoru. - Na miejsce wezwano specjalistyczną grupę pirotechniczną. Funkcjonariusze Straży Granicznej przeprowadzili szczegółową analizę pozostawionego bagażu, który uznano za bezpieczny. Po plecak nikt się nie zgłosił, dlatego trafił do biura rzeczy znalezionych. Działania nie spowodowały opóźnień w ruchu lotniczym - podkreśla Straż Graniczna.
Strażnicy graniczni apelują do pasażerów o rozwagę, powstrzymanie się przed "żartami o bombie" i pilnowanie swoich rzeczy. Zarówno nieprzemyślane żarty, jak i pozostawienie bagażu bez nadzoru uruchamiają szereg procedur i wiążą się z konsekwencjami dla pasażerów - także finansowymi.


