Przełom w leczeniu udarów. Innowacyjna metoda w poznańskim szpitalu
W miejskim szpitalu im. J. Strusia dotknięci nim pacjenci mogą już przejść mechaniczną trombektomię - czyli usunięcie skrzepu z naczyń w mózgu.
Od 1 listopada Wielospecjalistyczny Szpital Miejski im. J. Strusia stał się drugą placówką w regionie, gdzie pacjenci z udarami niedokrwiennymi mogą być leczeni tą nowoczesną metodą. To niezwykle dobra wiadomość - mechaniczna trombektomia znacząco zwiększa szanse na powrót do pełnej sprawności, a co szczególnie istotne w przypadku udarów, wydłuża czas na skuteczną interwencję medyczną.
"To zdecydowanie najpoważniejsza broń w walce z udarem, nasz największy kaliber"- mówi dr n. med. Adrian Dąbrowski, neuroradiolog ze szpitala im. J. Strusia. "Trombektomia mechaniczna pozwala nam fizycznie wyciągnąć skrzep, usunąć go z naczynia. Możemy to zrobić w ciągu sześciu godzin od wystąpienia pierwszych objawów udaru. Ale wiele wskazuje na to, że już wkrótce będzie można wydłużyć ten czas nawet do 18 lub 24 godzin"- dodaje.
Jak przekazano, metody są dwie. Pierwsza z nich polega na wprowadzeniu do tętnicy cewnika - cieniutkiej rurki. Specjaliści umieszczają go tak, by końcówka wylądowała za skrzepliną, a potem poprzez cewnik wprowadzają stent. Druga opcja - częściej stosowana - to wprowadzenie do tętnicy grubszego cewnika. Doprowadza się do aż do samej skrzepliny, a następnie zasysa się zator za pomocą pompy lub dużej strzykawki.
"W swojej 30-letniej karierze widziałem trzy przełomy w leczeniu udarów" - mówi dr n. med. Artur Drużdż, ordynator Oddziału Udarowego szpitala im. J. Strusia. "Pierwszym z nich było wprowadzenie rehabilitacji dla pacjentów po udarze, drugim tromboliza. Trzecim jest trombektomia"- dodaje.
Lekarze ze szpitala im. J. Strusia już wcześniej pilotażowo leczyli pacjentów trombektomią mechaniczną, ale dopiero teraz procedura zaczęła być finansowana przez NFZ. "Wprowadzenie tej metody leczenia jest dla nas bardzo ważne" - podkreśla dr n. med. Janusz Rzeźniczak, pełnomocnik dyrektora szpitala ds. lecznictwa, kierownik pracowni serca i naczyń. "Udary leczyliśmy tu od początku funkcjonowania szpitala, ale teraz pojawiły się nowe sposoby, skuteczniejsze dla chorych. Od wielu miesięcy zabiegaliśmy o to, by w ramach umowy z NFZ wprowadzić je i to się udało. Jesteśmy dobrze przygotowani i skomunikowani. Mamy doskonałych lekarzy, którzy ze sobą świetnie współpracują. Bezpośrednio obok budynku jest lądowisko dla helikopterów, blisko znajduje się zjazd z autostrady. To niezmiernie istotne, bo przy udarach liczy się każda minuta" - dodaje.
"My naprawdę możemy zrobić dużo. Natomiast pacjent musi dostać szansę, byśmy mogli zadziałać" - podkreśla dr Adrian Dąbrowski. "Jeśli nie trafi do nas w ciągu sześciu godzin od pierwszych objawów, to takiej szansy mieć nie będzie. Ogromna liczba osób nie kwalifikuje się do leczenia - trafiają do nas zbyt późno, za dużo czasu mija od pierwszego rozpoznania. Nie można powiedzieć sobie "dobra, poczekam godzinę, może przejdzie" - a takie podejście niestety zdarza się bardzo często. Tymczasem ta godzina może być kluczowa. Może zdecydować o tym, czy pacjent kwalifikuje się do leczenia i będzie mógł normalnie żyć, czy zostanie inwalidą do końca życia" - dodaje.