Poznańscy policjanci rozbili szajkę włamywaczy z warszawskiej Pragi. Kradli złoto, zegarki i gotówkę
Włamywali się do domów w całym kraju.
Pod koniec sierpnia do jednego z domów na terenie Chodzieży ktoś próbował się włamać. Próbę podjęto w godzinach popołudniowych, gdy nikogo nie było w domu. Włamywacze chcieli dostać się do wnętrza przez drzwi tarasowe, ale zostali spłoszeni i uciekli. O sprawie poinformowano policjantów. Szybko okazało się, że ci sami włamywacze mogą mieć na koncie więcej tego typu przestępstw. Temat przekazano policjantom kryminalnym i dochodzeniowym z Poznania.
- Kryminalni opierając się na swoich analizach wytypowali podejrzanych. Okazało się, że to wielokrotnie notowani w policyjnych rejestrach i kartotekach sądowych przestępcy. Wywodzą się z owianej złą sławą "Szmulki" - obszaru na warszawskiej Pradze Północ. Zadaniem policjantów dochodzeniowo - śledczych było zebrać takie dowody, żeby podejrzani nie uniknęli aresztu - wyjaśnia Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji.
Jak działali przestępcy? Przede wszystkim pojawiali się w różnych regionach Polski. - Wyjazdy przygotowywali korzystając z podstawionych osób, tzw. "słupów". Między innymi na jednego z nich w wypożyczalniach samochodów brali auta na krótkie, kilkudniowe okresy. W razie pościgów to miało zmylić policjantów. W trakcie włamań maskowali się i unikali pozostawienia jakichkolwiek śladów. Skradzioną biżuterię, zegarki i inne wartościowe przedmioty sprzedawali w przypadkowych lombardach. Zrabowaną gotówką dzielili się między sobą - dodaje.
Do zatrzymania dwóch mężczyzn doszło kilka dni temu w podwarszawskich Ząbkach. Trzeciego zatrzymano w mieszkaniu na warszawskiej Pradze Północ. W aucie, którym się poruszali, znaleziono dużą ilość skradzionej biżuterii. Mężczyźni wracali akurat z włamania w Rembertowie.
Zatrzymanym postawiono zarzuty 11 włamań, za co grozi im do 10 lat więzienia. Sprawa jest jednak rozwojowa, możliwe więc, że mężczyźni usłyszą kolejne zarzuty.