Skazany przez policję
Dominik już raz został skazany. Przez media. Na pierwszej stronie tabloidu cała Polska mogła obejrzeć jego twarz, z wąskim czarnym paskiem na oczach. Nikt z jego sąsiadów nie miał żadnych wątpliwości, kto to może być. Codziennie, przez prawie dwa lata, na klatce schodowej pojawiało się ksero artykułu. Nawet fakt umorzenia śledztwa przeciwko Dominikowi nie przekonał nikogo. W gazecie pisało wyraźnie- to on wraz z dwoma kolegami zamordował staruszkę, aby zabrać jej niespełna 100 złotych. O tym, że Dominik zabił jest przekonany Arkadiusz K. poznański policjant, który nadzorował śledztwo. Umorzenie przyjął jako osobistą porażkę. Obiecał, że go “załatwi" i słowa dotrzymał. 23 października 2008 roku Dominik stanął przed sądem. Oskarżono go o rozbój i okradzenie studentki oraz groźby karalne pod adresem... policjanta Arkadiusza K. Sąd od obu zarzutów go uniewinnił.
Dominik D. dwa miesiące temu skończył 20 lat. Nie ma zawodu, nie uczy się. Dlaczego? Dwukrotne zatrzymanie przez policję, raz pod zarzutem morderstwa, drugi rozboju, spowodowały, że trafił do aresztu tymczasowego. Rzucił naukę, zamknął się całkowicie w sobie. Kiedy usłyszał wyrok uniewinniający za rozbój nie okazał żadnej emocji, w przeciwieństwie do matki, która nie mogła powstrzymać łez; podobnie zachował się kiedy prokuratura umorzyła postępowanie wobec niego w sprawie zabójstwa z uwagi na brak jakichkolwiek dowodów, które można by przedstawić w sądzie.
Współpodejrzani o morderstwo, też zresztą niepełnoletni, za niesłuszne aresztowanie dostali po 50.000 złotych. Dominik D. też złoży wniosek o stosowne zadośćuczynienie i odszkodowanie; ale kto - pyta jego matka- zwróci mu to, że nie skończył żadnej szkoły, że nie jest jak jego koleżanki i koledzy na studiach. Kto zapłaci nam, rodzicom, za łzy, za nasz horror, za nasze stracone życie. Teraz, w wieku 20 lat, Dominik zaczyna życie od nowa. Jeżeli pozwoli mu na to policja. Prowadzący sprawę zabójstwa oświadczył w obecności adwokata Kazimierza Michalaka, że "zgnoi" Dominika, bo wie, że to on zabił. Oskarżenie o rozbój i groźby karalne były próbą tego "gnojenia".
Anatomia zbrodni
Dominik i Piotr przyznali sie do zabójstwa staruszki. Według ustaleń policji dwaj 17-latkowie i ich 15-letni kolega Sebastian, zabili ją, bo potrzebowali pieniędzy. Zrabowali jej niespełna 100 złotych. Spędzili pól roku w areszcie. Prokurator jednak umorzył postępowanie stwierdzając, że zabezpieczone dowody na miejscu zbrodni w żaden sposób nie wskazują na osadzonych w areszcie nieletnich podejrzanych. Konkluzja była jedna - to nie oni dokonali zbrodni. Bronisława S. z ulicy Matejki w Poznaniu, była ufna i wszystkich wpuszczała do mieszkania. We wrześniu 2005 roku została zamordowana. Pół roku później policjanci zatrzymali trzech nastolatków. W jaki sposób policjanci trafili na trop podejrzanych, nikt nie chce mówić. Są to tajne informacje operacyjne. Po kilkunastu godzinach przesłuchań podejrzani przyznali się do zabójstwa.
Czy tutaj biją?
- Przeżyłem szok - mówi adwokat Cezary Rajski. - Dziecko w mojej obecności oświadczyło policji, że zabiło kobietę. Zastanowiło mnie wówczas jedno, mówił to wszystko, jak wyuczoną na pamięć lekcję.
- Sam nie wiedziałem, co mam sądzić - dodaje adwokat Kazimierz Michalak. - Chłopak, który nawet nie skończył siedemnastu lat, mówił takie rzeczy, że włosy jeżyły się na głowie. Od początku nie wierzyłem w jego opowieść. Rutynowo zażądałem zbadania kolejnych śladów i - jak sie okazało - miałem rację. Te dzieci nikogo nie zabiły.
Jednakże z uwagi na bardzo duże prawdopodobieństwo dokonania przez podejrzanych zabójstwa, Dominik i Piotr trafili na trzy miesiące do aresztu, a ich młodszy kolega do pogotowia opiekuńczego. Dopiero w czerwcu 2006 roku na biurko prokuratora trafiły wyniki ekspertyz śladów linii papilarnych i zabezpieczonych na miejscu zbrodni plam krwi. Okazało się, że ani Dominik, ani Piotr, ani Sebastian nawet nie byli w mieszkaniu przy ulicy Matejki. Dlaczego przyznali się do zbrodni, której nie popełnili? Według biegłego psychologa, powołanego przez prokuratora, cała trójka w sytuacji stresu jest wyjątkowa podatna na wszelkiego rodzaju sugestie.
Co zeznali na policji?
Dominik wygląda na 15 lat, szczupły blondyn ostrzyżony na jeżyka.
- Dlaczego przyznałeś się do zabójstwa?
- Miałem wtedy wszystkiego dosyć. Była noc, bylem sam. Policjant wmówił mi, że będzie lepiej dla mnie, jak sie przyznam. No to sie przyznałem. Nie wiem dlaczego - wyznaje ze spokojem.
- Słyszałem wersję, że policjanci zmusili cię do zeznań siłą. Byłeś bity na przesłuchaniu?
- Nikt mnie nawet nie tknął palcem, ale stłamsili mnie psychicznie. Wiem, że bili Piotrka - dopowiada.
Piotr i jego matka twierdzą, że chłopak był bity. Prokurator w tej sprawie wszczął odrębne postępowanie karne.
- Bylem głodny i wycieńczony - mówi Piotr - Źle sie czułem. Chciałem iść do toalety, ale pozwolili mi tam pójść dopiero wieczorem. Co chwila przychodził inny policjant. Każdy mówił, że będzie dla mnie lepiej, jak sie przyznam. Jeden z nich uderzył mnie w klatkę piersiową, drugi kopnął w kostkę. Potem się śmiali, że kuleję. Pytali mnie, czy byłem kiedyś w górach albo nad morzem. Kiedy powiedziałem, że nie, to się roześmiali. Powiedzieli, że nigdy już tam nie pojadę, bo zgniję w pudle. Będą mnie tam gwałcić a takich jak ja, powinno sie palić na wolnym ogniu. Miałem wszystkiego dosyć.
Błędy organów ścigania?
Policjanci, wpierw z Komisariatu Targowego, a potem Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu przeprowadzali rutynowe czynności śledcze. Osiągnęli sukces, bo podejrzani przyznali sie do zbrodni. Przy okazji jednak popełnili kilka poważnych uchybień procesowych. Dominika i Piotra zawieziono do mieszkania przy ulicy Matejki, a potem kazano opisać im miejsce, gdzie byli. Sąd uwierzył, że podejrzani znają doskonale topografię miejsca zabójstwa. Policjant, który przesłuchiwał małoletniego Sebastiana, napisał w protokole, że robił to w obecności jego matki. Zarówno kobieta, jak i jej syn kategorycznie temu zaprzeczają. I w tej sprawie prokurator wszczął postępowanie karne.
- Sąsiedzi wieszają na klatce schodowej kserokopie strony tytułowej jednego z tabloidów- mówiła wówczas matka Dominika. Ta gazeta i ci ludzie już mojego syna skazali, mimo ze jest niewinny. Nikt w to nie chce uwierzyć. Jakim prawem pokazano tam twarz mojego syna? Nigdy nie wierzyłam, żeby on mógł to zrobić - matce Dominika łamie się głos, zaczyna płakać.
- Z naszego punktu widzenia ustaliliśmy i zatrzymaliśmy sprawców zbrodni, którzy przyznali sie do zabójstwa - mówił po umorzeniu śledztwa Mikołaj Rozbicki z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu i dodał: - Nie wiem, dlaczego prokurator nie potrafił zabezpieczonych dowodów przekuć w akt oskarżenia.
Śledztwo adwokatów
Adwokaci sami prowadzili śledztwo i to w wyniku ich sugestii zdobyto dowody, które wykazały niewinność ich klientów. Co ustalili? W momencie zabójstwa cała trójka była w szkole. Dzienników lekcyjnych nikt nie sfałszował. Dyrektor szkoły i nauczyciel byli pewni, że chłopcy przebywali w klasach. To adwokaci zażądali ekspertyzy śladów genetycznych i linii papilarnych.
Prokuratorskie uzasadnienie postanowienia o umorzeniu śledztwa wprost poraża. Od samego początku nie było jakiegokolwiek dowodu przeciwko Dominikowi, Piotrowi i Sebastianowi. Dlaczego ich zatem zatrzymano? Dlaczego przyznali sie do do zbrodni, której nie popełnili?
- Prokuratura nadzorowała to śledztwo - mówi prokurator Jan Chojecki, szef Prokuratury Rejonowej Poznań Grunwald. - Często bywa tak, że nie ma zasadniczych dowodów winy. Ci ludzie przyznali się jednak do zabójstwa. Nie wierzę, aby byli bici. Ale to wyjaśni już nasze postępowanie. Kiedy tylko do prokuratury trafiły niezbite dowody w postaci linii papilarnych i wyniki badań genetycznych, wykluczające udział podejrzanych w zabójstwie, natychmiast uchyliliśmy areszt wobec siedemnastolatków i pozwoliliśmy opuścić Pogotowie Opiekuńcze piętnastolatkowi.
Zemsta policjanta
Piotr i Sebastian zdążyli złożyć do sądu wnioski o odszkodowanie za niesłuszny pobyt w areszcie. Dominik nie zdążył. Został znów aresztowany. Przebywał za kratkami od końca grudnia 2006 roku do końca lutego 2007. Został oskarżony o to, że 28 grudnia 2006 roku z nieustalonym drugim mężczyzną stosując przemoc wobec Agaty Ż. przewrócił ją i zabrał torebkę z portfelem w którym było 20 złotych dokumenty, uszkodzono też jej okulary o wartości 300 złotych;
A straty ogółem wyniosły 425 zł. Nadto Dominik 30 grudnia 2006 pod adresem Arkadiusza K. ( policjanta, który nadzorował śledztwo) stosował groźby jego pobicia, które wzbudziły w nim uzasadnioną obawę, że zostaną spełnione
Agata Ż. około godziny 22 wracała z lodowiska Bogdanka idąc w kierunku ulicy Garbary. Tam została napadnięta. Wezwała policję. Radiowóz był na miejscu po 3 minutach. Funkcjonariusze stwierdzili co się stało i kazali dziewczynie przyjść osobiście na pobliski Komisariat Stare Miasto. Policjanci nawet nie podwieźli ofiary pobicia!!!. Poszła zatem na komisariat Stare Miasto, gdzie okazano jej albumy ze zdjęciami osób podejrzewanych pozostających w zainteresowaniu KP Stare Miasto. Na miejscu już był Arkadiusz K. który chociaż pracował w innej komendzie zainteresował się tą sprawą. Na okazanej tablicy w jednym z mężczyzn Agata Ż. rozpoznała Dominika D.
- Prokuratura w całości dała wiarę policji - mówi adwokat Jerzy Powidzki- oskarżyła Dominika nie tylko o rozbój, ale i o groźby karalne wobec policjanta. Dopiero na moją interwencje zabezpieczono i zbadano komputer Dominika. Okazało się, że w czasie napadu korzystał on z "Gadu-gadu", a więc to nie on dokonał napadu. Nie rozumiem jak policjant dwa razy większy od oskarżonego może się go bać, nie rozumiem dlaczego policjant z innej komendy ingerował w nie swoje śledztwo. W czasie procesu okazało sie,ze Dominika nie bała się na przykład córka policjanta, koleżanka oskarżonego, nie bali się go też inni policjanci. Tutaj była prywata policjanta i dlatego adwokat Kazimierz Michalak poprosił mnie o zastępstwo procesowe, bo sam zeznawał jako świadek w sprawie gróźb, ale ze strony policjanta wobec Dominika.
Asesor sądowy Renata Żurowska uniewinniła Dominika od obu zarzutów. Uwierzyła, że Dominik w czasie napadu korzystał z komputera, gdyby było inaczej trzeba by jego rodziców oskarżyć o współudział albo pomoc w przygotowaniu napadu i stworzenia fałszywego alibi. Sąd też nie dał wiary, aby kobieta, która nosi okulary "minus" cztery i której okulary spadły w chwili napadu, mogła rozpoznać napastnika. Ktoś jej w tym pomógł. Sąd nie uwierzył też, aby policjant bał się zatrzymanego Dominika. To po prostu absurd. Zdaniem sądu policjant jest wewnętrznie przekonany o tym, że to Dominik jest sprawcą zabójstwa staruszki z ulicy Matejki( sprawców do dzisiaj nie ustalono) i nie może się pogodzić z tym, że sprawa została prawomocnie umorzona. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura zażądała dla Dominika D. dwóch lat i sześciu miesięcy więzienia.