Wielkopolanin utonął we Wrocławiu. Przed śmiercią odwiedził klub ze striptizem
Dodano wtorek, 9.04.2019 r., godz. 13.56
Na jaw wychodzą kolejne fakty dotyczące śmieci Dariusza Górala.
Mężczyzna na co dzień mieszkał z rodziną pod Kaliszem, ale pracował we Wrocławiu, gdzie wynajmował mieszkanie. Zaginął 26 marca wieczorem, po spotkaniu biznesowym. Jego ciało wyłowiono z Odry kilka dni temu w okolicach bulwaru Dunikowskiego.
"Gazeta Wrocławska" informuje, ze chcąc dotrzeć z miejsca rozstania z kolegami do wynajmowanego mieszkania, Góral musiał przejść przez Rynek. Z nieoficjalnych ustaleń wynika, że tam skusił się na ofertę jednego z klubów ze striptizem, o czym świadczy m.in. analiza jego wydatków z karty kredytowej. Czy do klubu wszedł sam czy po namowie tzw. naganiacza? To będzie wiadome po analizie zapisów z monitoringu.
Według "Gazety Wrocławskiej" mężczyzna rozstał się z kolegami kwadrans po godzinie 23, a jeszcze o 3 w nocy jego telefon logował się w okolicach wrocławskiej starówki. Teraz dla śledczych będzie ważne m.in. ustalenie stanu, w którym Góral wyszedł z lokalu i jakie używki w nim zażywał.
Przyczyną śmierci było utonięcie i nie wiadomo czy wizyta w klubie ma z nią bezpośredni związek. Szczególnie, że na bulwarze nie ma barierek, a woda jest w tym miejscu głęboka. Policja musi jednak odtworzyć bieg wydarzeń z feralnej nocy, biorąc pod uwagę wszystkie możliwości.
Najpopularniejsze komentarze