Ruszył proces byłego zastępcy prezydenta Jaśkowiaka oskarżonego o malwersacje
W poniedziałek rozpoczął się proces byłego zastępcy prezydenta Poznania Jakuba J. Mężczyzna stanął przed sądem rejonowym z powodu oskarżeń o działanie na szkodę spółki Szpitale Wielkopolski.
Jakub J., zanim został zastępcą prezydenta, w latach 2013-2014 pełnił funkcję prezesa samorządowej spółki Szpitale Wielkopolski. Jak ustaliła prokuratura, w owym czasie "nadużywając udzielonych uprawnień zawarł umowy z podmiotami gospodarczymi na wykonanie usług lub dostawę towarów nie mających uzasadnienia ekonomicznego w profilu działalności spółki". Straty wynikłe z działalności Jakuba J. prokuratura oszacowała na 245 tys. złotych.
We wcześniejszych wyjaśnieniach, przytoczonych w poniedziałek przez sąd, oskarżony przekonywał, że wszystkie jego działania miały prawne i ekonomiczne uzasadnienie. Tego zdania nie podziela prokuratura, która po zawiadomieniu złożonym przez obecną prezes Szpitali Wielkopolskich przeprowadziła dogłębną kontrolę. - Jej wyniki wskazywały, że spółka została powołana do budowy szpitala matki i dziecka w Poznaniu oraz do realizacji tej inwestycji i reprezentowania szpitali na zewnątrz. Tymczasem szereg rachunków regulowanych przez spółkę odnosił się do marketingu, promocji, reklamy, które to wydatki były niepotrzebne - wyjaśnia Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Przedstawiciel prokuratury zdradziła także mechanizm, który miał pomagać Jakubowi J. w nielegalnym pozyskiwaniu pieniędzy przeznaczonych na cele związane z budową i funkcjonowaniem wielkopolskich szpitali: - Przedmiotem usług były obsługa graficzna, usługi fotograficzne, przygotowanie materiałów informacyjnych, organizacja i obsługa pikników prozdrowotnych, zakup strojów sportowych, przygotowanie i przeprowadzenie kampanii reklamowej - mówi Mazur-Prus. Według informacji Gazety Wyborczej, która jako pierwsza napisała o sprawie, zlecenia miał otrzymywać m.in. położony nad Jeziorem Maltańskim klub fitness, w którym oskarżony zwykł trenować.
W wyniku wybuchu "afery fakturowej" oskarżony sam zrezygnował z piastowanego stanowiska. Stracił też miejsce w szeregach Platformy Obywatelskiej. Nie przyznaje się jednak do winy. Grozi mu 8 lat więzienia.