Pysząca: tygrysy i lampart głodowały przez konflikt na linii ZOO - władze Śremu

4 tygrysy i lampart wciąż czekają na "ewakuację" z terenu hodowli dzikich zwierząt w Pyszącej pod Śremem. W ostatnich dniach zwierzęta nie otrzymywały jedzenia.

Władze poznańskiego ZOO twierdzą, że pracownicy ogrodu zoologicznego przestali przyjeżdżać na teren hodowli i karmić ostatnie zwierzęta, które tam przebywają, przez decyzję burmistrza Śremu. Miał on nie przedłużyć umowy z ogrodem na opiekę nad zwierzętami. - Burmistrz nie przedłużył umowy dotyczącej tylko pomocy ZOO na miejscu, przy tej stawce zwierząt, która tam pozostała - mówi Ewa Zgrabczyńska, dyrektor poznańskiego ZOO.

Zdaniem władz Śremu, to dyrektorka ogrodu zoologicznego zrezygnowała z opieki nad 5 drapieżnikami pozostającymi na terenie hodowli. Zastępca burmistrza tłumaczy, że dotychczas umowa z ZOO była przedłużana co miesiąc, a pod koniec października do władz miasta trafiło pismo z ZOO, w którym dyrekcja miała zrezygnować z opieki nad zwierzętami. - Nie rozumiemy dlaczego teraz pani dyrektor ZOO stawia nas w takiej sytuacji - mówi Bartosz Żeleźny, zastępca burmistrza Śremu.

Ewa Zgrabczyńska podkreśla, że pismo nie było rezygnacją z opieki, a próbą ponaglenia urzędników, by lepiej zajmowali się zwierzętami i opłacili ich ewakuację za 60 tysięcy złotych. Urzędnicy uważają, że to zdecydowanie za dużo i nie zamierzają płacić. - Ta faktura nie ma żadnego opisu. To zwykła faktura na przewiezienie i kwarantannę zwierząt, bez wyszczególnionych działań - dodaje Żeleźny. Władze Śremu znalazły już firmę, która zajmuje się opieką nad zwierzętami, które pozostały w Pyszącej. Po kilku dniach głodówki, tygrysy i lamparta nakarmiono.

Przypomnijmy, że w czerwcu ujawniono hodowlę około 300 dzikich zwierząt w Pyszącej. Interweniowały służby. Większość zwierząt stąd zabrano - trafiły do miejsc azylowania m.in. w Nowym ZOO. Sprawą zajmuje się policja.