Aleksander Doba znowu to zrobił: trzeci raz przepłynął Atlantyk!
3 września przed godziną 13.00 Aleksander Doba oficjalnie zakończył swoją trzecią podróż kajakiem przez Atlantyk.
Pierwotnie planowano, że Olo, bo tak Doba jest nazywany przez swoich fanów, dopłynie ze Stanów Zjednoczonych do Lizbony. W połowie drogi podróżnik zdecydował się jednak na zmianę - obrał za cel swojej podróży Francję. Decyzję podjął na podstawie m.in. prognozy wiatrowej. Pod uwagę brane były trzy miasta - Brest, Cherbourg oraz Le Havre.
Ostatecznie Doba stanął na lądzie w Le Conquet w niedzielę o 12.45. To miasto położone około 30 kilometrów od Brestu. - Nie przypadkiem na ląd wyszedł kwadrans przed trzynastą - dokładnie o tej samej godzinie wypłynął 16 maja z Zatoki Barnegat w stanie New Jersey w Stanach Zjednoczonych. W tym czasie przepłynął trasę północnoatlantycką liczącą około 3000 mil morskich w linii prostej, faktycznie jednak przewiosłowawszy ponad 4150 mil - informuje Piotr Chmieliński na blogu aleksanderdoba.pl.
Doba nie ukrywa, że była to najtrudniejsza transatlantycka wyprawa, a na swoim koncie ma już trzy takie podróże. Nie obyło się bez komplikacji - konieczności przerywania podróży przez warunki wiatrowe i pogodowe. Ostatecznie jednak podróżnik dopiął swego i zapowiada, że była to jego ostatnia wyprawa kajakiem przez Atlantyk.
Pierwszą podróż transatlantycką Doba odbył w 2011 roku. - Olek pokonał wówczas trasę prowadzącą po najkrótszym odcinku oceanu, pomiędzy Afryką a Ameryką Południową. W ciągu 99 dni przepłynął z Dakaru w Senegalu do Fortalezzy w Brazylii. W drugą ekspedycję wyruszył w 2014 roku, za początek i koniec trasy wybierając najbardziej oddalone od siebie punkty w Europie i Ameryce Północnej. Wypłynął z Lizbony, a po 167 dniach dotarł do New Smyrna Beach na Florydzie. Po drodze jednak zatrzymał się na kilka tygodni na Bermudach, gdzie konieczne było naprawienie uszkodzonego steru. Ostatnia podróż znacząco różniła się od poprzednich pod względem wspomnianej wyżej skali trudności wynikających z charakterystyki trasy wiodącej północną częścią Atlantyku, a także kierunku poruszania się. Tym razem Olek płynął z zachodu na wschód. Dotarcie z Ameryki Północnej do Europy zajęło mu dni 111 dni. I jak sobie i rodzinie obiecywał, zdążył do domu na swoje 71. urodziny - kończy Chmieliński.