Marcin Kamiński: padały kosmiczne kwoty, oferty nie do odrzucenia
Marcin Kamiński po odejściu z Lecha Poznań związał się z niemieckim VFB Stuttgart. Środkowy obrońca przyznał, że gdyby kierował się wyłącznie względami finansowymi, to obrałby kierunek wschodni.
Były reprezentant Polski zdecydował się na grę w klubie z 2. Bundesligi. Dlaczego? - Najprostsza odpowiedź jest taka, że to duży klub, wobec którego są duże oczekiwania i wiadomo, że podstawowym celem jest szybki powrót do 1. Bundesligi. To wszystko mnie przekonało, żeby wykonać taki krok. Jak zobaczyłem stadion i zaplecze to wiedziałem, że nie ma nad czym się zastanawiać. Nie potrzebowałem dużo czasu na to, żeby powiedzieć "tak, chcę tutaj grać" - powiedział Kamiński w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
W pewnym momencie stoper był bliski związania się z hiszpańskim Sportingiem Gijon. Ostatecznie do tego nie doszło. - Upadł ten temat i wydaje mi się to... dziwne. Moi agenci rozmawiali bowiem z dyrektorem sportowym Sportingu, wszystko było właściwie zaklepane. Pokazywali mi niedawno wiadomości, jakie wymieniali. Wszystko było dopięte niemal na ostatni guzik i w końcu niespodziewanie wysypało się. Możliwe, że trener zdecydował, że widzi to inaczej. Nic to, trzeba było rozpatrywać inne opcje. Były kluby rosyjskie, tureckie, z Izraela. W przypadku tych dwóch pierwszych krajów padały kosmiczne kwoty, mogę śmiało powiedzieć, że były to oferty z cyklu tych nie do odrzucenia. Gdyby patrzeć tylko pod kątem finansów, to sprawa byłaby bardzo prosta. Spotykałem się zresztą z pytaniami od osób, które to załatwiały: "Dlaczego nie biorę tego?" lub "dlaczego nie chcę?". Odpowiadałem, że chcę wyjazdu na Zachód. Pieniądze nie były głównym celem - zdradził "Kamyk".