Cud Przybrodziński, czyli jak Wielkopolanin sprzedaje samochód
Sprzedaż ponad 20-letniego samochodu, którego stan pozostawia wiele do życzenia, do łatwych nie należy i wie o tym każdy, kto miał kiedyś taki pojazd. Jak zachęcić potencjalnego kupca do nabycia auta i jeszcze go przy tym rozbawić? Nietypowym opisem z... Cudem Przybrodzińskim w tle.
O bardzo ciekawym ogłoszeniu z naszego regionu, które pojawiło się na portalu aukcyjnym poinformował nas Artur73. - Jako długoletni członek największego forum samochodowego w Polsce, nie mogę oprzeć się pokusie zainteresowania Państwa pewną ciekawostką. Mam na myśli zamieszczone ogłoszenie sprzedaży samochodu z naszego regionu o super ciekawej, dowcipnej i nie mającej precedensu treści - pisze.
O jakie ogłoszenie chodzi? Jego autor próbuje sprzedać na aukcji swój wysłużony, 23-letni samochód. Konkretniej Volkswagena Polo. Pojazd zarejestrowany jest w powiecie wrzesińskim, a odebrać go można w Sołecznie. Oczywiście podano tu jego wszystkie dane - pojemność i moc silnika, rodzaj paliwa czy liczbę drzwi. Ale zdecydowanie najważniejszy jest opis.
- Zacznijmy od podstaw: z taśmy produkcyjnej, samochód ten zjechał w roku... czekaj, to źle brzmi. Inaczej: egzemplarz ten, w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach, został zbudowany w roku 1990, zatem jest już w pełni dojrzałym autem i może bez problemu pokazać się w sklepie, prosząc o butelkę wódki i jakąś zagrychę. 23 lata oznacza stabilizację, 23 lata oznacza, że to auto istnieje już tyle lat, ile wynosi przybliżona średnia wieku, w którym męska część społeczeństwa polskiego żeni się. Tak tak, to auto może Wam przynieść większe korzyści niż myślicie, sprowadzając Wam jakąś fajną 18-stkę w dobrym stanie do domu i mówiąc: "właścicielu mój, bierzemy ślub". Jeżeli go kupisz, w bardzo niedalekiej przyszłości dostaniesz drugie auto gratis. A że to będzie najpewniej nissan micra, tudzież inne, postrzegane jako "babskie" auto... cóż, darowanemu koniowi nie zagląda się w anus. A drugie auto zupełnie za darmo to fajna sprawa i każdy chciałby mieć.
Choć ma 23 lata, należy do tych bardziej nowoczesnych pojazdów... - Lampy naftowe oświetlające drogę zostały wyparte przez żarówki elektryczne. Elektryczny rozrusznik wyparł korby rozruchowe, czy też jeszcze bardziej prymitywne woły, które trzeba było solidnie kopnąć, aby w ogóle były transportowo użyteczne. Takie dodatki jak światło przeciwmgłowe tylne, ogrzewana tylna szyba, nawiew, oświetlenie wnętrza, kierunkowskazy - wszystko jest elektryczne i działa.
Informacja dla wszystkich pań - auto ma kolor czerwony. - Karoseria tego samochodu to połączenie urzekającego stylu, zwieńczonego niespotykanym nigdzie lakierem typu kameleon. Choć zdobią ją nieliczne i niewielkie wgniecenia, to tak wielu odcieni koloru czerwonego nie spotkasz w żadnym innym aucie na świecie. To efekt działania technologii płowienia, która do niedawna była pilnie strzeżoną tajemnicą przemysłową koncernu Volkswagen. To nie jest po prostu czerwone auto. To jasnoczerwone auto. Ciemnoczerwone auto. Brudnoczerwone auto. W hołdzie Polsce i Polakom - miejscami także białoczerwone. Co do rdzy - występuje. (Co takiego?! Rdza na 23-letnim aucie? Giiiiiiiiiń, przepadnij!) W większych, bądź mniejszych ilościach, tu i ówdzie (zwłaszcza ówdzie), mniej lub dalej posunięta, ale systematycznie rozkwitająca korozja ima się każdego elementu nadwozia. Z tym należy się po prostu pogodzić.
Samochód, który kosztuje obecnie 900 złotych (nikt nie licytuje) ma też na swoim koncie cud. Cud Przybrodziński. - Ten samochód to jeżdżąca Biblia wśród całego światowego dorobku motoryzacyjnego. Na potwierdzenie moich słów przedstawię teraz pewien tajemniczy fenomen, który miał miejsce jakieś dwa lata temu, gdy ze znajomymi w drodze nad jezioro tym samochodem przystanęliśmy w miejscowości Przybrodzin celem dokonania zakupów na czekający nas biwak. Po wyjściu z auta zaintrygowała nas tajemnicza plama na masce samochodu. Wielu z nas z miejsca dostrzegło tam podobiznę samego Jezusa. Szybko przystąpiliśmy do dokumentacji zdarzenia aparatem fotograficznym oraz rekonstrukcji podobizny. Efekty, cóż... nie takie, jakich byśmy oczekiwali, wszak żaden z nas nigdy wcześniej nie zajmował się niczym podobnym:
- Niestety, jak to z takimi zdjęciami bywa, są one kiepskiej jakości i nie do końca są w stanie oddać faktyczny stan rzeczy. My jednak zgodnie twierdzimy, że Jezusy i Maryje na żelazkach, kominach i elewacjach domów mogą się schować - zapewnia autor ogłoszenia.
- Kto opisuje tak swoje auto za kilkaset złotych..? Jak postrzega jego walory i wady? Jak interpretuje plamy na karoserii i do czego je potrafi przyrównać..? No jak dla mnie genialne,gdyż wobec panującej w ogłoszeniach sztampy i cwaniactwa,znalazł się ktoś kto potrafi nadać autu i faktowi sprzedaży odpowiednią rangę oraz wprowadza trochę kolorytu. Sądzę,że auto jest tutaj pretekstem gdyż sprzedaż jego jest mało prawdopodobna - zauważa Artur73.
Udało nam się skontaktować z właścicielem samochodu - oględzin auta jeszcze nie było, ale jest kilku potencjalnych chętnych do nabycia pojazdu. - Póki co nikt nie zdecydował się na przyjazd, celem rzucenia na autko zarówno okiem, jak i paroma okrzykami nagłego i niepohamowanego zachwytu. Przypuszczam, że wielu się także boi zapuszczać tak głęboko w dzikie i dotąd nieokiełznane tereny mojej miejscowości. Załączona mapka ze wskazówkami do maili z odpowiedziami nikogo nie zachęca i trudno kogokolwiek o to winić, skoro mieszkamy na takim odludziu, że nierzadko problemy z trafieniem do nas mają energia elektryczna i bieżąca woda - niezależnie od warunków atmosferycznych (tłumaczą to kiepskim stanem linii przesyłowych, ale ja tam już swoje wiem) - wyjaśnia Karol, właściciel auta.
Dla tych, którzy chcieliby nabyć to "cacko" mamy jednak dobrą informację - licytacja trwa jeszcze do soboty, 2 lutego. Warto się spieszyć. Opis samochodu zobaczyło już blisko 10 tysięcy osób!