Dziuba: okręt zmierza na mieliznę
"Jeżeli przez około dziesięć ostatnich lat inwestowanie w budownictwo mieszkaniowe w Poznaniu odbywało się na zasadach nieprzejrzystych, protekcyjnych i rodziło konflikty, to oczywiście nie zachęca to uczciwych inwestorów." - mówi Tadeusz Dziuba, kandydat PiS na prezydenta Poznania.
Maciej Kabsch: Jako wojewoda był pan znany z jeżdżenia na chopperze, czyli wielkim, amerykańskim motocyklu.
Tadeusz Dziuba: No, nie taki on wielki. To jest Suzuki Intruder 800, więc taki powiedzmy nie mały, ale też nie wielki. Jeżdżę nie tak dużo, bo niestety jestem człowiekiem zajętym. Ale te parę tysięcy kilometrów w sumie przejechałem.
Skąd pan wziął inspirację? Anioły Piekieł? Easy Rider?
To było marzenie młodości. Jak tylko zrobiłem prawo jazdy, a zrobiłem je w 16. roku życia, czyli 46 lat temu, to marzyło mi się mieć motor. Nie mogłem sobie go kupić, bo byłem za biedny. Potem, jak już mogłem sobie kupić, to do tego nie dochodziło, bo inne rzeczy mnie odciągały. Aż w końcu przed sześćdziesiątką sobie powiedziałem: albo teraz albo nigdy.
Skoro już pan wspomniał o ograniczeniach finansowych, może od razu przejdźmy do najtrudniejszego tematu dla przyszłego prezydenta Poznania. Już w przyszłym roku dług miasta przekroczy 2 miliardy, a w 2012 r. wyniesie więcej niż roczne przychody miasta. Jaki ma pan plan ratunkowy?
Zadłużenie Poznania jest bardzo kłopotliwe, bo przez grzeczność nie chcę powiedzieć krytyczne. Możliwość finansowania potrzebnych inwestycji i innych wydatków będzie bardzo ograniczona, a jednocześnie z niektórych bieżących inwestycji w żadnym wypadku zrezygnować nie można, bo to by pogłębiło złą sytuację. Na tym będzie polegało mistrzostwo nowego zarządzającego (bo mam nadzieję, że będzie nowy zarządzający), żeby z jednej strony finansować niezbędne wydatki i inwestycje, a z drugiej oszczędzać, poszukując zwiększonych dochodów. To trochę tak, jak balansowanie na linie, ale nie ma wyjścia.
Na pewno nie należy dopuścić do tych inwestycji, które są już planowane, ale nie zostały rozpoczęte, a nie będą miały efektu w postaci uzyskania w realnej, bliskiej perspektywie zwiększonych przychodów. Z całą pewnością Poznań komunikacyjnie jest nieatrakcyjny. To odpycha i przedsiębiorców, i potencjalnych mieszkańców. W związku z powyższym inwestycje w udrożnienie miasta nie tylko powinny być kontynuowane, ale jeszcze do tego wszczynane. Na pewno należy starać się inwestować w uzbrojenie terenów, bo to podnosi ich wartość i czyni miasto o wiele atrakcyjniejszym do zamieszkania. Powinniśmy przyciągać nowych mieszkańców, w tym osoby zamożne. Natomiast z tego, co nie przyniesie w najbliższym czasie przychodów, raczej trzeba będzie zrezygnować.
Z czego zrezygnować? Listę życzeń przedstawia każdy kandydat.
Trzeba przeglądnąć Wieloletni Program Inwestycyjny Poznania i podjąć decyzję. Trudno w tej krótkiej rozmowie wchodzić w szczegóły. Dodam jednak, że jest jedno źródło, które należy wykorzystać. Według mojego rozpoznania, koszty dużych i mniejszych inwestycji w Poznaniu są przesadnie wysokie. Nie odpowiadają walorom uczciwego kosztorysowania z uwzględnieniem technicznych i ekonomicznych przesłanek. Zatem kontynuowane i nowe inwestycje muszą wiązać się z kosztami godziwymi, nie nadmiernymi, jak obecnie.
Chce pan powiedzieć, że publiczne pieniądze w Poznaniu gubią się w rękach urzędników?
W jakich rękach się gubią to kwestia domysłów. Wszyscy, którzy się temu przyglądają, doskonale wiedzą o tym, że inwestycje Poznania są stanowczo za kosztowne. Czasami jest to kilkanaście, czasem kilkadziesiąt procent, a czasami krotność kosztów godziwych. Tu widzę źródło oszczędzania pieniędzy, w kosztooszczędnym inwestowaniu i wydatkowaniu.
Na pewno już pan przejrzał Wieloletni Program Inwestycyjny. Proszę zdradzić konkretną rzecz, na której chce pan zaoszczędzić. Program poznańskiego PiS szuka dodatkowych pieniędzy w sprzedaży miejskich nieruchomości, ale one przecież nie znajdują nabywców. Popatrzmy na 27 Grudnia...
Akurat poruszył Pan temat, z którym jako wojewoda się kilka lat temu zetknąłem. Cóż tu dużo gadać. Była próba protekcyjnego sprzedania działek z Okrąglakiem (to była własność Skarbu Państwa, tak pamiętam). Ja się wówczas temu sprzeciwiłem. Cena była za niska. Poznań dysponuje zasobami, ale - przynajmniej nie zawsze - operuje się nimi w sposób rzetelny. Zasób nieruchomości miasta jest wcale spory. Można go jeszcze powiększyć przez wykupywanie gruntów, które nie mają charakteru inwestycyjnego, by potem zamieniać je na inwestycyjne poprzez uchwalanie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego i sprzedawać jako atrakcyjne tereny budowlane.
Poznań, ciągle tylko potencjalnie, jest miastem atrakcyjnym i trzeba tak operować zasobami, w tym nieruchomościami, jakby one były atrakcyjne. Inwestorów jest wielu i oni się prędzej czy później znajdą. Jednak tutaj nie przyjdą, jeżeli nie będą widzieli dobrych perspektyw rozwojowych. Inwestorzy znają się nawzajem i doskonale też znają perspektywy rozwojowe polskich miast. A Poznań jest w tej chwili jednym z okrętów flagowych polskiej armady, który niestety pod rządami obecnej ekipy zmierza na mieliznę.
Jak pan chce zachęcić nowych inwestorów, mówiąc jednocześnie, że miastem rządzi zmowa oligarchicznych deweloperów?
Miałem na myśli tylko niektórych deweloperów. Jeżeli przez około dziesięć ostatnich lat inwestowanie w budownictwo mieszkaniowe w Poznaniu odbywało się na zasadach nieprzejrzystych, protekcyjnych i rodziło konflikty, to oczywiście nie zachęca to uczciwych inwestorów. Oligarchiczność rynku deweloperskiego w Poznaniu polega na tym, że go opanowało kilku deweloperów, im przyznając pierwszeństwo. Jakie mechanizmy do tego doprowadziły, to jest odrębna sprawa. Część z nich jest mi znana. W Polsce jest wcale sporo inwestorów w nieruchomości. Im się jednak różnymi sztuczkami zamyka drogę. Rynek trzeba otworzyć, wpuścić nowych deweloperów.
Jak dotąd nie wskazuje pan na konkretne osoby i ich nadużycia. Czy podnoszenie zarzutów na zasadzie "wiem kto i co, ale nie powiem", to dobry styl kampanii wyborczej?
To jest wiedza dostępna i ja nie mam nic przeciwko temu, aby dziennikarze zaczęli o tym pisać. Dlaczego chcą to robić oni na moje ryzyko? Za dziennikami i tygodnikami stoją bogaci wydawcy i wpływowe kancelarie. Proszę więc prawdę napisać. Gdy będę miał dostęp do źródłowych dokumentów, to na pewno dokumenty upublicznię. Wielu o tym wie, dlatego jestem tak mało popularny w tych swoistych elitach urzędniczych i niektórych biznesowych w Poznaniu. Nie jestem człowiekiem, który godzi się na gabinetową politykę pod zielonym suknem.
Ma pan jakiś plan rewitalizacji centrum?
Widać wyraźnie, że tradycyjne centrum Poznania, to od Starego Rynku do placu Mickiewicza, to obszar miasta powoli zamierający. Coraz mniej jest tam potrzebnych do wypoczynku punktów usługowych, czy innych miejsc przyciągających ludzi.
Co może z tym zrobić urząd miasta?
Po pierwsze, głównym instrumentem jest uczynienie centrum łatwo dostępnym. To oznacza rozbudowywanie komunikacji publicznej: niezawodnej, bezpiecznej i szybkiej. Jeżeli do centrum z obrzeża nie będzie można przedostać się szybko, niezawodnie i bezpiecznie, to po prostu nie będzie ono odwiedzane. Tym bardziej, że poza centrum w Poznaniu powstaje wiele atrakcyjnych obiektów. Z powodu złego skomunikowania, śródmieście zaczyna przegrywać z innymi rejonami miasta.
Po drugie, ważne są zachęty. Komunalne lokale użytkowe, jeżeli przedsiębiorcy chcą w nich prowadzić działalność gospodarczą (kawiarnie, księgarnie czy np. kino studyjne itp.), powinny być im po prostu sprzedawane. A jeżeli przedsiębiorcy nie są zainteresowani nabywaniem, ale prowadzeniem działalności, to należy prowadzić odpowiednią politykę w zakresie cen dzierżaw lokali użytkowych.
Chce pan tworzyć w centrum strefy wolne od ruchu samochodowego?
W wielu miastach tak się robi, więc pewnie i w Poznaniu trzeba byłoby się zastanowić nad takim rozwiązaniem. Ale eliminacja ruchu samochodowego musi spełniać fundamentalny warunek: nie może ograniczyć łatwej dostępności do centrum. Ruch kołowy łatwo jest wyeliminować paroma zakazami, natomiast pytanie czy to dodatkowo nie utrudni życia w mieście. Polityka w tym zakresie musi być zrównoważona.
Widzi pan szansę na zwiększenie udziału transportu rowerowego w mieście? A może uważa pan, tak jak niektórzy politycy, że to wbrew poznańskiej tradycji i mieszkańcy już wybrali inne środki transportu?
Z tego co wiem, w dobrze zorganizowanych miastach nawet 15 proc. ruchu odbywa się poprzez transport rowerowy, oczywiście dobrowolny. Czy w Poznaniu jesteśmy gotowi przesiąść się choć trochę na rowery? Myślę, że tak. Sojusznikiem jest właśnie niedrożność ruchu samochodowego. To zachęca zwłaszcza młodych ludzi do jazdy rowerem. Pamiętajmy o dziesiątkach tysięcy studentów w Poznaniu. Ale do tego trzeba ścieżek rowerowych i parkingów dla rowerów. Potrzebny jest też obyczaj szanowania tego typu transportu, a obyczajów się z dnia na dzień nie zmieni. Ścieżki rowerowe to nie jest rzecz kosztowna, z tego co wiem. Nawet przy zadłużeniu Poznania, które manewrowanie inwestycjami mocno ogranicza, urządzanie ścieżek rowerowych na większą skalę jest możliwe. To są inwestycje w budżecie mało zauważalne, w niejednym przypadku można je wykonać szybko. Co więcej, może okazać się, że efektywnie przyczynią się do sezonowego zmniejszenia ruchu samochodowego.
Ideą, która pana wyróżnia jako kandydata, to walka z oligarchicznym układem? Jacek Bachalski chce ściągnąć azjatycki kapitał. Jacek Jaśkowiak mówi o centrum i rowerach. Ryszard Grobelny chce kontynuacji swej polityki, a Grzegorz Ganowicz...
Ganowicz de facto też kontynuacji, chciał pan powiedzieć?
Wśród głównych celów wymienia Starą Gazownię.
Poznań teraz powinien się skupić na rozwoju komunikacji publicznej i budownictwa komunalnego, ale tak pomyślanego, by w efekcie zwiększyła się liczba mieszkańców Poznania i liczba działających tu przedsiębiorców. Od dawna wiadomo, że taka strategia jest korzystna. Na tym polega krzywda, jaką nam zrobiono w ciągu minionych lat, że takiej polityki nie prowadzono. Decydowano się na inwestycje pomnikowe, piramidalne - termy maltańskie, stadion, słoniarnia - które nie zapewniały rozwoju naszego miasta.
Dodać do tego należy działania na rzecz wartości niematerialnych. Każdemu miastu jest potrzebny jakiś znak indentyfikacyjny czy znaki identyfikacyjne. Obecny Poznań takich znaków identyfikacyjnych raczej nie ma, więc powinien się ich dorobić.
Jaki pan proponuje znak identyfikujący Poznań?
Mogę wskazać pewne obszary, gdzie ich szukać, niczego nie przesądzając. Ruch muzyczny w Poznaniu, w tym ruch chóralny, jest tu bogaty. W programie PiS proponujemy powołanie Poznańskiego Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Dawnej. Historia i tradycja Poznania jest naznaczona wyjątkowością. Na przykład: tu, w Wielkopolsce narodziło się Państwo Polskie, tu mamy tego ślady, tu pierwszy raz użyto ukoronowanego orła jako jego symbolu. Wyróżnikiem Poznania mogłoby być masowe kształcenie studentów zagranicznych w tutejszych uczelniach. Przykładem udanych poszukiwań wyróżnika jest akcja "Poznań za pół ceny". Tego typu pomysłów trzeba poszukiwać i sprawdzać czy działają. Nic jednak nie pomogą najbardziej udatne wyróżniki, jeśli nie zostaną rozwiązane problemy komunikacyjne i mieszkaniowe Poznania.
A więc sfera idei to dla pana nasze bogate tradycje chóralne, uniwersyteckie, początki państwa polskiego i kupiecki spryt? A może w konkurencji z Wrocławiem i Warszawą potrzebujemy też czegoś szalonego?
Czemu nie! Niektórzy szukają takich wyróżników w kulturze. Może są one gdzieś w zasięgu ręki, tylko ich w tym momencie nie dostrzegamy. Poznań miał specyficzny wyróżnik, akurat nie szalony, w postaci międzynarodowych targów, ale to było w czasach, gdy niewiele miast, nawet w Europie, organizowało tego typu przedsięwzięcia. Ten znak identyfikacji się zużył. Trzeba poszukiwać innych.
Najpopularniejsze komentarze