Poznański profesor pomaga pacjentom w Ukrainie: "Czy się nie boję? Owszem"
Profesor Jarosław Szydłowski wrócił z kolejnej misji.
Była to czwarta misja medyczna w ogarniętej wojną Ukrainie, zorganizowana przez szefa Kliniki Otolaryngologii Dziecięcej w Szpitalu Klinicznym im. Jonschera w Poznaniu. Podczas swojego ostatniego pobytu we Lwowie, profesor Szydłowski przeprowadził sześć zabiegów otolaryngologicznych.
Już wcześniej profesor angażował się w programy edukacyjne i wspierające ukraińskich lekarzy. Po wybuchu wojny kontynuuje swoje działania, pomagając rozwijać ośrodki laryngologiczne w Ukrainie oraz szkoląc tamtejszych medyków.
"W pierwszych dniach po wybuchu wojny otoczyliśmy opieką dzieci z kijowskich szpitali, które były intensywnie bombardowane. Przyjęliśmy do Poznania dzieci z guzami nowotworowymi głowy i szyi. Zoperowaliśmy pięcioro pacjentów z włókniakami młodzieńczymi, wszczepialiśmy implanty ślimakowe, rekonstruowaliśmy drogi oddechowe i leczyliśmy dzieci z brodawczakowatością krtani oraz tchawicy. Pomagaliśmy też ofiarom wojny" - wspomina prof. Szydłowski. "W połowie lipca 2022 roku podjąłem decyzję o przeprowadzeniu misji bezpośrednio na terenie Ukrainy" - dodaje.
Misje medyczne prof. Szydłowskiego wzbudziły zainteresowanie zarówno w Polsce, jak i wśród członków ESPO (European Society of Pediatric Otorhinolaryngology).
"Choć początkowo wielu kolegów deklarowało chęć udziału, pierwszą misję odbyłem samotnie" - przyznaje profesor. W kolejnych misjach towarzyszyli mu inni polscy lekarze lub organizowali wyjazdy samodzielnie.
"Niektóre zabiegi, które są standardem w Europie, przeprowadzamy w Ukrainie po raz pierwszy" - tłumaczy profesor. "Oprócz pomocy pacjentom, moim celem jest przygotowanie lwowskich lekarzy do samodzielnych operacji. Podczas ostatniej misji wspierałem ukraińskiego kolegę przy wszczepieniu implantu ślimakowego. To nam, Polakom, udało się stworzyć kolejny ośrodek wszczepiający implanty słuchowe w Ukrainie, mimo trwającej wojny"- dodaje.
Szpital we Lwowie, niegdyś uzdrowisko dla pacjentów z gruźlicą, wciąż daleko odbiega od europejskich standardów. Jednak stopniowo napływający sprzęt z Zachodu stwarza nowe wyzwania.
"Trzeba wspierać lekarzy, aby skutecznie wykorzystywali nowoczesny sprzęt" - wyjaśnia profesor. "Planuję uczestniczyć w misjach medycznych przynajmniej raz w roku, a jeśli warunki pozwolą, to częściej. Czy się nie boję? Owszem. Podczas pierwszej misji, w lipcu, miałem silne poczucie zagrożenia, szczególnie w trakcie nocnych alarmów bombowych, gdy schowany w schronie słuchałem syren i dzwonów cerkiewnych. Obecnie, choć wojna trwa, człowiek adaptuje się do zmieniających się warunków. Nad lękiem można zapanować, a do strachu - przyzwyczaić. Niestety, do wojny także" - kończy.
Najpopularniejsze komentarze