Reklama
Reklama

Wybitny skrzypek z Wielkopolski nie został wpuszczony na pokład samolotu LOT ze skrzypcami wartymi 5 mln euro

fot. gov.pl / Wikipedia
fot. gov.pl / Wikipedia

Wracał z Wilna do Warszawy i spotkała go bardzo niemiła niespodzianka.

Całą historie Janusz Wawrowski, wybitny skrzypek pochodzący z Konina, opisał w mediach społecznościowych. - Nie pozwolono mi wnieść ze sobą skrzypiec. Obsługa naziemna przedstawiła mi dwie opcje: umieścić instrument w luku bagażowym pod pokładem lub zostać w Wilnie; nie wykazując żadnego zrozumienia dla wartości skrzypiec. Pani z LOTu powiedziała, że "zobaczymy czy się zniszczą w luku" (dosłownie). Nie przyjęto również do informacji mojego tłumaczenie, że od wielu lat podróżuję różnymi liniami lotniczymi ze skrzypcami i, że przyleciałem do Wilna tymi samymi liniami. W trakcie setek poprzednich lotów nigdy nie zabroniono mi zabrać skrzypiec do samolotu - podkreśla Wawrowski.

- Wszystko odbyło się w bardzo nieprzyjemnej atmosferze, co nie spotkało mnie przedtem w żadnych innych liniach i na innym lotnisku. Już po odlocie samolotu Pan w kasie powiedział, że można zapytać tuż przed odlotem załogę następnego samolotu za 5 godzin, czy wpuści mnie ze skrzypcami na pokład. Zaproponował mi zakup następnego biletu (bardzo drogiego), oczywiście bez gwarancji, że to się uda. Poprzedni bilet oczywiście przepadł. Na pytanie "czemu nie można było zapytać poprzedniej załogi o to samo?" kasjer odpowiedział, że poprzedni samolot miał już i tak za dużo sprzedanych biletów (słynny overbooking) oraz, że jeden z pasażerów musiał nawet polecieć o innej porze do Warszawy - mi tego nie zaproponowano. Mimo, że zakupiłem bilet lotniczy za około 2000 zł, nie mogłem go zrealizować i ze względu na powyższą sytuację, musiałem na własny koszt zorganizować sobie powrót do domu. Spędziłem 8 h w autokarze do Warszawy.

Wawrowski dodaje, że futerał ze skrzypcami ważył niespełna 6 kg, a jego wymiary to 118 cm. Tymczasem właśnie 118 cm i 8 kg nie może przekraczać bagaż podręczny pasażera.

Całej historii pikanterii dodaje fakt, że muzyk nie leciał z byle jakimi skrzypcami. W futerale miał mające blisko 340 lat skrzypce Stradivarius Polonia wyceniane na około 5 milionów euro. To polskie dobre narodowe, którego jedynym użytkownikiem jest Wawrowski. Na co dzień znajdują się w bezpiecznym miejscu - w Zamku Królewskim w Warszawie.

- Nie jest to pierwszy raz, gdy my muzycy musimy mierzyć się z niezrozumieniem obsługi linii lotniczych, z jak cennym przedmiotem mamy do czynienia. Instrument to nie tylko narzędzie. To przedłużenie ciała muzyka, spędzamy z nim setki, jak nie tysiące godzin. Wydawać by się mogło także oczywiste, że skrzypce mające prawie 340 lat są zbyt cenne, na podróżowanie w luku bagażowym. Widać nie dla wszystkich. Takiego zachowania mógłbym się ewentualnie spodziewać po "tanich liniach", które starają się zarobić na wszystkim, ale nie po narodowym przewoźniku aspirującym do bycia jednym z najlepszych - skwitował skrzypek.

Portal fly4free.pl zapytał PLL LOT o komentarz. Linia przyznała, że doszło do pomyłki mało doświadczonego pracownika. Zapewniono, że Janusz Wawrowski dostanie zwrot za niewykorzystaną część biletu i linia dołoży starań, by taka sytuacja nie powtórzyła się w przyszłości.

Wawrowski w Wilnie brał udział w polsko-litewskim wieczorze muzyki w Litewskiej Filharmonii Narodowej.

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

Znowu zimna noc przed nami!
19℃
6℃
Poziom opadów:
0 mm
Wiatr do:
14 km
Stan powietrza
PM2.5
26.34 μg/m3
Dobry
Zobacz pogodę na jutro