Matka katowanego 10-latka z Lubonia prosi o drugą szansę. Chce odzyskać dzieci
O sprawie zrobiło się głośno w maju za sprawą Gazety Wyborczej.
Jak podała gazeta, 10-latek napisał w domu kartkę "Mamo, żałuję, że mnie urodziłaś" i wykorzystując chwilę nieobecności opiekunów uciekł na komisariat policji w Luboniu, gdzie poprosił o pomoc. Chłopiec opowiedział policjantom, że przez lata był bity i poniżany przez partnera matki. Wydzielano mu jedzenie, kazano spać na podłodze, musiał wykonywać mnóstwo obowiązków domowych, a jeśli czegoś nie zrobił, musiał tłumaczyć się z tego na papierze.
Sąd szybko zajął się sprawą 10-latka. Początkowo chłopiec trafił do placówki opiekuńczej w Kobylnicy. Jego młodszy, 6-letni brat, został natomiast przekazany pod opiekę rodziny zastępczej. Sąd zdecydował jednak, że bracia będą przebywać w jednej rodzinie zastępczej na czas postępowania. I tak się stało.
Ojczyma 10-latka aresztowano. Usłyszał zarzuty fizycznego i psychicznego znęcania się nad dzieckiem. Takie same zarzuty postawiono matce chłopców. Ona zeznała, że mąż także znęcał się nad nią. Rodzina w przeszłości miała mieć założoną tzw. "Niebieską Kartę", bo mężczyzna miał stosować przemoc wobec żony. Mimo licznych kontroli niczego mu jednak nie udowodniono.
Do sprawy wraca Piotr Żytnicki z GW. W środę w sądzie odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie przyszłości dzieci. Sąd ma zdecydować czy ograniczy prawa rodzicielskie rodzicom, czy może je odbierze. Rozprawa odbyła się za zamkniętymi drzwiami.
Matka chłopców zapowiada, że chce walczyć o to, by dzieci do niej wróciły. Znalazła pracę, zapewnia, że nie chce utrzymywać kontaktów z mężem. Podkreśla, że sama była jego ofiarą. Kolejna rozprawa ma się odbyć w listopadzie.
Najpopularniejsze komentarze