Jeżyce: mężczyzna codziennie karmi gołębie na skrzyżowaniu. "Uprzykrza życie lokatorom pobliskiego bloku"
Zdania w tej sprawie są jednak podzielone.
W sprawie mężczyzny dokarmiającego ptaki napisała do nas Czytelniczka. - Niestety pomimo wielokrotnych i bezskutecznych prób zgłoszenia sprawy do Straży Miejskiej Miasta Poznania, postanowiłam napisać o tym do Państwa. Codziennie (!) między godziną 6:30 a 7:40 na róg ulicy Poznańskiej i Kościelnej przychodzi Pan (na oko w wieku 50+), który dokarmia dzikie gołębie - pisze. - Gwiżdże na nie, by je do siebie przywołać, czym niejednokrotnie uprzykrza życie lokatorom pobliskiego bloku. Gołębie zwykle i tak czekają już na miejscu lub siedzą na balkonach. Wielokrotnie byłam świadkiem jak obcy ludzie czekający na przystanku byli "atakowani" przez gołębie, które prawdopodobnie myślały, że przyszedł ich karmiciel - dodaje.
Z relacji Czytelniczki wynika, że mężczyzna przychodzi na skrzyżowanie z okruchami cukierniczymi i cząstkami chleba, którymi następnie dokarmia ptaki. - "Pokarm" rozrzucamy jest po całej długości chodnika, a szczególnie na samym rogu ul. Poznańskiej i Kościelnej. Ba! Facet nawet nie krępuje się rzucać żywnością w kierunku ludzi! Resztki od niedawna są też wysypywane na drzewa znajdujące się na skwerku. Dokarmianie i gwizdanie to jedno, odchody to drugie. Gołębie wypróżniają się na chodniku. Więcej chyba nie trzeba mówić - bakterie, smród, zanieczyszczenie. Z mojego "śledztwa" wynika, że mężczyzna dokarmia gołębie także w innych miejscach Jeżyc. Mężczyźnie wielokrotnie zwracali już uwagę mieszkańcy bloku na Poznańskiej, i okoliczni przechodnie, bezskutecznie. Raz byłam nawet świadkiem większej awantury, w której Pan Gołębiarz wykazał się agresją w stosunku do osoby zwracającej mu uwagę, doszło do szarpaniny. I to nie pomogło - kończy.
Skontaktowaliśmy w sprawie "gołębiarza" ze strażnikami miejskimi. - Dziś rano pan został "przyłapany", gdy karmił ptaki we wskazanej lokalizacji - mówi Anna Nowaczyk z SM. - Okazało się, że mężczyzna jest bardzo schorowany. Początkowo w ogóle nie chciał pokazać dokumentu tożsamości strażnikom. Na miejsce wezwano więc policję. Gdy strażnicy czekali na przyjazd funkcjonariuszy, mężczyzna jednak postanowił im pokazać dokument - mówi.
W trakcie interwencji, która trwała blisko 3 godziny, nastąpiło kilka zwrotów akcji. - Pan kilka razy leżał na trawie, miał drgawki. Odmówił jednak wezwania karetki pogotowia przyznając, że boi się koronawirusa i na pewno nie pojedzie do szpitala. W międzyczasie na miejscu pojawiła się grupa osób żądając pozostawienia mężczyzny w spokoju. Jak wyjaśniali, pan regularnie przychodzi tu karmić ptaki i jest to dla niego forma terapii - dodaje. Ostatecznie ukarano go mandatem w wysokości 50 złotych za zaśmiecanie. Początkowo nie chciał go przyjąć, ale ostatecznie go przyjął.
- Jest to trudna sprawa. Jestem pewna, że pan ponownie pojawi się w tym miejscu i będzie robić to, co robił od dłuższego czasu. Z relacji strażników wynika, że pokarm rozrzucony przez tego pana jest natychmiast zjadany przez gołębie. Jeśli takie sytuacje będą się powtarzać, możemy oczywiście interweniować, ale będzie to prawdopodobnie walka z wiatrakami - kończy Nowaczyk.
Najpopularniejsze komentarze