Zatrucie Warty w Poznaniu: "czekali" na policję, która ich zatrzymała. "Dziwne" okoliczności śledztwa
Do zatrucia Warty doszło cztery lata temu i jak się okazuje, w związku z prowadzonym śledztwem doszło do kilku zaskakujących zdarzeń.
Do zatrucia Warty doszło w październiku 2015 roku. Działania prowadzone przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska oraz policję i prokuraturę doprowadziły do wskazania substancji, która dostała się do Warty i wytypowania firmy odpowiedzialnej za zatrucie. Środek, który miał zatruć Wartę, to transflutryna, która używana jest jako środek owadobójczy. Z rzeki m.in. w Poznaniu wyłowiono 3 tony martwych ryb.
W kwietniu 2016 roku doszło do zatrzymania 4 osób. Jak ujawnia Głos Wielkopolski, wszystkie osoby były przygotowane na to, że zostaną zatrzymane przez policjantów. Jak twierdził jeden z zatrzymanych, został o tym fakcie uprzedzony przez swojego szefa. Tymczasem policja chciała to zrobić "z zaskoczenia". Zdaniem policjantów, oczywiste było, że doszło do przecieku. Ostatecznie potwierdziła to konińska prokuratura, ale... umorzyła sprawę z powodu niewykrycia sprawcy.
Początkowo zatrzymane osoby w trakcie przesłuchań dosyć wylewnie opowiadały o tym, co działo się w zakładzie. Sytuacja zmieniła się, gdy "na pomoc" ruszyli im prawnicy dużej poznańskiej kancelarii. Po rozmowie z prawnikami pracownicy firmy przestali mówić. Z ustaleń Głosu Wielkopolskiego wynika, że "dziwnym zbiegiem okoliczności" dostali później w pracy podwyżki.
Cztery osoby zatrzymane w kwietniu w związku ze sprawą, nie odpowiedziały za zatrucie rzeki. I w tym przypadku sprawę umorzono uznając, że winę za zatrucie ponosi szef firmy. Oskarżono go o to, że nakazał nieustalonym osobom wylanie transflutryny do studzienki, z której dostała się do rzeki. Proces jednak się nie odbył. Obrońca mężczyzny zawnioskował o zwrócenie sprawy do sądu ze względu na braki w akcie oskarżenia. Wniosek zaakceptowano, ale opinia publiczna nie dowiedziała się dlaczego. Posiedzenie utajniono. Gdy sąd zwrócił dokumenty do prokuratury, ta spóźniła się o jeden dzień ze złożeniem istotnego zażalenia. Prokuratura winą o opóźnienie obarcza pracownika sekretariatu, którego za to upomniano.
Obecnie śledztwo toczy się ponownie. Podejrzany jest tylko jeden - szef firmy. Prokuratura zakłada, że do końca roku przygotuje nowy akt oskarżenia.
Co na to firma, która ma być odpowiedzialna za zatrucie rzeki? W oświadczeniu przesłanym do Głosu Wielkopolskiego przyznaje, że nigdy nie było i nie ma dowodów na winę spółki.
Najpopularniejsze komentarze