W Polsce brakuje ratowników wodnych. Sprawdziliśmy jak jest w Poznaniu
Brak chętnych do pracy jako ratownik wodny to problem, o którym słychać od dawna. Jak jest w Poznaniu?
Niskie zarobki, odpowiedzialność, stres - taki wizerunek wykonywanego zawodu raczej nie sprzyja rekrutacji kandydatów. Szczyt sezonu to oczywiście miesiące letnie. Choć wynagrodzenia systematycznie rosną, to w wielu miejscach wciąż są problemy z obsadzeniem stanowisk ratowników, a na każdym strzeżonym kąpielisku musi ich być przynajmniej dwóch.
Ratownikiem nie można zostać pojawiając się na plaży "z ulicy". Kandydaci muszą ukończyć kurs ratownika medycznego czy kwalifikowanej pierwszej pomocy.
W Poznaniu i okolicach funkcjonuje kilkanaście strzeżonych kąpielisk. Na szczęście ich zarządcy nie muszą uciekać się do radykalnych kroków i zamykania obiektów. - Ratowników brakuje wszędzie - przyznaje w rozmowie z epoznan.pl Marek Frąckowiak, rzecznik WOPR Wielkopolska. - Poznań radzi sobie dzięki temu, że jest miastem akademickim więc tych kandydatów jest dość dużo, ale wystarczy wyjechać, kilka, kilkanaście kilometrów poza miasto i pojawiają się problemy - dodał.
Woprowcy przyznają, że problemy są od lat te same. - Zbyt niskie wynagrodzenie, zbyt duża odpowiedzialność. Pracuje się na słońcu, po 8 godzin dziennie, często od poniedziałku do niedzieli - wyliczał Marek Frąckowiak.
WOPR Wielkopolska oferuje kandydatom ok. 18-20 zł brutto za godzinę pracy. Stawki mogą być jednak niższe (lub wyższe), bo ustala je zarządca kąpieliska, a na dużej części z nich za zatrudnienie ratowników odpowiedzialna jest np. gmina.
Ratownicy od zawsze podkreślają, że dbanie o bezpieczeństwo nad wodą powinniśmy zaczynać od siebie. Na polskich kąpieliskach powszechny stał się choćby alkohol, a nawet jedno wypite w pełnym słońcu piwo może okazać się tragiczne w skutkach po wejściu do wody. Apelujemy o rozsądek, ponieważ od początku czerwca w naszym kraju odnotowano już 190 przypadków utonięć.