Wielka powódź w Poznaniu: "Przez bramę Dębińską leje się woda pełnym strumieniem"
Marzec 1888 roku na długo zapisał się w pamięci ówczesnych mieszkańców Poznania. Wielka powódź zalała wówczas Śródkę, Chwaliszewo, Garbary i Stary Rynek.
W marcu 1888 roku poznaniacy ze strachem spoglądali na Wartę i śledzili doniesienia prasowe o stanie Warty w miejscowościach leżących poniżej Poznania. Powódź była jednak nieunikniona -Wesołe i radosne zwykle święta Zmartwychwstania Pańskiego, wcale nie wesoło zapowiadają się Poznaniowi i biednej jego ludności, liczącej się na tysiące głów- pisał Dziennik Poznański z 31 marca. Już od kilku dni woda podmywała części miasta położone w bezpośredniej bliskości rzeki -Przy Wenecyańskiej ulicy nr. 11/12 zapadł się dom podmyty wodą. Zaalarmowana śpiesznie straż ogniowa wyratowała wszystkich mieszkańców owego domu prócz dziewczynki Agnieszki Cybulskiej, o której losach dotąd nie wiadomo -informowała w Wielki Czwartek prasa. Zalana została też miejska gazownia, a w związku z tym ulice miasta pogrążyły się w ciemnościach.
Kulminacyjny moment powodzi nastąpił 30 marca, kiedy wodowskaz na moście Chwaliszewskim wskazał 6,85 metra -Przez bramę Dembińską leje się woda pełnym strumieniem aż do wysokości połowy bramy, tak, że obecnie już i Wałowa ulica pomiędzy bramą a ulicą Strzelecką i kościołem Bożego Ciała zalana, a komunikacya łodziami odbywać się może wprost do Dębiny. W ogóle możnaby się obecnie od bramy Szelągowskiej przez Małe i Wielkie Garbary dostać po za bramę Dębińską aż do Dębiny- relacjonował Kurier Poznański z Wielkiej Soboty. Woda zalała też Stary Rynek -Na Starym Rynku wystąpiła woda w trzech miejscach, pchana z Warty kanałami. Od pręgierza do pałacu Działyńskich ustawiono już kładki, gdyż suchą nogą przejść nie można. Przed domami na wschodniej stronie Rynku rozlewa się już także woda.
Trudne chwile przeżywali zwłaszcza najbiedniejsi mieszkańcy miasta, którzy zamieszkiwali wówczas Chwaliszewo -Z jakie parę tysięcy i to najuboższej ludności naszego miasta jest bez dachu i niewiadomo kiedy do swych ubogich lepianek i sklepików powróci, bo gdy woda całkowicie ustąpi, potrwa z jakie kilka tygodni zanim wyschną zalane mieszkania tak, aby w nich ludzkie stworzenia bez narażania zdrowia swego przebywać mogły.Czoła problemom próbował stawić magistrat, który powodzian ulokował w budynkach szkolnych, wojskowej barace przy forcie Reformackim czy szpitalu św. Łazarza przy bramie Wildeckiej. Do zalanych domów dowożono też żywność "wysokimi wozami magistrackimi" i łodziami. Pomoc niosły też osoby prywatne -Wszystko co bogatsze i możniejsze bez względu na narodowość i wyznanie spieszy z pomocą biedakom. W naszem biurze redakcyjnem już od wczoraj sypią się monety srebrne i złote na otarcie łez biedakom i zaspokojenie ich częstokroć dokuczliwego głodu. A liczne komitety, które się pozawiązywały wysyłają na najwięcej nawiedzone Chwaliszewo i Ostrówek chleb i o ile się da ciepłe pożywienie -informował Kurier.
Ostatecznie woda wdarła się do 800 budynków, w których mieszkało 22 tysiące ludzi. Podwyższony poziom wody utrzymywał się przez ponad tydzień. W kwietniu 1888 roku Poznań walczący ze skutkami powodzi odwiedziła cesarzowa Wiktoria oraz późniejszy cesarzksiążę Wilhelm. Cesarzowa i książę przekazali kilkaset talarów na pomoc dla powodzian.
Żywioł nawiedził w marcu 1888 roku całą Europę, a poznańska prasa donosiła o powodziach na Dolnym Śląsku, Żuławach czy wylaniu Renu. Do dziś śladem po wielkiej wodzie są tablice umieszczone na ulicy Długiej oraz w kościele Bożego Ciała, które pokazują poziom wody z 30 marca 1888 roku.
Przytoczone cytaty pochodzą z Dziennika oraz Kuriera Poznańskiego i zostały przytoczone w oryginale.