Bezdomny mieszka na pl. Ratajskiego w centrum Poznania. Nie chce pomocy
Mieszkańcy okolic placu Cyryla Ratajskiego i pasażerowie tramwajów, które tędy przejeżdżają, od kilku miesięcy obserwują bezdomnego mężczyznę, który się tu "zadomowił".
- Ten bezdomny jest na placu Cyryla Ratajskiego codziennie. Straż miejska, policja i pogotowie są tu codziennie i co z tego? Nie mogą mu pomóc? Nie mogą go zabrać? Jego stan zdrowia jest fatalny. Dziś nawet nie da się sprawdzić czy żyje. Skutek będzie taki. Facet zejdzie z tego świata, a wszyscy będziemy się zastanawiali dlaczego nikt nie był w stanie mu pomóc - albo definitywnie zostawić i nie płacić pieniędzy podatników na codzienne przyjazdy służb - pisze do nas czytelnik.
Przemysław Piwecki ze straży miejskiej potwierdza, że wspomniany mężczyzna jest dobrze znany nie tylko strażnikom, ale też policjantom, radnym osiedlowym, a nawet Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Rodzinie. - W lipcu przyjechał z Kołobrzegu (tam przebywał dłuższy okres) do Poznania. "Zadomowił" się na ławce w pobliżu baru na placu. Strażnicy referatu Stare Miasto wielokrotnie rozmawiali z nim, informowali go o możliwości uzyskania pomocy socjalnej w Poznaniu, ale przede wszystkim poinformowali MOPR. Dodatkowo nawiązaliśmy kontakt z jego rodziną - ma adres zameldowania w Murowanej Goślinie i chociaż rodzina nie wypiera się go, mało tego - chce go z powrotem do siebie, to on nie chce utrzymywać z nimi żadnych kontaktów - wyjaśnia.
Mężczyzna nie prosi o pieniądze i jedzenie, ale... dostaje je od mieszkańców. - Doszło nawet do sytuacji, w której kobieta mieszkająca w pobliżu obmyła mu nogi i założyła przyniesione czyste skarpety - mówi Piwecki. - Pomimo tej sytuacji ten człowiek dba o higienę. Prawdopodobnie ma też w pobliżu znajomych i u nich co jakiś czas się wykąpie. Doszło do sytuacji, w której jakaś kobieta poszła do baru obok kupić mu zupę, a pani z obsługi oświadczyła, że to już czwarta w dniu dzisiejszym zupka dla tego pana. Sam mężczyzna przyznaje, że głodny nigdy nie chodzi - dodaje.
Strażnicy, pracownicy MOPR, policja - wszyscy informują mężczyznę o możliwości uzyskania pomocy w naszym mieście, ale on nie chce z niej korzystać. - Jego stan zdrowia jest coraz gorszy, ale pan jest bardzo uparty. Dodatkowo on nadużywa alkoholu. Często jest przewożony do wytrzeźwienia (do ODON). Od lipca strażnicy transportowali go już kilkadziesiąt razy, oczywiście niezależnie od pory dnia i nocy, każdorazowo musimy wzywać karetkę pogotowia ratunkowego i dopiero po pisemnej zgodzie na transport zabieramy i przewozimy do ODON. Identyczne interwencje realizują policjanci - podkreśla.
Człowiek ten został kilka razy ukarany mandatami m.in. za śmiecenie i załatwianie potrzeb fizjologicznych w miejscach do tego nieprzeznaczonych. To jednak nie zniechęca go do kolejnych zachowań tego typu. Zgodnie z polskimi przepisami, w naszym kraju nie można komuś pomóc "na siłę". A skoro bezdomny pomocy nie chce, niewiele można zrobić. Piwecki nawiązuje do sytuacji kobiety, która w 2013 roku zaczęła koczować przy trasie PST na Piątkowie. Ona również nie chciała od nikogo pomocy. Po około 1,5 roku załatwiania wielu formalności, orzeczeniach lekarskich i ostatecznie decyzji sądu, kobietę wywieziono do domu opieki na terenie Gdańska.
Najpopularniejsze komentarze