Mów, dużo mów, to pomaga
Będąc wolontariuszką na detoksie, chodząc na mityngi AA spotykam osoby, które chcą podzielić się swoim doświadczeniem. Zadałam pytanie, co stracili przez alkohol. Przywołuję także moją dawną rozmowę z chłopakiem w Izbie Wytrzeźwień.
ANIA
Wśród pacjentów Oddziału Detoksykacyjnego poznaję 22-letnia Anię. Mimo piątego dnia leczenia na Oddziale, dziewczyna nadal jest bardzo słaba i przerażona. W ciągu ostatniego roku piła pięciodniowymi ciągami.
Zgodziła się jednak powiedzieć parę słów na moje pytanie.
Zaczęłam pić w wieku 15 lat. Wówczas dowiedziałam się, że jestem dzieckiem adoptowanym. Że moi biologiczni rodzice żyją, i że mam jeszcze kilkoro rodzeństwa. Mimo, iż moi adopcyjni rodzice byli dla mnie dobrzy, kochali mnie, ja zapragnęłam odnaleźć tamtych rodziców, a przede wszystkim resztę rodzeństwa. Znałam tylko jednego z moich braci, tego, który był ze mną w aktualnej rodzinie. Kiedy usłyszałam, że tamci rodzice porzucili nas na śmietniku, cierpiałam ogromnie. Czułam wielki żal, bunt. Alkohol pozwalał mi, choć na chwilę, złagodzić mój ból. Nie zauważałam, że picie wyrządza mi coraz większą szkodę. Miałam przyjaciół, którzy prosili mnie bym przestała pić. Nie posłuchałam, więc odsunęli się ode mnie. Dostawałam kieszonkowe, które przepijałam. W końcu po raz drugi straciłam rodzinę, bo wyniosłam się z domu. Nie chciałam słuchać dobrych rad. I "na własne życzenie" straciłam dom. Zamieszkałam u koleżanki. Moim towarzystwem byli tylko ci znajomi, którzy pili. Przez te lata straciłam poczucie wartości i szacunek do samej siebie, bardzo pogorszyło się moje zdrowie. Pijąc i tak nie byłam w stanie szukać mojej biologicznej rodziny. Nie miałam więc szans, na jej odnalezienie. Uważam, że wszystkie te lata, kiedy piłam, nie przyniosły mi nic dobrego, wręcz przeciwnie. Wykończyłam się tak bardzo, że nie chcę już pić. Nie chcę, boję się bardzo żeby do alkoholu nie wrócić, już dość mam pijanego życia.
Jeśli utrzymam abstynencję, mam możliwość powrotu do adopcyjnych rodziców. Chcę odbudować stracone więzi z nimi i ze wszystkimi, których odrzuciłam. Naprawić krzywdy, które przez picie alkoholu, wyrządziłam innym. Chcę znaleźć sobie pracę, odszukać przyjaciół, żyć trzeźwo i zdrowo. Kiedyś założyć własną rodzinę. Wiem, że będzie trudno, bo leczenie jest długie, ale choć się bardzo boję, mam nadzieję, że nie wrócę do picia i zdołam odrobić wiele strat.
JOANNA
Joanna ma 35 lat, od pięciu lat chodzi na mityngi AA, od trzech i pół roku nie pije. Właśnie za chwilę pójdzie na miting.
Chętnie podzielę się moim doświadczeniem. Zaczęłam pić w wieku 14 lat. Sporadycznie. Później częściej, ale nadal okazyjnie, towarzysko, straty więc były niewielkie. Mało dokuczliwe. Jednak w miarę upływu lat było gorzej. Pogarszał się mój kontakt z rodzicami, z najbliższą rodziną. Malało poczucie mojej wartości, traciłam dobre imię. W wieku dwudziestu pięciu lat miałam już poważne kłopoty przez alkohol. Urodziłam córkę, ale na skutek mojego picia, nie byłam w stanie dobrze się nią opiekować. Pierwsze lata jej życia, dla mnie jako matki rozmyły się w alkoholu. W jej wczesnym dzieciństwie, ze szkodą dla nas obydwu, nie było między nami takiego kontaktu, jaki powinien istnieć między matką, a jej dzieckiem. Rozpadł się też mój związek uczuciowy. Odszedł ode mnie ojciec mojej córki. Na domiar złego zostały mi ograniczone prawa rodzicielskie.
Na skutek kilku prób samobójczych byłam też bliska utraty własnego życia. Życie zachowałam, jednak zdrowie wyniszczyłam chyba bezpowrotnie. Między innymi kości i stawy. Bardzo cierpię na kręgosłup. Lekarz stwierdził, że do takiego stanu doprowadziło mnie właśnie picie. Często muszę poruszać się przy pomocy kul inwalidzkich.
Dziś nie piję, rzuciłam też palenie, ale ponoszę konsekwencje tamtych lat. Na szczęście, dochodzę do równowagi psychicznej, naprawiam kontakty z bliskimi. Uzupełniłam moje wykształcenie. Bardzo kocham moją córeczkę i z radością ją wychowuję. (A czasem ona mnie). Mam pogodę ducha i zawsze nadzieję na lepsze jutro.
SZYMON
Szymona poznałam parę lat temu, leżał wówczas w Izbie Wytrzeźwień. Był bardzo wycieńczony po ostatnim, kilkumiesięcznym ciągu alkoholowym. Z początku niechętny, sceptyczny, ironiczny. Później otwarty i szczery, opowiedział mi swoją historię. Mimo młodego wieku już rozwiedziony, ojciec maleńkiego chłopca. Dziecko zostało przy matce, Szymon pozostał bez dachu nad głową. Bardzo wcześnie rozwinięte uzależnienie wciąż nieleczone, doprowadziło go do bezdomności. W ostatnim stadium choroby alkoholowej, po kilku ciężkich zatruciach, w stanie skrajnego wyczerpania organizmu, wciąż nie mógł na dłużej utrzymać abstynencji. Po pobycie na izbie trafił na Oddział Detoksykacyjny. Tam doszedł trochę do siebie, i postanowił się leczyć. Chodził do terapeuty, lekarza, na mityngi AA. Miał sporo kłopotów zdrowotnych, bytowych, starał się jednak, przy pomocy innych ludzi, ratować swoje życie. Któregoś dnia przestał przychodzić. Spotkałam go później jeszcze kilka razy. Po kolejnych "zapiciach" ratowano go na detoksie.
Dokładnie pamiętam ostatnie nasze spotkanie. Szymon siedział na szpitalnym łóżku trzęsąc się z wyczerpania. Mówił z wielkim trudem.
-Wiesz Karina, lekarze powiedzieli mi, że mojego następnego "zapicia" mogę nie przeżyć. Po raz kolejny płukali mi jelita, podobno więcej już się nie da.
-No to może teraz weźmiesz się za siebie? Lepszego powodu chyba być nie może? Wiesz, że masz przyjaciół i jeśli zechcesz, wspólnie z nami dasz radę?
-Tak, wiem, wiem. O kurczę, jak mnie trzęsie. Siostro, może poda mi siostra coś na tę trzęsionkę?
Serce mi pękało, kiedy patrzyłam na Szymona. Znałam takie drgawki, prawie nie do opanowania, wiedziałam też, jaki lęk one wywołują.
-Szymek, ja pomasuję cię po plecach, a ty staraj się mówić do mnie, mów, dużo mów, to pomaga.
-Dobra, spróbuję...
-A gdzie ty teraz mieszkasz, Szymon?
-Nigdzie, ale jak stąd wyjdę, chyba wrócę do Domu dla Bezdomnych w Szczepankowie.
-A do AA? Przecież kiedy chodziłeś na mitingi, było ci lżej, prawda?
-Tak, było lepiej, ale...
-Co ale, chłopaku, co ale?
-Nie wiem, Karina, nie wiem, tyle mam kłopotów, tyle spraw, nie mam siły, na nic nie mam siły...
-Szymon, masz dopiero 26 lat, zawalcz o siebie, proszę, nie jesteś sam, tylko zechciej! Nie zależy ci na życiu, Szymek, nie zależy?
-Nie wiem Karina, niby zależy...
Parę tygodni później znaleziono Szymona martwego na jednej z klatek poznańskiego Osiedla.