Problem z dopalaczami cały czas nierozwiązany
Problem z dopalaczami powraca regularnie co kilka miesięcy. Służby sanitarne i policja zamykają kolejne punkty z dopalaczami, ale w ich miejsce pojawiają się nowe. W lutym na poznańską toksykologię trafiło kilkadziesiąt osób.
O sprawie informuje Głos Wielkopolski, którego dziennikarze rozmawiali z ratownikami medycznymi - Dwa tygodnie temu jechałem na wezwanie do nieprzytomnego mężczyzny na Dworcu Zachodnim. Na miejscu okazało się, że jego źrenice nie reagują prawidłowo, po wstępnym badaniu stwierdziliśmy zatrucie substancją psychoaktywną - opowiada Robert Judek, ratownik medyczny z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu.
Okazuje się, że w ostatnim czasie zmieniła się forma, w której sprzedawane są dopalacze. W minionych miesiącach policja rekwirowała pochłaniacze wilgoci, chemię gospodarczą, a teraz dopalacze ukrywają się pod produktami oznaczonymi jako materiały modelarskie -W ostatnim miesiącu mieliśmy w naszym szpitalu prawie dwadzieścia takich przypadków. Prawie połowa tych pacjentów zażyła nowy rodzaj dopalaczy. Reakcje po tych środkach są podobne do tych już nam znanych, czyli agresja albo całkowite otępienie, zaburzenia rytmu serca, niewydolność nerek i wątroby. To, co je odróżnia to opakowania. Te poprzednie zawsze były podobne do siebie, teraz te dopalacze wyglądają zupełnie inaczej, na co powinni zwrócić uwagę rodzice i nauczyciele - mówi w rozmowie z Głosem Wielkopolskim Eryk Matuszkiewicz, rzecznik szpitala im Raszei.
W tym roku zamknięto między innymi "sklep modelarski" na Łazarzu, a Andrzej Borowiak zapewnia, że każdy taki sklep jest bardzo szybko zamykany - Na ten moment, żaden sklep z dopalaczami nie ma prawa działać w Poznaniu, bo każdy taki punkt, gdy tylko się otworzy, natychmiast namierzamy i zostaje zamknięty - twierdzi rzecznik wielkopolskiej policji.
Wojna z dopalaczami trwa od wielu lat, ale do tej pory nie udało znaleźć się skutecznego sposobu na wyeliminowanie tych niebezpiecznych środków.