Łukasz Trałka: nie ma alarmu, ale...
Łukasz Trałka nie miał zamiaru wszczynać paniki po przegranym meczu z Pogonią Szczecin. Podkreślał, jednak, że zespół zaprezentował się słabo. - W naszej grze nie było iskry - mówił kapitan Lecha Poznań.
Kolejorz, choć był zdecydowanym faworytem, przegrał z Portowcami 1:2. - Nie ma alarmu, ale na pewno boli to, że przegraliśmy mecz i straciliśmy punkty, które mogą być ważne w ogólnym rozrachunku - mówił defensywny pomocnik.
W meczu nie mogło zagrać kilku podstawowych zawodników mistrza Polski. Zdaniem Trałki miało to spory wpływ na postawę zespołu. - Naturalną rzeczą jest to, że trener musiał pozmieniać kilka rzeczy w takiej sytuacji. Brakowało nam zgrania, głównie w środku pola. W naszej grze nie było iskry i rytmu. Za dużo było także stałych fragmentów gry, przez co mecz był szarpany. Mieliśmy mnóstwo rzutów rożnych i wolnych, z których nie potrafiliśmy stworzyć żadnych groźnych sytuacji. Grało nam się ciężko, szczególnie w pierwszej połowie - ocenił.
Goście, szczególnie w drugiej połowie, skupiali się już niemal wyłącznie na defensywie. - Szkoda sytuacji, w której padła bramka na 2:1, po niej Pogoń grała cały czas jedenastoma zawodnikami na własnej połowie, przez co nie mieliśmy możliwości zagrania jakiejś prostopadłej piłki. Teraz koncentrujemy się na środowym meczu i zrobimy wszystko, żeby awansować. Myślę że będzie dobrze - zakończył Trałka.