Talizman "zabezpiecza przed wampirami". Handel dopalaczami kwitnie
Talizman "Pogromca wampirów", którego noszenie "zabezpiecza przed atakami wampirów", a także talizman kierowcy, dzięki któremu "droga będzie zawsze szeroka" - takie "przedmioty kolekcjonerskie" można kupić w jednym ze sklepów przy Górnej Wildzie. Zdaniem naszego czytelnika młodzież je spożywa i zaczepia pod ich wpływem przypadkowych przechodniów.
- Czy moglibyście zainterweniować w sprawie (wciąż!) funkcjonującego sklepu z dopalaczami przy ul. Górna Wilda - pyta nasz czytelnik, Edgar. - Mieści się on w lokalu między apteką a piekarnią, przy schodach prowadzących na ulicę Głęboką. W obrębie sklepu leży mnóstwo rozrzuconych opakowań po narkotykach, a naćpana młodzież zaczepia ludzi i nocuje w okolicznych bramach - dodaje.
Wśród "przedmiotów kolekcjonerskich" dostępnych w sklepie są różne talizmany. "Pogromca wampirów" ma zabezpieczać przed "atakami wampirów", a talizman kierowcy ma sprawić, że "droga będzie zawsze szeroka". Na każdym opakowaniu wyraźnie napisano, że talizman należy przy sobie nosić i oczywiście... nie wolno go spożywać. Nabywcy talizmanów najwyraźniej mają jednak inne zdanie na ten temat.
Cyryla Staszewska, rzeczniczka poznańskiego sanepidu wyjaśnia, że od początku roku przeprowadzono 2 kontrole w punktach, w których wystąpiło podejrzenie sprzedaży dopalaczy. - W zupełnie nowym sklepie przy ulicy Kwiatowej 21 stycznia zabezpieczyliśmy 47 sztuk "talizmanów", środków zastępczych wskazujących na to, że mogą być dopalaczami. W takiej sytuacji wycofujemy te produkty z obrotu i dajemy zakaz na 3 miesiące prowadzenia działalności gospodarczej - mówi. - 29 stycznia została przeprowadzona kolejna kontrola, tym razem na ulicy Głogowskiej. Tam jednak niczego nie znaleziono - dodaje.
Staszewska zauważa, że nawet jeśli środki zastępcze są zabezpieczone w danym punkcie, aby przestał on działać na 3 miesiące decyzja musi trafić do właściciela na piśmie. - Często zdarza się, że list nie jest odbierany przez właściciela, a w międzyczasie firma, która prowadziła punkt przestaje istnieć, a w jej miejscu pojawia się kolejna, o bardzo zbliżonej nazwie - zaznacza.
W 2014 roku w Poznaniu przeprowadzono 36 kontroli w 15 punktach. - Łącznie nałożyliśmy kary finansowe w wysokości 605 tysięcy złotych, ale nie otrzymaliśmy z tej kwoty nawet złotówki. Osoby, na które nałożono kary odwoływały się od tej decyzji, a to wszystko trwa. Teraz postępowanie egzekucyjne prowadzą Urzędy Skarbowe - tłumaczy Staszewska.
Kontrole sanepidu odbywają się we współpracy z policją. Po ewentualnym zabezpieczeniu środków zastępczych, są one badane na zlecenie sanepidu. - Badanie każdej próbki to koszt 200 złotych. Jeśli okaże się, że to rzeczywiście dopalacze, nakładamy na właściciela punktu karę finansową. Wszystkie tego typu punkty w mieście są pod naszą kontrolą - kończy.