Biogazownia na Morasku? "Inwestycja ma powstać, by poprawić sytuację"
Mieszkańcy Moraska i Radojewa są przeciwni budowie w ich okolicy biogazowni. Obecnie działa tu kompostownia pryzmowa, która generuje nieprzyjemny zapach. Biogazownia ma wyeliminować uciążliwości zapachowe, ale mieszkańcy w to nie wierzą.
Już w lutym pisaliśmy o sprzeciwie mieszkańców m.in. Moraska w sprawie rozbudowy znajdującego się w ich pobliżu wysypiska śmieci. Miałaby tutaj powstać biogazownia, dzięki której dostarczane na wysypisko odpady zielone byłyby sprawniej przerabiane np. na nawóz.
- Nie mam wątpliwości co do tego czy ta inwestycja powinna powstać - mówi Tomasz Lewandowski, szef Komisji Gospodarki Komunalnej i Polityki Mieszkaniowej. - W tej chwili na składowisku śmieci odpady zielone fermentują leżąc na otwartym placu, przez co zapach roznosi się po okolicy. Gdy powstanie biogazownia powstanie zamknięta przestrzeń, w której znajdować się będzie więcej odpadów zielonych, ale nie powinny one generować nieprzyjemnego zapachu - dodaje.
Lewandowski rozumie jednak obawy mieszkańców. - Oczywiste jest, że mieszkańcy mają wątpliwości. Boją się, że w biogazowni pojawią się jakieś oszczędności, np. na filtrach i przez to ten nieprzyjemny zapach w okolicy będzie wyczuwalny. I tutaj pojawia się zarzut pod adresem prezydenta i urzędników. Należało rozwiać wątpliwości mieszkańców już lata temu, wyjaśnić im na jakiej zasadzie działa taka instalacja, a nawet zabrać ich do Hanoweru, gdzie podobny obiekt działa - zaznacza. - Mimo obaw mieszkańców, musimy pamiętać o tym, że w Poznaniu mamy duży problem z odpadami zielonymi. Można z nich przecież wytwarzać nawóz i biogaz, co jest korzystne dla miasta - kończy.
Paweł Matuszak, przewodniczący zarządu Rady Osiedla Morasko-Radojewo tłumaczy, że osiedlowi radni nie wydali decyzji na temat tego czy są za czy przeciw biogazowni. - Mieszkańcy inwestycji nie chcą, ale my w tej chwili nie wiemy nawet jak ten obiekt ma wyglądać. Trudno jest kupować kota w worku - mówi. - Cały czas nam tłumaczono, że projekt powstanie, gdy inwestycja otrzyma finansowanie. A to jest możliwe dopiero po przekazaniu kompetencji Zakładowi Zagospodarowania Odpadów przez miasto. Na ostatniej sesji Rady Miasta radni przekazali te kompetencje ZZO. Powołana zostanie komisja, w skład której wchodzić będą m.in. przedstawiciele mieszkańców i specjaliści. Dzięki niej będziemy mieć wgląd w to, co się dzieje w związku z inwestycją, ale też w związku z ewentualną rozbudową wysypiska - dodaje.
Komisja miałaby zacząć działać na początku września. - Najlepszym rozwiązaniem byłoby przeprowadzenie konsultacji społecznych, ale miasto nie jest do tego chętne. Gdy dowiadywałem się czy w związku z planowaną budową biogazowni przebudowana zostanie infrastruktura w okolicy dowiedziałem się, że dyrektor Zarządu Dróg Miejskich może przyjść na spotkanie z mieszkańcami i osiedlowymi radnymi, by wysłuchać ich próśb w sprawie remontu ulic czy chodników. To jest kuriozum, że przy tak dużej inwestycji za ponad 50 milionów złotych nie myśli się o przebudowie układu komunikacyjnego. Nie wspominając o zagrożeniu dla rezerwatu, który przez biogazownię może stać się nieatrakcyjny dla mieszkańców i turystów - tłumaczy Matuszak.
Matuszak zastanawia się dlaczego biogazownia nie mogłaby powstać np. w pobliżu nowej spalarni śmieci. - Dlaczego w przypadku spalarni rozważano kilka lokalizacji, a w przypadku biogazowni urzędnicy uparli się tylko na jedną? Nie jest to dla nas zrozumiałe - kończy.
- W 2010 roku otrzymaliśmy decyzję środowiskową i lokalizacyjną dla tej inwestycji. To wtedy był czas na protesty - mówi Krzysztof Krauze, prezes Zakładu Zagospodarowania Odpadów. - Mieszkańcy byli wtedy przeciwni tym planom, ale urzędy m.in. zajmujące się kwestią ochrony środowiska zdecydowały, że biogazownia może tu powstać. Decyzji tej nie zaskarżono - dodaje.
Krauze, podobnie jak radny Lewandowski wskazuje, że biogazownia to konieczność. - Poznań zaczyna tonąć w zielonych odpadach. Jest ich coraz więcej, a biogazownia ma je przyjmować z całej aglomeracji. Inwestycja ma powstać, by sytuację poprawić, a nie pogorszyć. W tej chwili zapach wynikający z fermentacji może być uciążliwy dla mieszkańców, ale po budowie zamkniętego obiektu ma zniknąć. Na zachodzie zamknięte instalacje to w takich przypadkach standard - zaznacza.
Inwestycja ma pochłonąć ponad 50 milionów złotych. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, miałaby zacząć działać już w połowie 2016 roku. - My musimy mieć taką instalację nie za 5 lat, ale natychmiast. To coś, bez czego aglomeracja w dzisiejszych czasach nie może funkcjonować. Dlatego biogazownia jest tak potrzebna i liczę na to, że mieszkańcy też mają tego świadomość - kończy Krauze.