Klienci klubów go-go naciągani? Rekordzista z rachunkiem na 100 tysięcy zł
Idą do klubu go-go i początkowo kontrolują sytuację. W pewnym momencie "urywa im się film". Gdy dochodzą do siebie okazuje się, że wydali w klubie od kilku do nawet 100 tysięcy złotych. W Poznaniu policja zajmuje się już 12 takimi przypadkami.
O sprawie domniemanego naciągania klientów klubów go-go m.in. w Poznaniu napisała Gazeta Wyborcza. Chodzi o klub działający w ramach ogólnopolskiej sieci mieszczący się przy ulicy Wrocławskiej. - Pierwsze zgłoszenie od klienta, który czuł się oszukany przez klub otrzymaliśmy w 2013 roku - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. - Do tej pory wpłynęło ich 12, dlatego uznano, że do sprawy trzeba podejść kompleksowo. Obecnie analizą tych zdarzeń zajmują się policjanci z wydziału dochodzeniowego - dodaje.
Scenariusz w każdym przypadku wyglądał bardzo podobnie. - Klient udawał się do klubu go-go. Przyznawał, że spożywał alkohol, ale w pewnym momencie "urywał się mu film". Gdy tacy klienci budzili się czy po prostu dochodzili do siebie, okazywało się, że wydali w klubie od kilku tysięcy do nawet 100 tysięcy złotych. Te kwoty albo znikały z ich konta, bo płacili kartą albo mieli rachunek, który podpisali i musieli zapłacić - tłumaczy Borowiak.
Skąd tak astronomiczne sumy? Drinki w takich klubach mogą kosztować nawet... 10 tysięcy złotych za sztukę. - Dodatkowo zamówienie pokoju VIP z tancerkami i kilku butelek szampana, jak wynika z uzyskanych informacji, może się skończyć znacznym uszczupleniem portfela - zaznacza.
Klienci podejrzewają, że zostali odurzeni podczas imprezowania. - Badania krwi na obecność środków odurzających są prowadzone. O wynikach nie można jeszcze mówić, jest zbyt wcześnie - kończy Borowiak. Według doniesień Gazety Wyborczej we krwi wykryto obecność narkotyków.
Co ciekawe, do takich zdarzeń dochodziło nie tylko w Poznaniu, ale też w klubach go-go tej samej sieci w innych polskich miastach. Sprawy trafiały nawet do prokuratury. Ale je umorzono. Tłumaczono, że klienci sami są sobie winni, bo mimo, że "urwał im się film" - np. samodzielnie płacili kartą wpisując PIN. Z najnowszych informacji wynika, że problemem zainteresował się prokurator generalny. Chce poznać szczegóły związane ze sprawami prowadzonymi w różnych miastach.
Najpopularniejsze komentarze