Na zakupy? Do dyskontu. Pierwszy z nich 19 lat temu powstał w Poznaniu
Polacy coraz częściej robią zakupy w dyskontach na swoim osiedlu, a nie w oddalonych od domu hipermarketach. To właśnie w naszym mieście 19 lat temu otwarto pierwszy dyskont w Polsce. Dziś są ich tysiące.
Markety dużych sieci handlowych to nieodzowny element każdego dużego miasta, w tym również Poznania. Na większości osiedli można znaleźć przynajmniej jeden duży sklep spożywczy. Dla mieszkańców to dobrze - konkurencja wpływa na spadek cen. W trudnej sytuacji wydają się być jednak sklepikarze. - Gdy w pobliżu otwarto market spożywczy, obroty w naszym sklepie spadły o jakieś 30% - mówi właściciel osiedlowego sklepu na Ratajach. - Na początku było źle, ale klienci zaczęli do nas wracać. Kupują przede wszystkim drobne rzeczy, które dostaną u mnie bez kolejki - dodaje.
- Nie do końca jest tak, że cierpią małe sklepy. Spada bowiem sprzedaż w hipermarketach - mówi dr Barbara Borusiak z Katedry Handlu i Marketingu Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Dlaczego? - W wielkim sklepie o powierzchni 10 tysięcy metrów kwadratowych nie zrobi się zakupów w 15 minut. Przewagą dyskontów jest mała powierzchnia, ale też... brak wyboru - przekonuje. - Klienci bowiem coraz częściej męczą się, gdy muszą dokonać wyboru spośród szerokiej gamy produktów - dodaje. Według danych przedstawionych przez firmę Nielsen hipermarkety notują znaczny spadek sprzedaży, a dyskonty cieszą się coraz większą popularnością klientów.
Jak zauważa Borusiak dzisiejsze dyskonty nie są takie same jak kilkanaście lat temu. Ewoluują w kierunku supermarketu. - Pierwszy dyskont w Polsce otwarto w czerwcu 1995 roku w Poznaniu. Była to Biedronka przy ulicy Newtona. W tamtych czasach w sklepach tego typu m.in. nie oferowano świeżych produktów. Dziś można je kupić i to na wagę. Dodatkowo dziś w takich sklepach sprzedawane są produkty niemal luksusowe jak kawior czy paluszki krabowe - tłumaczy.
Poza tym obecnie dyskonty wyglądają inaczej - produkty są w nich eksponowane w inny sposób (coraz częściej nie na paletach czy "gołej" podłodze). Klienci, dzięki reklamom, są też przekonani o najkorzystniejszych cenach w takich sklepach. - Taki osiedlowy sklep łatwiej jest też ewentualnie przekształcić np. w klub fitness. Z ogromnym hipermarketem się tego nie zrobi - zauważa.
- Trudno jasno stwierdzić czy sklep na osiedlu jest dyskontem czy może już supermarketem. W dyskontach mamy mniejszy asortyment produktów, a w supermarketach większy. Ciekawym przykładem może być sieć Piotr i Paweł, która kiedyś robiła wszystko, by udowodnić, że jest to sklep z wyższej półki, a dziś wprowadza coraz więcej produktów własnej marki, gra ceną. Nie oznacza to oczywiście, że stanie się dyskontem, ale stara się być sklepem bardziej przystępnym dla klienta - zaznacza.
Gdy na portalu epoznan.pl piszemy o budowie kolejnego marketu w Poznaniu, w komentarzach pod tekstem zawsze pojawiają się głosy, że kolejny market jest nam... niepotrzebny. - Prawda jest taka, że nowe sklepy typu dyskont na osiedlach powodują, że robimy w nich częściej zakupy. Częstsze zakupy wiążą się natomiast z większymi wydatkami - podkreśla dr Borusiak.
Z jednej strony nowe sklepy to więc możliwość robienia zakupów blisko domu, a z drugiej ryzyko szybszego opróżnienia naszego portfela. - Martwić może też to, że miasto z nonszalancją podchodzi do tematu sprzedaży gruntów pod takie sklepy. Przykładem może być ulica Bobrzańska, przy której w bezpośrednim sąsiedztwie znajdują się markety Biedronka i Aldi. A nie jest to jedyny taki przypadek w Poznaniu - kończy.
Najpopularniejsze komentarze