Za solidarność z Ukrainą trafią przed sąd?
W czwartek na placu Wolności kilkanaście osób wzięło udział w pikiecie mającej pokazać solidarność z Ukrainą. Teraz okazuje się, że za wspieranie mieszkańców Ukrainy uczestnicy pikiety mogą trafić przed sąd. Nie odbyła się ona bowiem legalnie.
Na Ukrainie od kilku dni trwają masowe protesty. Wszystko zaczęło się w chwili, gdy ukraiński rząd poinformował, że nie podpisze umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, co miało nastąpić podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Od tego momentu na ulicach nie tylko Kijowa pojawiają się tysiące protestujących mieszkańców. W Kijowie milicja próbowała brutalnie zakończyć manifestację, ale protestujący się nie poddają.
Solidarność z osobami walczącymi o wstąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej chcieli wyrazić mieszkańcy Poznania podczas czwartkowej pikiety na placu Wolności. Wzięło w niej udział kilkanaście osób. To głównie ukraińscy studenci uczący się w naszym mieście.
Sprawa poznańskiej pikiety może się skończyć przed sądem. Nie została ona bowiem wcześniej zgłoszona w Urzędzie Miasta. - Nie czujemy się winni dlatego, że to była akcja bardziej spontaniczna - mówi Olena Ponomariowa, uczestniczka pikiety. - Nie mieliśmy organizatorów tej pikiety, po prostu chcieliśmy poprzeć naszych rodaków na Ukrainie i pokazać, że los Ukrainy nie jest nam obojętny - dodaje.
Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji wierzy, że sprawa w sądzie się nie skończy. - Komendant miejski, aby podjąć decyzję o tym, by nie kierować wniosku do sądu musi wyjaśnić tę sprawę - tłumaczy. - To w tej chwili jest czynione. Policjanci ustalają jak doszło do tego zgromadzenia i jaką rolę pełniły w nim osoby, które można uznać za organizatorów, a także czy te osoby próbowały kontaktować się z Urzędem Miasta, by to zgromadzenie zgłosić - kończy.