Koszmar koni z Posadowa. Potrzebna pomoc finansowa
W weekend na terenie Posadowa w powiecie nowotomyskim przeprowadzono jedną z największych w kraju akcję odebrania koni właścicielowi, który je zaniedbywał. Do tymczasowych domów trafiło około 50 zwierząt w najgorszym stanie. Potrzebne są pieniądze, które pozwolą na pokrycie kosztów powrotu do zdrowia koni.
8 sierpnia na portalu YouTube pojawiło się nagranie pokazujące fatalne warunki, w jakich przebywają konie w stadninie na terenie Posadowa w powiecie nowotomyskim. Umieściła je w sieci była pracownica stadniny. - Stadnina Koni w Posadowie była niegdyś dumą wielkopolskiej hodowli. Obecnie obiekt jest dzierżawiony przez duńskiego hodowcę Johnego B. W stajniach i biegalniach trzyma ok. 300 koni. Dokładna liczba zwierząt nie jest znana, ponieważ wciąż się zmniejsza - konie padają wskutek zagłodzenia, złych warunków i braku opieki weterynaryjnej - wyjaśniała autorka filmu.
Sprawą zajęli się członkowie Pogotowia dla Zwierząt z Trzcianki. - Nasza reakcja była natychmiastowa. Byliśmy w stadninie po kilku godzinach od zgłoszenia - mówi Krystyna Kukawska, inspektor ds. koni w Pogotowiu dla Zwierząt. Okazało się, że 48 z 270 koni znajduje się w stanie tzw. kondycji głodowej. Wystąpił u nich zanik tkanki mięśniowej, uwidoczniły się żebra, wyrostki kolczyste kręgosłupa czy kości kulszowe.
- Łącznie zabraliśmy z gospodarstwa 48 koni - tłumaczy Grzegorz Bielawski z PdZ. - To były konie znajdujące się w najgorszym stanie, ale wciąż przebywają tam zwierzęta, które muszą trafić pod opiekę weterynaryjną. Jest ich około 10, może więcej - dodaje. Zwierzęta nie tylko były głodzone, ale też nie miały ruchu. Kantary założone na ich pyskach były zbyt ciasne co doprowadziło do powstania krwawiących ran.
Konie odebrane właścicielowi trafiły do domów tymczasowych. - Ludzie z całej Polski przyjeżdżali w sobotę do Posadowa, by zaoferować miejsce u siebie dla jednego z potrzebujących koni. Chyba pierwszy raz w historii zdarzyło się, że na miejscu pojawiło się więcej wozów do transportu zwierząt niż mogliśmy przekazać koni. Samochody z Zielonej Góry czy Warszawy odjeżdżały bez zwierząt, ale nikt nie miał do nas pretensji. Wręcz cieszono się, że znalazł się dom dla wszystkich potrzebujących - tłumaczy Bielawski.
Pomoc wciąż jest potrzebna, głównie finansowa. - Przez weekend leczenie jednego konia pochłonęło dwa tysiące złotych. A to tylko jedno zwierzę z kilkudziesięciu. Potrzebne są pieniądze na pokrycie kosztu pracy lekarzy, na transport, jedzenie. Każda złotówka się liczy - podkreśla.
Sprawa stadniny, w której zwierzęta są głodzone została przekazana policji z Nowego Tomyśla. - Wszczęto już postępowanie. Rzadko zdarza się, by policjanci tak bardzo wspierali nas w naszych działaniach - kończy.
Pieniądze na pomoc potrzebującym koniom można wpłacać na konto:
Pogotowie dla Zwierząt
Pl. Pocztowy 4/6, 64-980 Trzcianka
nr konta 77 1090 1391 0000 0001 1767 4585
z dopiskiem "Ratujmy kilkadziesiąt koni"