Szalet miejski im. Bismarcka? "Ku przestrodze"
Radny Michał Grześ z Prawa i Sprawiedliwości podczas dyskusji o nazywaniu poznańskich ulic złożył nietypową propozycją kolegom z komisji. Chodzi o nazywanie miejskich szaletów w Poznaniu imieniem osób, które negatywnie zapisały się w historii stolicy Wielkopolski. Propozycje? Brzetysław, Otto von Bismarck i Józef Cyrankiewicz.
Podczas czwartkowego posiedzenia Komisji Kultury i Nauki Rady Miasta radni dyskutowali na temat nazewnictwa ulic w naszym mieście. Mówiono również o kwestii nazwania nowego ronda przy Zintegrowanym Centrum Komunikacyjnym. Radny Michał Grześ, który uczestniczył w spotkaniu, zaproponował by nie tylko nazywać poznańskie ulice, ale też... miejskie szalety. Toalety miałyby nosić imiona osób, które negatywnie zapisały się w historii poznaniaków.
- Nazywając szalety miejskie imionami osób, które negatywnie przysłużyły się Poznaniowi stalibyśmy się prawdopodobnie pierwszym takim miastem na świecie - mówi Michał Grześ, radny Prawa i Sprawiedliwości. - Jako pierwszy kandydat przyszedł mi na myśl Brzetysław, który spalił Poznań (książę Czech, który najechał m.in. na Wielkopolskę - przyp.red.). Podczas czwartkowego posiedzenia Komisji Kultury i Nauki młodzi ludzie, którzy przyszli do nas przedstawić propozycję nazwania nowego ronda przy Zintegrowanym Centrum komunikacyjnym imieniem PeWuKi zaproponowali kolejnego kandydata - Bismarcka. Uważam, że jest to doskonała kandydatura - dodaje. Otto von Bismarck to znienawidzony przez Wielkopolan kanclerz Niemiec.
- Numerem trzy na liście jest Józef Cyrankiewicz, który chciał odrąbywać ręce poznaniakom - proponuje Grześ. To właśnie premier Cyrankiewicz podczas Poznańskiego Czerwca 1956 zwrócił się do poznaniaków mówiąc "Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie".
Według radnego Grzesia postacie oraz krótka informacja o tym dlaczego właśnie ich imieniem nazwano szalet byłaby przestrogą dla innych. - Proponuję, aby były to postacie, które naraziły się Poznaniowi, ale nie takie, które trzeba by wymazać z kart historii ze względu na ich wyjątkowo karygodną działalność. Najlepiej też żeby były to osoby nieżyjące, bo żywy człowiek zawsze może się zmienić i zrehabilitować. To byłaby doskonała przestroga dla tych, którzy niekorzystnie działają na rzecz naszego miasta - zaznacza. - Nie wiem tylko czy Niemcy byliby zadowoleni z tego, że w Poznaniu znajduje się szalet miejski nazwany imieniem Bismarcka - kwituje.
Grześ z przymrużeniem oka podkreśla, że to typowo wakacyjny temat do przemyślenia dla wszystkich radnych.
- Uważam, że ten pomysł jest co najmniej niesmaczny, bo osoby, które naprawdę ucierpiały przez działania tych postaci mogą czuć się dotknięte - mówi Błażej Wandtke, dziennikarz i autor programu "Tajemnice Poznania". - Jeśli już miałbym proponować nazwę dla szaletu miejskiego, nie byłoby to imię postaci, a nazwa wydawnictwa. Konkretnie chodzi o Wydawnictwo Pod Pręgierz, którego właściciel ukrywał się pod pseudonimem. Wydawnictwo słynęło z publikacji antysemickich karykatur, którymi dzisiaj pewnie zajęłaby się prokuratura - dodaje.
A Wy jakie macie kandydatury? Kto Waszym zdaniem "zasługuje" na nazwanie swoim imieniem szaletu miejskiego? Czekamy na komentarze!
Najpopularniejsze komentarze