Potrącona sarna zdychała przy drodze: co robić w takiej sytuacji?
Pod koniec marca opisywaliśmy sytuację z poznańskiego Dębca, gdzie przy ulicy Osinowej pojawił się koziołek sarny. Dziwnie się zachowywał, wezwano specjalistów, którzy mieli mu pomóc. Ostatecznie zwierzę zdechło. W piątek rano na ulicy Głuszyna doszło do potrącenia koziołka sarny. Zwierzę miało połamane nogi. Co robić w takim przypadku?
O sprawie koziołka sarny, który pojawił się przy bloku na ulicy Osinowej pisaliśmy pod koniec marca. Zwierzę nie bało się ludzi i to wzbudziło niepokój mieszkańców. Zawiadomiono więc straż miejską. Zgodnie z procedurą strażnicy sprawdzają zgłoszenie pojawiając się na miejscu, a następnie informują leśników i lekarza weterynarii. Tak stało się w tym przypadku. - O sprawie poinformowano leśniczego. Ten zdecydował, żeby zwierzę zostawić w spokoju, bo samo odejdzie do lasu - tłumaczył Przemysław Piwecki, rzecznik straży miejskiej.
Kilka godzin później ponownie zgłoszono sprawę koziołka do strażników. Ci jeszcze raz skontaktowali się z leśnikami. Zapewniono ich, że sytuacja jest pod kontrolą. Ostatecznie po kilku godzinach koziołek zdechł. Zdaniem lekarza weterynarii wszystko zostało zrobione tak jak należy. W rozmowie z nami Jarosław Paryzek, weterynarz, przyznał wówczas, że zwierzę poruszało się na czterech nogach, nie miało widocznych obrażeń i dlatego lepiej było nie ingerować. - Oczywiście jeśli koziołek miałby np. połamane nogi, natychmiast zostałaby podjęta decyzja o jego uśpieniu. Tutaj jednak tak nie było - tłumaczył.
W przypadku piątkowego zdarzenia z ulicy Głuszyna sarna miała połamane nogi. - Zgłoszenie o potrąconej sarnie otrzymaliśmy o godzinie 6.50 - mówi Przemysław Piwecki. - O 7.20 na miejscu pojawił się nasz patrol. Zwierzę miało połamane nogi, dlatego miejsce, w którym leżało oznaczono taśmą, by jak najszybciej mógł je zlokalizować leśniczy. Sprawę przekazano właśnie do leśniczego, który miał się zająć sarną - dodaje.
Leśniczy pojawił się na miejscu około godziny 8.00. - Był to potrącony koziołek sarny z połamanymi przednimi nogami - mówi Bogumił Gromadziński z Leśnictwa Antoninek. - Zabrałem go z lasu do leśniczówki, gdzie czekałem na weterynarza. Zapadła decyzja o tym, by zwierzę uśpić. Nogi saren są tak "skonstruowane", że niestety w przypadku połamania nie ma mowy o ratunku - dodaje.
Zdaniem leśniczego cała operacja przebiegła bardzo sprawnie. - W ciągu roku takich sytuacji mamy kilkadziesiąt. Sporo dzikiej zwierzyny ginie w naszym mieście - zauważa. Na odstrzał rannego, cierpiącego zwierzęcia leśnicy nie mają zezwolenia. - To kwestia przepisów. Kiedyś mogliśmy mieć służbową broń, obecnie jest z tym problem. Poza tym nie można strzelać na terenie zabudowanym. Uprawnienia do usypiania zwierzyny ma weterynarz. Czasem kontaktujemy się z kołem łowieckim - kończy.
Jak zachować się w takiej sytuacji? Przede wszystkim zawiadomić strażników miejskich (telefonicznie - 986 lub 61 878 5218). - Działamy następnie zgodnie z przepisami. Sprawdzamy zgłoszenie jadąc na miejsce, a następnie informujemy odpowiednie służby o zdarzeniu. Później do akcji wkraczają leśnicy lub weterynarz - kończy Piwecki. To właśnie leśnicy i weterynarz oceniają stan zwierzęcia, a także podejmują ewentualną decyzję o jego uśpieniu.