Libicki: Euro 2012. Czy ktoś to policzył?
- Jeszcze przed startem Euro 2012, coraz bardziej nurtuje mnie pytanie: Czy ktoś to wszystko policzył? I czy nas na nie stać? - pisze w otwartym liście senator Jan Filip Libicki z PO.
Euro 2012. Czy ktoś to policzył?
Bo zjawisko to jest ogólnopolskie, a może i ogólnoświatowe. Sprowadza się ono do działań na rzecz chwilowego i ulotnego prestiżu bez twardej refleksji o ich finansowych konsekwencjach. Dlatego też, jeszcze przed startem Euro 2012, coraz bardziej nurtuje mnie pytanie: Czy ktoś to wszystko policzył? I czy nas na nie stać?
Jak to zwykle z początkiem roku bywa, trwa dopinanie samorządowych budżetów. W tym roku w całej Polsce idzie to ze szczególnym trudem. I nie chodzi tu tylko o kwestie ogólnopolskie, czyli likwidację nierentownych szkół. Są bowiem miasta, których sytuacja jest wyjątkowa. To te ośrodki, które dotąd uchodziły za szczęśliwe. Za wybrane przez los. To miasta - organizatorzy Euro 2012.
Będę posługiwał się tu najlepiej znanym mi przykładem. Przykładem Poznania. Mniej lub bardziej podobna sytuacja jest jednak w innych miastach. Sytuacja, która każe postawić pytanie czy stać nas na Euro 2012? Czy ileś tam lat temu - podejmując decyzję o polskich staraniach, a potem brnąc w jej wykonywanie - dobrze to wszystko policzono? I wreszcie, czy w kryzysowej sytuacji ogólnej nie będzie to dla wielu miast, a może i dla całej Polski, gwóźdź do przysłowiowej, ekonomicznej trumny? Najpierw jednak krótki, poznański opis.
Stadion kosztował około 700 milionów złotych, pochodzących w większości z miejskiej kasy. Do tego doliczyć trzeba liczne inwestycje infrastrukturalne - pewnie ze drugie tyle. Jasne, wspierane z unijnych funduszy, ale przecież nie w całości. Czym to skutkuje? Ano powszechnymi oszczędnościami i groźbą osiągnięcia ostrożnościowego progu zadłużenia budżetu. Oszczędza się więc na wszystkim. Nie tylko na oświacie. Akurat tutaj przyczyną jest bardziej demografia niż futbol. Także na innych, potrzebnych, a nie związanych bezpośrednio z Euro 2012 inwestycjach. Także na transporcie publicznym, kulturze i wielu, wielu innych sferach miejskiego życia. Sytuacja jest naprawdę trudna i wielu Poznaniaków świetnie to czuje. Pora więc zapytać co tak naprawdę otrzymujemy w zamian?
Oczywiście infrastrukturę. Nowy dworzec kolejowy czy wygodną drogę do lotniska będziemy mieli już na stałe. Tego nikt nam nie odbierze i pewnie, gdyby nie związany z Euro wysiłek inwestycyjny, jeszcze długo byśmy tych potrzebnych rozwiązań nie mieli. Dalej są już jednak same minusy.
Rozegrane zostaną u nas 3 mecze grupy C (Hiszpania, Włoch, Irlandia Chorwacja). Grupa nie najgorsza, bo dość "kibicodajna". Powiedzmy sobie jednak szczerze: mimo, że fani grających drużyn zostawią tu spore pieniądze, nigdy nie takie, by zwróciły się poniesione nakłady. Nawet te, od których odliczymy wydatki infrastrukturalne czy zyski reklamowe związane na przykład z tym, że wielu Irlandczyków po raz pierwszy dowie się o istnieniu miasta zwanego Poznań. Co więcej - nie ma żadnego pomysłu na to, aby kibice grających w Poznaniu drużyn kiedykolwiek tu wrócili i zostawili kolejne pieniądze. Bez złudzeń Panowie! Nie jesteśmy Krakowem. Oni nie wrócą tu nigdy. Ani by kibicować, ani by inwestować, ani wreszcie by odpoczywać.
Kolejna kwestia, widziana w szerszym kontekście. Warto przypomnieć, że po Piłkarskich Mistrzostwach Europy w Portugalii połowa tamtejszych stadionów została rozebrana. Zwyczajnie - nie było pomysłu jak je użytkować. Zewsząd słychać propozycje. Na przykład, że na stadionach organizowane będą koncerty. Tyle tylko, że ilość muzycznych gwiazd potrafiących zapełnić taki stadion jest ograniczona. I jeśli już do nas przyjeżdżają to na jeden, góra dwa koncerty, a stadionów mamy cztery. Warto jeszcze tylko dodać, że wedle specjalistów, choćby w Poznaniu, tutejszy rynek muzyczny wchłonie najwyżej dwa takie koncerty w roku. O sugestiach, że stadiony te zapełnią piłkarscy kibice już nawet nie wspominam, bo aby tak się stało, trzeba by w radykalny sposób podnieść umiejętności naszych zawodników. A koń jaki jest - każdy widzi...
I wreszcie na koniec. Trudno nie zwrócić uwagi na fakt, że zdaniem wielu specjalistów jedną z przyczyn - choć oczywiście nie najważniejszą - obecnych finansowych kłopotów Grecji była Ateńska Olimpiada Roku 2000. Ten stosunkowo niewielki kraj - ze względów prestiżowo - rocznicowych - wziął na siebie wysiłek inwestycyjny nie do uniesienia. Przez długi czas był na ustach świata. Dziś jednak, także z tego powodu, z tych ust nie schodzi - tyle, że w niezbyt chlubnym kontekście.
Przy opisie tego ogólnopolskiego bądź co bądź zjawiska, posłużyłem się akurat przykładem poznańskim. Bo zwyczajnie - ten najlepiej znam. O ile mi jednak wiadomo, zjawisko to dotyczy także Wrocławia, a pewnie i pozostałych Euro - Miast. Bo zjawisko to jest, jak wspomniałem ogólnopolskie, a może i ogólnoświatowe. Sprowadza się ono do działań na rzecz chwilowego i ulotnego prestiżu bez twardej refleksji o ich finansowych konsekwencjach. Dlatego też, jeszcze przed startem Euro 2012, coraz bardziej nurtuje mnie pytanie: Czy ktoś to wszystko policzył? I czy nas na nie stać?
Jan Filip Libicki
Najpopularniejsze komentarze