Mikos von Rohrscheidt: zatrzymajmy turystów w Poznaniu
O tym co zrobić, aby nie tylko w czasie akcji "za pół ceny" Poznań był pełen turystów, rozmawiamy ze dr Arminem Mikos von Rohrscheidt, przewodnikiem miejskim i redaktorem naczelnym czasopisma "Turystyka Kulturowa".
Maciej Kabsch: Wygląda na to, że czwarta edycja akcji "Poznań za pół ceny" odniosła sukces. Na Starym Rynku widać było tłumy turystów. Co możemy jednak zrobić, aby gościć ich częściej w naszym mieście?
Dr Armin Mikos von Rohrscheidt*: Pierwszą rzeczą jest dobra promocja. "Poznań za pół ceny" tym się różni od kilku innych poznańskich produktów turystycznych, że ma dobrą promocję, która faktycznie uderza w główną grupę docelowych adresatów, tzn. turystów polskich. W ogóle większość tematów, którymi Poznań może zachęcać turystów, to tak naprawdę tematy "polskie" związane z naszą historią, w tym z początkiem państwowości. Są one obecne, choćby jakoś latentnie, jakby "uśpione" w naszej świadomości. Wszyscy uczymy się w szkole np. o Mieszku I i to w pewnym sensie otwiera nas na takie wątki także w planowaniu wyjazdów turystycznych. Do części turystów można starać się dotrzeć ponadto z propozycją wydarzeń kulturalnych, z tematyką religijną czy militarną. Ale oczywiście nie tylko.
"Poznań za pół ceny" odbywa się też w dobrym terminie. Robi się ciepło, pojawia się wakacyjna atmosfera i ludzie szukają miejsca, do którego mogliby pojechać. Musimy jednak przyjrzeć się osobom, które skorzystały z tej promocji, bo tak naprawdę nie do końca wiemy, ilu wśród nich jest turystów z zewnątrz, a ilu mieszkańców Poznania i okolic, którzy pewnie w weekend i tak by tutaj byli. Inna sprawa, że niekoniecznie skorzystaliby z oferty partnerów akcji i zostawili u nich swoje pieniądze...
Turystów z zagranicy przyciągniemy również początkami państwa polskiego?
Każdy temat dobrze sprzedany przyciąga turystów. Poznań obecnie próbuje sprzedać swój Trakt Królewsko-Cesarski, ale jego promocja jest już gorsza. Zawsze także podkreślam, że jesteśmy jednym z niewielu miast, które można zwiedzać idąc prawie cały czas prosto. Przechodząc od kościoła św. Jana na Komandorii aż po Jeżyce widać prawie tysiąc lat historii, pięknie układających się warstwa za warstwą. To rzadki, a przez to ciekawy atut.
Do ludzi trzeba kierować tematy, które oni już gdzieś mają w głowie. Z drugiej strony docierają do nich proste ciekawostki. Pamiętajmy też, że chłoniemy rzeczywistość wieloma zmysłami. "Poznań za pół ceny" od początku opiera się na bardzo istotnym aspekcie, bo zwraca uwagę gości także na smak: w akcji biorą udział restauracje. Po 50-procentowej obniżce okazuje się, że np. egzotyczny obiad dla czteroosobowej rodziny staje się osiągalny. Kulinaria to wypróbowany sposób na przyciągnięcie turystów z odległych stron.
Podobno turyści z odległych regionów mają trudności ze znalezieniem w naszym mieście miejsc, gdzie mogą zjeść tradycyjne, wielkopolskie potrawy.
Po pierwsze: wielkopolska kuchnia istnieje. Są w Polsce miasta, które nie mogą się dziś pochwalić własnymi tradycjami kulinarnymi z przyczyn historycznych. Np. we Wrocławiu łatwiej od lokalnych specjałów jest spróbować tradycyjne dania kuchni lwowskiej. Poznań czy Kraków mają kuchnię własną. Po drugie jednak, chociaż w Poznaniu mamy cały szereg lokali, gdzie jest ona serwowana, wiedzą o tym tylko zainteresowane osoby, ale już nawet nie większość poznaniaków. Tradycyjnej kuchni wielkopolskiej można spróbować m. in. na Starym Rynku, ulicy Strzeleckiej czy Kościelnej. Mamy też certyfikowane przez UE produkty regionalne jak Rogal Świętomarciński, są lokalne nalewki. Nasze biuro wspólnie z kilkoma restauratorami przymierza się właśnie do wyznaczenia szlaku kulinarnego po Poznaniu, prowadzącego smakoszy od miejsca do miejsca, gdzie warto zjeść obiad, potem kolację, a w międzyczasie coś słodkiego - i oczywiście zobaczyć coś ciekawego.
Zagraniczny turysta najczęściej nie zatrzymuje się w Poznaniu na noc. Czy to przez niedostateczną promocję, czy może raczej brak atrakcji, które by go tu zatrzymały?
Poznaniowi brakuje magnesów turystycznych, które zatrzymałyby tu ludzi wieczorem. Nie chodzi tu o wielkie wydarzenia jak Festiwal Malta, odbywające się raz w roku przez kilka dni, ale o wydarzenia bardziej regularne. Jakaś impreza "światło i dźwięk" raz w tygodniu, przez cały sezon... Na Kazimierz w Krakowie można się przejść co wieczór i posłuchać żydowskiej muzyki, bo wiadomo, że jest grana w kilku restauracjach. W Malborku codziennie wieczorem odbywa się spektakl światło i dźwięk - "Krzyżem i mieczem". Wiadomo, że gdy już zatrzyma się turystów do godz. 22.00, tu mało który z nich będzie się chciał "tłuc" autokarem, a tym bardziej samochodem do innej miejscowości - nawet, jeśli nocleg tam byłby tańszy. Poznań potrzebuje stałego, wieczornego eventu, związanego tematycznie z naszym miastem i jego kulturowym dziedzictwem, jednocześnie nowocześnie zorganizowanego i przez to po prostu atrakcyjnego.
A co tych turystów, którzy już tu trafią, odstrasza?
Zacznijmy od estetyki przestrzeni turystycznej. Autokary zorganizowanych grup zwiedzających zatrzymują się w jednym z najgorzej wyglądających rewirów miasta, tzn. na ul. Stawnej. Stoi przy niej oszpecona synagoga, która mogłaby być wyremontowana. Są tam resztki jakiś małych zabudowań. Naokoło rozciągają się półdzikie parkingi. Oczywiście są też przysłowiowe już psie kupy i brudne bramy w centrum. W śródmieściu Poznania brakuje dziś dostatecznej liczby publicznych toalet. Turyści muszą szukać ich w restauracjach, co jest z kolei uciążliwe dla ich właścicieli.
Problem z innej beczki to oferta muzeów. Mamy ich w Poznaniu aż 25, ale tylko nieliczne są wystarczająco ciekawe dla dzisiejszych turystów. Np. na skandal zakrawa fakt, że w muzeum instrumentów muzycznych... nie słychać żadnych dźwięków. To co ono właściwie oferuje zwiedzającym? To tak, jakby w kinie opowiadano filmy, zamiast je pokazywać... Tymczasem przy dzisiejszej technice to żaden problem, a środki, które trzeba by na to przeznaczyć to promilowy ułamek tego, co np. miasto przekazuje corocznie "Traktowi" na jego działalność.
W końcu trzeba sobie powiedzieć, że Poznań jest miastem drogim i trudno obliczalnym cenowo. Z uwagi na organizację targów ceny w hotelach są dość "ruchliwe". Jeden tydzień jest tu tańszy, a kolejny droższy. Inne polskie miasta opierają się na prostej zasadzie high season i low season. W okresie zimniejszym są niższe ceny, w cieplejszym wyższe. W Poznaniu natomiast dodatkowo zmiany cen są regulowane przez terminy ważniejszych targów, co odstrasza np. organizatorów regularnych wycieczek zorganizowanych, oferujących swoje produkty przez cały sezon. Ryzyko, ze mogą "nadziać się" na ceny wyższe o np. 70% powoduje, że wielu z nich z tego powodu omija Poznań.
Szczyt typowego sezonu turystycznego w Poznaniu przypada około maja i czerwca, ale są też okresy, gdy turyści z naszych ulic znikają.
Tak. Poznański problem polega na tym, że kiedy najwięcej ludzi w Polsce i sąsiednich krajach bierze urlop, czyli w lipcu i sierpniu, w naszym mieście turystów jest znacznie mniej niż w miesiącach poprzednich i następnych. Dużo ich mamy w maju i czerwcu, a całkiem sporo także we wrześniu.
Aby wypełnić luki czasowe, w których nie ma targów ani urlopowiczów, powinniśmy rozwijać ofertę dla turystów indywidualnych. Blisko połowa osób odwiedzających Poznań to już nie są grupy zorganizowane, ale indywidualni goście lub prywatnie podróżujące kilkuosobowe grupki. Dla nich niemal nie mamy dziś oferty. W rezultacie czasem nie za bardzo oni wiedzą, co mają ze sobą wieczorem zrobić, gdy już zamykane są muzea, zabytkowe i miejsca aktywnego spędzania czasu. Warto stworzyć pakiety dla takich osób: nocleg, posiłek na bazie określonego zestawu i jeszcze coś, np. wieczorne zwiedzanie fabularyzowane albo wstęp na regularnie organizowaną imprezę. Bez takich pakietów turysta indywidualny nie jest "zagospodarowany" i po prostu nam ucieka - albo w ogóle nie przyjeżdża, bo... skusiły go pakiety w innych miastach, które znalazł w internecie. Na razie na rynku poznańskim jesteśmy sami z takimi pakietami, najgorsze zaś, że miasto nie pomaga w ich promocji. Poznań ma potencjalnie dużą atrakcyjność turystyczną, ale po prostu: musi się tu coś dziać, także wieczorem, i ludziom trzeba to dosłownie położyć przed oczy.
Może problem w tym, że mamy mniej tętniących życiem do późnego wieczora klubów i restauracji niż np. Wrocław czy Kraków?
Nie odnoszę takiego wrażenia. Mamy tego wystarczająco dużo, żeby ktoś, kto szuka, znalazł. Poznań jest dużym miastem, w którym w zasadzie zawsze jest gdzie pójść. Problem polega na tym, że turysta nie zawsze wie, co ma tu do wyboru. Może więc informacja o naszej ofercie powinna być wyraźniej zestawiona (na specjalnym, skierowanym do turystów i codziennie aktualizowanym portalu) i może nieco bardziej "agresywna".
Jak więc wyglądamy w porównaniu z polskimi miastami o podobnej wielkości?
Kraków ma pewien już wyrobiony image miasta historycznego, przede wszystkim nastawionego na turystykę. Taki się przynajmniej wydaje - i długo no to pracował. Gdańsk to z kolei miasto nadmorskie, podkreślające swoją hanzeatyckość i wielokulturowość. Poznań mógłby w tej dziedzinie najprędzej porównywać się z Wrocławiem. Stolica Dolnego Śląska coraz śmielej akcentuje swoją wielokulturowość. Poznań tymczasem nie umie albo nie chce promować swojej historycznej polskości, swojego obrazu kolebki naszej kultury i języka, obecnych w tak wielu wątkach tematycznych, wydarzeniach i obiektach. One zaś mogą stanowić zachętę i dla polskich, i dla zagranicznych turystów.
Chodzi przede wszystkim o opracowanie strategii turystycznej i nie zmienianie jej co chwilę, tylko konsekwentne realizowanie rok po roku. Przekazywanie obranej grupie docelowej: chcemy, byście u nas byli, byście przyjeżdżali, mamy dla was oryginalną, unikatową ofertę.
Nie jesteśmy dziś konsekwentni w naszej strategii?
Dopiero w zasadzie pracujemy nad długofalową strategią. Oficjalna strategia turystyczna miasta na lata 2010-2030 dopiero się rodzi, chociaż mamy rok 2011. Pracę są już zaawansowane. Dokument został poddany analizie i krytyce m. in. w niedawno opublikowanej książce "Obcy w Poznaniu".
Takie strategie należy tworzyć na 20 lat. Do tej pory jednak nie trzymaliśmy się w naszej promocji jednego wątku. Było to raczej odbijanie się od ściany do ściany. Chcieliśmy tworzyć turystyczna ofertę sportową, biznesową, a od niedawna także kulturową. Turyści, których mielibyśmy nimi przyciągnąć, to trzy osobne grupy ludzi.
Wszystkich tych grup nie możemy ściągnąć na raz?
Możemy i musimy. Takie mamy miasto. Budujemy termy i mamy nowy stadion, to teraz musimy je zapełniać. Poznań ma też charakter biznesowy. Teraz przepraszamy się nareszcie z turystyką kulturową, w tym typową turystyką miejską: ze świadectwami historii, z walorami architektury, atrakcjami muzeów, militariów, wydarzeniami kulturalnymi itp.
Czy Poznań dobrze robi skupiając się na kosztownych, pojedynczych eventach jak koncerty "Poznań dla Ziemi" czy Euro 2012?
Nie jestem przeciwnikiem takich wydarzeń, bo one przypominają ludziom na całym świecie, że Poznań istnieje. Z punktu widzenia rozwoju turystyki możemy sobie jednak łatwo wyobrazić, że kilka milionów złotych wydanych np. na "Poznań dla Ziemi" mogłyby być z lepszymi efektami zainwestowane wprost w produkt turystyczny i promocję turystyki. Trzeba się też zastanowić, jak obsługiwani turystycznie są ludzie, którzy na takie wydarzenia przyjeżdżają. Chodzi przecież o to, aby przy okazji zwiedzili nasze miasto i polecili je znajomym.
Armin Mikos v. Rohrscheidt*: specjalista i wykładowca w zakresie turystyki kulturowej, redaktor naczelny czasopisma "Turystyka Kulturowa", współwłaściciel biura podróży, organizator szkoleń przewodników, przewodnik miejski w Poznaniu, redaktor naukowy wydanej niedawno książki o miejskiej turystyce "Obcy w Poznaniu".