Miasta nie zgadzają się na limity zadłużenia
Według Ryszarda Grobelnego, propozycja rządu o limitach zadłużenia dla samorządów zablokuje większość ich inwestycji. Argumentuje, że rząd się zadłuża najwięcej, inwestując jednak mniej niż połowę tego co samorządy. Według nowych przepisów, Poznań mógłby pożyczyć tylko 25 mln zł rocznie.
Ustawa o ograniczeniu zadłużania się przez samorządy miałaby wejść w życie w 2014 r. Według nowych przepisów, samorządy będą ograniczone nie tylko, tak jak dzisiaj, limitem zadłużenia do 60 proc. dochodów, ale też limitem deficytu budżetowego, który każdego roku nie mógłby przekroczyć 1 proc. poziomu dochodów. Przeciw tym planom zgodnie wystąpili prezydenci największych polskich miast, finansujący dziś inwestycje w dużej mierze właśnie z nowych pożyczek.
Co nowe przepisy oznaczają dla Poznania? - W najbliższych kilku latach wydaje się, że jeszcze nie byłoby tu bardzo wielkiego dramatu, chociaż mówię wydaje się, ponieważ nie znam ostatecznego projektu ustawy - mówi Ryszard Grobelny, prezydent Poznania. - Natomiast od 2015-16 roku pewnie spadlibyśmy z poziomem inwestycji do bardzo niskiej kwoty. Mało tego! Nie bylibyśmy w stanie realizować żadnej dużej inwestycji - dodaje.
Jak wyliczają samorządowcy, według nowych przepisów miasto o dochodach takich jak Poznań, czyli około 2,5 mld zł, mogłoby zaciągnąć rocznie tylko 25 mln zł kredytów. Tymczasem np. przesuwany wciąż remont Kaponiery jest dziś wyceniany na 190 mln zł, a realizowane dziś nowe skrzydło Biblioteki Raczyńskich będzie kosztować 107 mln zł. Według prezydenta Grobelnego, przy nowej ustawie takie inwestycje mogą stać się po prostu nie możliwe.
Prezydenci miast przypominają, że budżet centralny to dziś około 300 mld zł, a kasy samorządów to w sumie około 170 mld zł. Mimo to miasta i gminy przeznaczają na publiczne inwestycje około 40 mld zł rocznie (23,5 proc.), a rząd tylko 15 mld (5 proc).
Tylko 7,3 proc. długu publicznego Polski jest dziś tworzone przez samorządy, choć ich długi bardzo szybko rośną. Samorządowcy argumentują, że nałożenie nowych limitów po prostu zablokuje rozwój kraju, ponieważ ten jest stymulowany właśnie przez największe miasta, takie jak Poznań, Kraków czy Warszawa.
Platforma Obywatelska broni rządowego projektu: - Nie tyle chodzi o dług publiczny i udział w nim samorządów, ale też o bezpieczeństwo samych samorządów i mieszkańców, którzy w przyszłości te zadłużenie poszczególnych miast czy gmin będą musieli spłacać - mówi poseł Rafał Grupiński, przewodniczący wielkopolskiej PO. I dodaje: - Dla zdrowia gospodarki lepiej jest, aby te długi nie rosły w sposób niekontrolowany. A trzeba pamiętać, że miasta zadłużają się bezpośrednio, ale też zadłużają się przez podmioty zależne. I tej części długu bardzo często nie widać, a samorządowcy niechętnie się do tego przyznają.
Jednym ze sposobów ukrywania samorządów zadłużenia jest zaciąganie kredytów przez miejskie spółki. Do oficjalnego długu nie liczy się też pieniędzy pożyczanych na realizację projektów unijnych. Chociaż miasta według dzisiejszych przepisów mogą się zadłużać tylko do 60 proc. dochodów, rzeczywisty dług Poznania wynosi już 70,6 proc., czyli około 1,8 mld zł. Na jego obsługę wydamy w tym roku 250 mln zł, a więc mniej więcej tyle, ile na całe Termy Maltańskie.