Reklama
Reklama

Poznańskie blokowiska: raj dla karaluchów?

Wprowadzając się do jednego z mieszkań na poznańskich Ratajach nie spodziewałam się, że zastanę tam nietypowych lokatorów. Pojawiali się w nocy, przede wszystkim w kuchni. Karaluchy. Plaga XXI wieku?

Przeprowadzka

Wrzesień 2010. Wielka przeprowadzka z Wildy na Rataje. Koniec wchodzenia po schodach na piąte piętro kamienicy przy Rynku Wildeckim, koniec wysokich rachunków za ogrzewanie gazowe w ogromnym, zimnym mieszkaniu i koniec problemów z parkowaniem! Miały być same plusy. Pięć minut samochodem do pracy, winda, świetny widok z 9. piętra na poznański horyzont, nowoczesne mieszkanie w bloku, a nie w kamienicy.

W czasie przeprowadzki ani jeden się nie ujawnił. Żadnych śladów. Aż tu nagle wchodząc do kuchni zauważyłam jednego na blacie. Zobaczył mnie i uciekł za lodówkę. Zareagowałam podobnie - wybiegłam do pokoju w panice. Z informacją o robaku podzieliłam się z połową rodziny. Postawiono diagnozę - to pewnie karaluch. W MOIM domu karaluchy? No way - pomyślałam z obrzydzeniem. Pierwszy raz w życiu widziałam karalucha na żywo. Jak większość kobiet nie przepadam za robactwem. Brrr to za mało powiedziane. Ja nienawidzę robactwa. Będzie wojna - postanowiłam. Albo ja, albo one.

Jak karaluch zadomowił się w moim kuskusie

Po wizycie pierwszego prusaka (karaluch niemiecki - jak się później dowiedziałam) były dwie kolejne. Zakończone szybkim użyciem buta. Zrobiło się spokojnie. Chyba po problemie - myślałam. Trochę za wcześnie zaczęłam świętować zwycięstwo.

Któregoś pięknego wrześniowego popołudnia zabrałam się za robienie obiadu. Z kuchennej szafki wyciągnęłam otwartą dzień wcześniej kaszę kuskus. Zapominając kompletnie o wcześniejszych przygodach z robakami przystąpiłam do wysypywania kaszy z worka. A do miski, oprócz żółciutkiej kaszki, wpadł sporych rozmiarów karaluch. Tak się biedny przestraszył, że zaczął uciekać w popłochu. Kasza wylądowała w śmietniku, a wraz z nią moje poczucie bezpieczeństwa.

Wymiana kratki wentylacyjnej nic nie dała. Następnego dnia karaluchy pojawiły się na drzwiach wejściowych do mieszkania i na ścianach w sypialni. Sąsiedzi poinformowali mnie, że kiedyś owszem - takie przypadki się zdarzały, ale teraz karaluchów nie mają. Mimo to zrobiłam listę osób, które chcą mieć dezynsekcję pionów w mieszkaniach. Tylko piony administracja pryska za darmo. Ja chciałam rozprawić się z moimi współlokatorami w całym mieszkaniu.

Trzeba było działać szybko. Polecono mi specjalistę od tępienia insektów z firmy D.D.D. Instop. Przyjemność "pozbycia się" karaluchów miała mnie kosztować 140 złotych. Cóż, wolę zapłacić, niż każdego dnia wchodząc do mieszkania oglądać dokładnie wszystkie ściany i trzepać pościel przed położeniem się do łóżka.

Noc walki

Przyjechał specjalista. Wyciągnął baniak z trucizną i zaczął pryskać. Wszystkie ściany, szafki, drzwi ociekały białym płynem. Proszę się nie martwić, na ścianach nie będzie śladu. Wszystko zniknie - zapewniał. Proszę tylko nie myć drzwi i powierzchni, z którymi może mieć kontakt jedzenie - dodał. Zaraz wszystkie zaczną wychodzić i zobaczymy ile pani tutaj tego ma. Będą czułkami przekazywać sobie do otworu gębowego truciznę i same się zabiją.

Świetnie. Już nie mogę się doczekać, aż plaga zacznie chodzić po moich ścianach! Jak się jednak okazało - nie było tak źle. Jeden pojawił się w kuchni i kilka w salonie (byłam pewna, że to jedyne bezpieczne miejsce w mieszkaniu). Nie ma odchodów - zauważył specjalista. To znaczy, że one tylko przechodzą przez pani mieszkanie. Nie mają tutaj swojej siedziby. Chociaż jedna pozytywna wiadomość!

Oprócz tradycyjnego pryskania ścian, w mieszkaniu rozłożono kapsle z niewielką ilością trującego żelu. Miał sprawić, że karaluchy przez 6 miesięcy nie będą u mnie gościć. Proszę tylko co jakieś dwa tygodnie odświeżać żel polewając go wodą - poinformował mnie mężczyzna. Dowidzenia i po sprawie. Jeszcze tylko szorowanie podłóg po nadmiarze białego paskudztwa i można odetchnąć z ulgą. Błąd.

Tępienie odbyło się rano. W ciągu dnia praktycznie żaden prusak nie pojawił się w mieszkaniu, a trucizna miała sprawić, że wyjdą ze swoich kryjówek. Sytuacja zmieniła się jednak wieczorem. Gdy trzeba było iść spać, okazało się, że w sypialni pojawiła się cała gromada robaków. Nie tylko na ścianach, ale też w łóżku. Wybicie wszystkich nie poprawiło mojego samopoczucia, dlatego podjęłam męską decyzję o spaniu w salonie. I tu niespodzianka. Przez kilka minut, gdy światło w salonie było zgaszone, na ścianach i tutaj pojawiły się karaluchy. I to nie mało!

W sumie, jednej nocy miałam wątpliwą przyjemność zobaczyć kilkadziesiąt prusaków. Niezapomniane przeżycie.
Po kilku dniach intensywnej aktywności robali, nastał spokój. Do końca roku pojawiały się jeszcze sporadycznie - po jednym. Obecnie cisza, ale wolę nie zapeszać. Sąsiedzi ponownie zbierają podpisy pod prośbą o dezynsekcję. Tym razem to oni mają robaki. Ja dmucham na zimne - wszystkie miejsca, w których rury wychodzą ze ścian zostały uszczelnione sylikonem, jedzenie jest przechowywane w szczelnych opakowaniach. Choć i to nie musi mnie chronić.

Insekty - plaga XXI wieku

Mieszkańcy Poznania, podobnie jak mieszkańcy innych miast, zmagają się z problemem insektów. Po latach względnego spokoju w naszych mieszkaniach zaczęły się pojawiać karaluchy i, co gorsze, pluskwy.

Jeśli chodzi o zgłaszanie obecności karaluchów w blokach na naszym osiedlu, nie jest to problem permanentny - zapewnia Bogdan Smoczyński, kierownik osiedla Piastowskiego. W tej chwili obsługujemy jedno takie zgłoszenie - dodaje. Niestety, obecność karaluchów jest tutaj spowodowana ewidentnie winą mieszkańców. Nie dbają o porządek w mieszkaniach, a także znoszą do swoich lokali śmieci.
Nie ma reguły na to, czy karaluchy pojawiają się w blokach niskich, deskach, czy wieżowcach. Jednak więcej zgłoszeń pochodzi z desek, bo tam wciąż są czynne zsypy
- zauważa Smoczyński. Bardziej narażeni są też mieszkańcy wieżowców. W pewnym okresach jest ich więcej, na przykład latem, a z kolei zimą jest ich zdecydowanie mniej. Ilość zgłoszeń od mieszkańców dotyczących obecności karaluchów w mieszkaniach utrzymuje się na tym samym poziomie od lat - mówi. A co z pluskwami? Zdarzają się i takie przypadki, a to najgorsze, co może być - kończy.

Podobnie jest na os. Oświecenia. Jerzy Urbaniak, kierownik osiedla Oświecenia również podkreśla, że ilość zgłoszeń dotyczących karaluchów w mieszkaniach utrzymuje się od lat na tym samym poziomie. Z karaluchami jest bardzo różnie - mówi. Czasem przez dwa lata w danym bloku jest spokój i potem znowu wracają. Na pewno więcej karaluchów pojawia się w blokach większych, gdzie mieszka więcej osób - dodaje. Pluskwy na naszym osiedlu to rzadkość - zapewnia.

Zdaniem Urbaniaka, to od mieszkańców zależy, czy problem karaluchów zostanie rozwiązany. Jeśli tylko część mieszkańców danej klatki mieszkaniowej zdecyduje się na przeprowadzenie dezynsekcji pionów, to niestety jest to walka z wiatrakami. Poza tym, ludzie na własną rękę muszą przeprowadzać dezynsekcję całych mieszkań, bo odkażenie tylko pionów może być niewystarczające - kończy.

Jak jest na poznańskim Piątkowie? To jest zupełnie inny Poznań - mówi Jerzy Czapczyk, kierownik os. Bolesława Chrobrego. U nas mieszkańcy bardziej dbają o higienę i w związku z tym zgłoszeń o obecności karaluchów w blokach jest niewiele - zapewnia. Rzadko dostajemy też informacje o pluskwach - kończy.

Blokowiska to miejsca, z których mamy zdecydowanie najwięcej zgłoszeń - mówi pracownik firmy Termit, zajmującej się dezynsekcją. Jeśli chodzi o karaczany, a więc insekty biegające, to najczęściej pojawiają się w wieżowcach i wszelkiego rodzaju blokach. Pluskwy natomiast mogą się również pojawiać w domkach jednorodzinnych - dodaje.

Niestety, sytuacja z pluskwami z roku na rok jest coraz gorsza - zauważa. Ludzie coraz częściej podróżują i przywożą do swoich domów pluskwy nawet o tym nie wiedząc. Jeszcze kilka lat temu w Polsce nie było problemu z pluskwami. Teraz jest ich coraz więcej. Mniej natomiast jest mrówek, karaluchów i prusaków.

Jak obronić się przed insektami?

Nie ma pewnego sposobu na zabezpieczenie się przed atakiem karaluchów, czy innych insektów - kontynuuje pracownik firmy Termit. Możemy jedynie zminimalizować zagrożenie. Musimy obserwować mieszkanie, zachować porządek przede wszystkim w kuchni, a także uważać na to, co kupujemy w supermarketach. Ludzie nie wiedzą, że często sami przynoszą do swoich domów prusaki i karaluchy chociażby w siatkach z ziemniakami. Trzeba dokładnie oglądać warzywa w sklepach, bo insekty mogą się w nich chować. A później wrzucimy je pod zlew i plaga murowana - dodaje.

Jeden prusak w styczniu to nawet 100 tysięcy w grudniu. I niestety, jeśli nasi sąsiedzi nie należą do osób dbających o higienę, to nawet najlepsze zabezpieczenia nie uchronią nas przed taką inwazją - zauważa. Pamiętajmy, że insekty są wszędzie. Nawet wizyta w szpitalu może sprawić, że przyniesiemy do domu lokatorów na gapę - kończy.

Koszt dezynsekcji mieszkania opanowanego przez karaluchy waha się od około 100 do nawet 200 złotych - w zależności od metrażu i stopnia zarobaczywienia. Profesjonalne firmy stosują w tym celu metody chemiczne, mechaniczne i biologiczne. Otrzymanie gwarancji na usługę nie jest oczywistością. Może się bowiem okazać, że karaczanów pozbędziemy się całkowicie dopiero po kilku seriach dezynsekcji.


Pchły na noc, karaluchy pod poduchy, a szczypawki do nogawki - tak kiedyś żartobliwie mówiono dobranoc dzieciom. Rymowanka mimo upływu lata nie traci na znaczeniu. Jednak nie tylko z insektami musimy toczyć batalię. Jak zapewnił mnie pracownik firmy Termit, w Poznaniu każdego roku przybywa szczurów. Na jednego mieszkańca przypada obecnie około dziesięciu.

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

4℃
-2℃
Poziom opadów:
0 mm
Wiatr do:
14 km
Stan powietrza
PM2.5
11.50 μg/m3
Bardzo dobry
Zobacz pogodę na jutro