Reklama
Reklama

Bezimienni bohaterowie czyli jak pomagają poznaniacy

To nie jest zajęcie dla kogoś, kto chce zabić czas. Siedzenie przy łóżku chorego, wtedy, kiedy ma się na to ochotę nie wystarczy. Wolontariuszem zostaje się z potrzeby serca.

Współczesny świat pędzi gdzieś w pośpiechu. Stajemy się zakładnikami czasu - rano praca, popołudniu rodzina, czasem spotkanie z przyjaciółmi. Nie mamy chwili, by pomyśleć o innych. Tymczasem w Poznaniu i okolicy mieszkają ludzie, którzy nie tylko pomagają potrzebującym, ale też widzą w tym swój sposób na życie.

Hospicjum też wypełnia życie

Oddział Stacjonarny Hospicjum Palium w budynku na osiedlu Rusa działa od grudnia 2001 roku. Obecnie znajduje się na nim 15 łóżek dla osób, które zbliżają się do swojego ostatniego życiowego przystanku. W całym kraju działa około 500 ośrodków opieki paliatywno-hospicyjnej, z których każdego roku korzysta blisko 100 tysięcy chorych - dorosłych i dzieci. Przebywania w hospicjum wymaga kolejne 100 tysięcy osób.

Większość ludzi uważa, że hospicjum to miejsce smutne, pozbawione nadziei i radości. Boimy się takich miejsc. Unikamy ich jak ognia. Tymczasem w Palium życie biegnie jakby w zwolnionym tempie. Gdy wybrałam się do hospicjum, jeszcze przed wejściem do budynku usłyszałam śpiewające dzieci. To uczniowie szkoły muzycznej przyjechali do pacjentów, by zaśpiewać im kolędy.

Hospicjum, choć przepełnione refleksją, nie wiąże się tylko z łzami i ponurymi barwami. Tutaj, choć każdy ma świadomość swojego stanu, uśmiechy i pozytywne emocje towarzyszą chorym do końca ich drogi. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest pewnie pierwszy punkt kodeksu wolontariuszy pracujących w Palium, ale też wszystkich innych pracowników - "Swoje smutki zostaw za progiem hospicjum - pacjenci potrzebują słońca, nie chmur".

Droga do zostania wolontariuszem w hospicjum jest długa i kręta. Nie zniechęca to jednak ludzi w różnym wieku, by przychodzić tu w wolnych chwilach i dotrzymywać towarzystwa umierającym. W hospicjum spotykam się z Ulą Krzyżańską. Umówiła nas koordynator wolontariuszy z ośrodka. Spodziewałam się 20-kilkuletniej dziewczyny, a tymczasem poznałam 65-latkę, która już od pierwszej sekundy wydaje mi się być odpowiednią osobą do rozmowy o wolontariacie. Gwiazdy leżą w łóżkach na naszych oddziałach, ja nią nie jestem - zapewnia. Skutecznie ją przekonuję, że tym razem to ona będzie obiektem mojego zainteresowania.

Urszula od roku jest wolontariuszką w Palium. Zaczęło się dziesięć lat temu, gdy na Łąkowej (gdzie wcześniej istniało hospicjum) zmarł mój kuzyn - mówi. Już wtedy myślałam o wolontariacie. W ubiegłym roku w Palium zmarła moja kuzynka. To był ostateczny impuls - dodaje. Jestem z wykształcenia m.in. masażystką. Chciałam pomagać ludziom, którzy muszą się leczyć, a nie mają na to pieniędzy. Bo biedni się nie skarżą - zauważa. Gdy byłam młodsza, dostałam od ludzi bardzo dużo bezinteresownej pomocy. Wiem, że nie będę żyła wiecznie, dlatego chcę już teraz spłacać dług wobec hospicjum i innych. Inaczej nie potrafię.

Bycie wolontariuszem w hospicjum nie jest łatwą pracą. Nikt z nas nie może się nigdy uodpornić na odejście bliskiej osoby. Bliskiej, bo każdy wolontariusz pracujący w hospicjum zaprzyjaźnia się z podopiecznymi - mówi. Nigdy nie zapomnę starszej kobiety, którą pocałowałam w policzek. Rozpłakała się. Myślałam, że może zrobiłam jej krzywdę, a ona powiedziała, że nikt jej nie pocałował od 50 lat. Płakała jak dziecko, a ja razem z nią. Nigdy nie prosiła o miłość, należała do cichych i wycofanych osób.

Pacjenci hospicjum od wolontariuszy potrzebują przede wszystkim wsparcia psychicznego. Nie tylko wykonujemy podstawowe czynności - takie jak mycie, ubieranie, karmienie, czy sprzątanie. Naszym głównym zadaniem jest trzymanie chorych za rękę, przytulanie, podtrzymywanie ich nadziei, cierpliwe słuchanie i rozmawianie. To nie jest zajęcie dla kogoś, kto chce zabić czas. Siedzenie przy łóżku chorego, wtedy, kiedy ma się na to ochotę nie wystarczy. Wolontariuszem zostaje się z potrzeby serca.

Urszula jest emerytką, jak zapewnia - może poświęcać wiele czasu na pomoc innym. Każdą wizytę w Palium traktuję jak święto. Może się bowiem okazać, że następnym razem, gdy tu przyjdę, kogoś z pacjentów już nie będzie wśród nas. W jej działaniach wspiera ją rodzina. Nie można do hospicjum przenosić domowych spraw, problemów. My jesteśmy tu dla pacjentów. Trudniej jest jednak zachować równowagę w drugą stronę - nie wynosić spraw z hospicjum do domu. To umiejętność, którą nabywa się z czasem.

Serdeczności w hospicjum jest mnóstwo. Na każdym kroku. Odwiedzam oddział dziennego pobytu, gdzie pacjenci mogą realizować swoje pasje. Haftują, malują, tworzą broszki, szydełkują, zdobią butelki. Często dopiero tutaj, przy pomocy wolontariuszy i opiekunów odkrywają, że mają w sobie coś z artystów.



Na wszystkich ścianach wiszą kolorowe dekoracje, każdy pokój tętni życiem. Na wielu drzwiach znaleźć można naklejki "Hospicjum to też życie". Przekonałam się na własnej skórze, że to prawda.

Marzenia są do spełnienia

Fundacja Mam marzenie, podobnie jak Hospicjum Palium, korzysta ze wsparcia wolontariuszy. A w zasadzie działa tylko na zasadzie wolontariatu. Funkcjonuje od 7 lat. W tym czasie udało się jej spełnić marzenia 3055 podopiecznych. Podopiecznych, którzy nie ze swojej winy muszą się zmagać z ciężkimi chorobami. Zaczęło się od trzech oddziałów w kraju - w Krakowie, Poznaniu i Warszawie. Jak się jednak szybko okazało, marzycieli i osób, które chcą spełniać ich marzenia jest w Polsce wielu. Konieczne więc było otwarcie kolejnych filii. Obecnie jest ich aż 16 na terenie całej Polski.

Poznański oddział fundacji spełnia marzenia dzieci z całej Wielkopolski. Do tej pory swoje "gwiazdki z nieba" dostało już 326 podopiecznych Mam Marzenie. Życzenia były różne - od wyjazdów zagranicznych (pływanie z delfinami w ciepłym morzu, zobaczenie Norwegii, czy Włoch), przez konsole Playstation z pakietami gier, laptopy, zakupy w towarzystwie stylisty, do umeblowania pokoju i spotkania z ukochaną gwiazdą - Dodą.

27 marzycieli z naszego regionu w różnym wieku wciąż czeka na otrzymanie swojego prezentu. 12-letni Maciek chciałby pojechać na Gibraltar, 6-letnia Natalia marzy, by zostać księżniczką, a 15-letnia Patrycja z niecierpliwością czeka na spotkanie z zespołem Tokio Hotel. Kilku marzycieli liczy na wyjazd do Disneylandu, a 15-letnia Karolina chce pojechać do Paryża, gdzie będzie mogła realizować swoją największą pasję - fotografowanie.

Fundacja Mam Marzenie to jedna z tych organizacji, która nie istniałaby, gdyby nie ludzie dobrej woli. Ewa Nowak jest jedną z wolontariuszek. W fundacji działa od dwóch lat. Dwa miesiące temu wybrano ją na koordynatora poznańskiego oddziału. Jestem na piątym roku Zdrowia Publicznego na Uniwersytecie Medycznym. Pracuję w małej medycznej firmie. Od października zaczęłam studia podyplomowe w Krakowie na kierunku Prawo Medyczne - mówi. Fundacja jest dla mnie jednak numerem jeden. W dniu, gdy zostałam wybrana na koordynatora Mam Marzenie w Poznaniu, wszystkie inne zajęcia zeszły na dalszy plan.



Mam Marzenie to nie szyld, to nie sama organizacja - dodaje. Za tym wszystkim kryją się jak najbardziej realne dzieci. Wiem, że jeśli czegoś nie dopilnuję, to ich marzenie po prostu się nie spełni. Nasi podopieczni będą cierpieć, a tego bym nie chciała. Z sentymentem wspomina swojego pierwszego marzyciela. Nasza fundacja jest bardzo otwarta, ale żeby "otrzymać" swojego pierwszego marzyciela trzeba przejść szkolenie, a także chodzić na spotkania wolontariuszy. Moim pierwszym marzycielem był Artur, z którym wciąż jestem w kontakcie. Artur marzył, by spotkać się z Robertem Kubicą. Można powiedzieć, że było to od razu bardzo poważne marzenie, rzucenie mnie na głęboką wodę. Ale udało się. Po mniej więcej roku Artur spotkał się z Robertem w Szczecinie, widział też jak Kubica jeździ po torze. To również była część marzenia. Nigdy nie zapomnę ostatniego zdania, które Robert Kubica powiedział do Artura - Gdyby 10% moich fanów miało taką wiedzę na temat sportu jak ty, to sport w naszym kraju wyglądałby zupełnie inaczej.

Najniezwyklejsze marzenie, z którym miała do czynienia fundacja to spotkanie z Michio Kaku. Kto to taki? - pytam z ogromnym zainteresowaniem. To amerykański fizyk, współtwórca teorii strun. Zajmuje się pętlami czasowymi, wszechświatami równoległymi. 18-letni Gracjan marzył, by się z nim spotkać. Fundacja podczas spełniania marzeń nie wyjeżdża jednak poza Europę. Dlatego spełniliśmy je w inny sposób. Michio Kaku spotkał się z Gracjanem na telekonferencji. Był tłumacz, przez którego mogli rozmawiać. Kaku przyznał, że Gracjan ma ogromną wiedzę. To był niezwykły dzień.

Mam Marzenie spełnia życzenia dzieci w różnym wieku. W tej chwili najwięcej marzycieli chce pojechać do Disneylandu. Trochę mnie to stresuje - mówi Ewa. Niestety wyjazdy do Disneylandu są bardzo kosztowne. Dlaczego? Zagranicę jedzie nie tylko dziecko, ale też rodzice, rodzeństwo, wolontariusz i... najbliższy przyjaciel chorego. Uznaliśmy w fundacji, że wyjazd do innego kraju, by spełnić marzenie nie ma sensu bez najbliższych. Dziecko cieszy się nie tylko z tego, że jest w wymarzonym miejscu, ale też z tego, że jest tam z rodziną i przyjacielem.

Nie każdy może skorzystać z pomocy fundacji. Marzyciele muszą być w wieku pomiędzy 3 a 18 rokiem życia. Muszą też cierpieć na chorobę zagrażającą ich życiu. Nie liczy się zasobność portfela rodziców. Zdarza się, że rodzice nie mają nawet 50, czy 100 złotych na wyrobienie niezbędnych dokumentów, by wyjechać poza Polskę - dodaje Ewa. Nie mogę powiedzieć, by rodzina chorego wykorzystywała naszą fundację do zaspokojenia swoich potrzeb. Kilkakrotnie zdarzyło się jednak, że rodzic mówił nam, iż marzeniem dziecka jest laptop, czy telewizor. A dziecko w rzeczywistości chciało mieć domek na drzewie. Wierzę jednak, że rodzice nie wpływają na dzieci celowo.

Ewa na fundacyjną działalność poświęca cały swój wolny czas. A godząc pracę i dwa kierunki studiów - nie ma go zbyt wiele. Na rozmowę ze mną umówiła się w swoje urodziny, bo jak podkreśliła - fundacja jest najważniejsza. Zauważyła też, że Mam Marzenie działa tylko na zasadzie wolontariatu. Tutaj nikt nie otrzymuje wynagrodzenia - zapewnia. Działamy bezinteresownie.

Dlaczego warto spełniać marzenia? Dla samej chwili spełnienia - przyznaje. Pamiętam, gdy spełnialiśmy marzenie Artura - płakał on, płakałam ja, płakała jego mama. Marzenie spełnia się w jednej chwili. Dziecko jest wtedy tak szczęśliwe, że zapomina o tym, że jest chore. Dla wielu naszych marzycieli to ogromna dawka nadziei. Skoro największe marzenie się spełniło, to pokonanie choroby może być tylko kwestią czasu.

Dziękuję

Liczba wolontariuszy działających w Poznaniu pozostaje nieodgadniona. Wciąż powstają nowe stowarzyszenia i organizacje. Nie tylko takie, które pomagają ludziom. Wiele osób w różnym wieku pomaga w Schronisku dla zwierząt przy ulicy Bukowskiej, czy w Fundacji Agapeanimali, zajmującej się bezpańskimi kotami.

Przy okazji tragedii, które nagłaśniają media, padają oskarżenia pod adresem polskiego społeczeństwa - a to, że ogarnęła nas wszechobecna znieczulica, a to, że pozostajemy obojętni na potrzeby ludzi biedniejszych od nas. Jak wielkim optymizmem napawa nas fakt, że są wśród nas setki, a nawet tysiące, bezimiennych bohaterów gotowych wyciągnąć pomocną dłoń tak jak Ula, czy Ewa?

Dziękuję. Za przytrzymywanie przy życiu wiary w to, że można. Wiary w to, że komuś się chce. Za branie na swoje barki każdego dnia odpowiedzialności, smutków, cierpienia, którego ludzie na co dzień się wystrzegają. Za bycie otwartym na innych i służenie pomocą w każdej chwili.

Nikt nie wie, co nas w życiu spotka. Każdy ma jednak choćby jedną rzecz, za którą już teraz powinien dziękować i odwdzięczać się innym. Komu i w jaki sposób? To już sprawa do indywidualnego przemyślenia.

Autor: Katarzyna Żurowska
Zdjęcia: Katarzyna Żurowska, archiwum Ewy Nowak

Najczęściej czytane w tym tygodniu

Dziś w Poznaniu

4℃
-2℃
Poziom opadów:
0 mm
Wiatr do:
14 km
Stan powietrza
PM2.5
14.70 μg/m3
Dobry
Zobacz pogodę na jutro