Ganowicz: niepotrzebna jest rewolucja
"Rozmowy z Ryszardem Grobelnym na temat tego, jak doprowadzić do wspólnego startu, trwały bardzo długo i nie przynosiły rezultatu" - mówi Grzegorz Ganowicz, przewodniczący rady miasta i kandydat PO na prezydenta Poznania. Opowiada się on za Starą Gazownią, III ramą komunikacyjną i programem ratunkowym dla kafejek w centrum.
Maciej Kabsch: Panie przewodniczący, czy był pan zaskoczony, gdy w połowie września Platforma Obywatelska wycofała poparcie dla Ryszarda Grobelnego?
Grzegorz Ganowicz: Ryszard Grobelny przestał być kandydatem PO na prezydenta po tym, jak premier wydał komunikat, którego głównym przesłaniem było zdecydowane dążenie do transparentności Platformy. Trudno się dziwić stanowisku premiera i trudno być zaskoczonym późniejszą decyzją władz PO w Poznaniu. Jeśli do tego dodać fakt, że rozmowy z Ryszardem Grobelnym na temat tego, jak doprowadzić do wspólnego startu, trwały bardzo długo i nie przynosiły rezultatu, to mogę odpowiedzieć, że moje zaskoczenie było umiarkowane...
Bo wyglądało to tak, jakby sprawa prezydenta 40-tysięcznego Sopotu wywróciła do góry nogami układ polityczny w ponad półmilionowym Poznaniu. Premier Donald Tusk oświadczył wtedy, że kandydatem Platformy na urząd prezydenta żadnego miasta w Polsce nie powinien być ktoś, kto jest pod zarzutami. A przecież problemy z prawem prezydenta Grobelnego nie raziły polityków PO, gdy trzy miesiące wcześniej zapraszali go do wielkopolskiego zarządu partii.
Wiele osób, również dziennikarzy, pytało co jakiś czas jak przebiegają rozmowy Grobelny - PO. Choć Ryszard Grobelny był już członkiem partii, to ich przebieg i ustalenia miały być kluczowe dla dalszego rozwoju sytuacji. Dopóki one trwały, każdy scenariusz był możliwy.
Działa pan w samorządzie od 12 lat. Od 5 lat jest pan przewodniczącym Rady Miasta Poznania. Współtworzy pan politykę tego miasta od dawna. Można się więc po panu spodziewać czegoś nowego? Jakiejś rewolucji?
Nowego tak, rewolucji nie. Zmiana nie jest tożsama z rewolucją. Poznaniakom i temu miastu niepotrzebna jest rewolucja, potrzebna jest za to zmiana m.in. stylu zarządzania i to chcę niewątpliwie zmienić. Odwołując się jednak bezpośrednio do pańskiej logiki chciałbym podkreślić, że funkcja prezydenta jest zupełnie inna niż radnego miasta. Wiąże się z podjęciem zadań wykonawczych, czyli odpowiedzialnością za to, co się w mieście realizuje. Rada miasta stanowi tylko lokalne prawo. Doświadczenia zdobyte podczas pełnienia funkcji radnego bardzo pomagają w tym, aby pomyśleć, co można zrobić w mieście i jak to zrobić. Nie chodzi o tanie obietnice, że się wybuduje ten most czy tamtą ulicę albo linię tramwajową, tylko przede wszystkim właśnie o zmianę sposobu zarządzania miastem. Dużo więcej można zrobić, jeśli się z mieszkańcami o wielu problemach rozmawia i przekonuje do rozmaitych rozwiązań. Chcę więc postawić na dialog, konsultacje społeczne i wspólne decydowanie o naszym mieście.
Organizowane dziś przez urząd miasta konsultacje społeczne nie spełniają swoich zadań?
Zna pan jakąś formę konsultacji społecznych?
Np. przy tworzeniu miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.
To jest rzecz, którą ja wymyśliłem i ja zaproponowałem. Tylko dlatego to się odbywa. W związku z tym, wyciągając z tego doświadczenia, wnioski, uważam, że można to rozszerzyć na o wiele więcej zagadnień.
Poznańscy urzędnicy jeździli na szkolenia za granicą by zobaczyć jak konsultacje działają w starych demokracjach. W naszym mieście krąży jednak opinia, że te konsultacje nie służą pytaniu obywateli o zdanie, a jedynie informowaniu ich o zamiarach miasta. Przypomnijmy debatę nad lokalizacją spalarni śmieci, kiedy sensowna propozycja jej postawienia była tak naprawdę jedna.
Jeśli się pan przyglądał jak przebiegały dyskusje dotyczące planów zagospodarowania przestrzennego do tej pory, to zauważył pan zapewne, że prawie każdy plan kończył się na sesji rady miasta sporym konfliktem. Dlatego zacząłem szukać sposobu wyjścia z tej złej sytuacji. W tej chwili większość planów jest uchwalana w sposób niezauważalny. Znaczna część tematów spornych jest wyjaśniana dużo wcześniej: na tych konsultacjach i ewentualnie na posiedzeniu komisji. Konsultacje nie polegają na tym, że każdy kto złoży swój wniosek ma rację, bo często zgłaszane przez mieszkańców uwagi są ze sobą sprzeczne. Pamiętam kiedyś podczas dyskusji o planie miejscowym ktoś zapytał: "Kto wpadł na tak głupi pomysł, by tamtędy biegła droga?" i w tym momencie wstał inny mieszkaniec, mówiąc: "To ja wymyśliłem". Konsultacje służą wymianie opinii. Ci, którzy mają podjąć decyzję, poznają lokalne uwarunkowania, a z drugiej strony mają okazję uzasadnić swoje propozycje osobom, które na danym terenie mieszkają. I często samo wyjaśnienie wystarcza, by konflikt uspokoić czy w ogóle go rozwiązać.
Wyborcy są za pewne ciekawi pana najbliższych planów. Proszę sobie wyobrazić, że właśnie się pan wprowadza do gabinetu po Ryszardzie Grobelnym. O które zagadnienia, jak pan to ujął, należy rozszerzyć konsultacje? Co pan w tym zakresie zrobi, a czego by nie zrobił inny prezydent?
Trudno mi powiedzieć, czego by nie zrobił inny prezydent, bo nie jestem w jego skórze.
Również inni kandydaci mówią o potrzebie szerszych konsultacji z mieszkańcami. Co więc pana wyróżnia?
Jest taka różnica, że oni się z tym zgadzają, a ja to zrobiłem. Uważam, że należy podjąć intensywniejsze konsultacje chociażby z miejskimi organizacjami pozarządowymi, które często nie mówią jednym głosem lub my tego jednego głosu nie słyszymy. Warto porozmawiać o tym, w jaki sposób zorganizować centrum wolontariatu. Nie wystarczy mieć pomysł i go zrealizować, ale trzeba być w kontakcie z danym środowiskiem. Gdy się buduje ważną arterię komunikacyjną, można powiesić projekt w Internecie i powiedzieć, że to są konsultacje, ale można też zorganizować publiczne spotkanie, poświęcić w tym celu popołudnie i być może wtedy się okaże, że ten projekt warto uzupełnić o kilka drobnych rzeczy, które ułatwiłyby życie mieszkańcom.
Chciałby pan zrewidować plany inwestycyjne miasta na najbliższe 4 lata? Co chciałby pan zrobić inaczej niż Ryszard Grobelny?
Nie ma jeszcze projektu budżetu na przyszły rok, więc nie jestem w stanie powiedzieć panu, co jest w tych planach. Projekt Wieloletniego Programu Inwestycyjnego jest każdego roku odnawiany. Zależy mi bardzo na rewitalizacji obszaru Starej Gazowni i włączeniu go do centrum miasta. To nie jest inwestycja na jeden rok. Chodzi jednak o zapoczątkowanie już w przyszłym roku działań, które pozwolą rozpocząć proces wprowadzenia tam życia kulturalnego.
Szacował pan ile pieniędzy potrzeba na rewitalizację Starej Gazowni?
Wszystko zależy od przyjętego projektu, na który będzie trzeba zorganizować konkurs. Należy zaplanować jak daleko mają sięgać inwestycje. Te tereny nie są miejskie. Wszystko zależy na jakich zasadach ich właściciele chcieliby w projekcie uczestniczyć. Niewątpliwie jest to wydatek kilkusetmilionowy.
Żeby to zrealizować, pewnie z czegoś innego trzeba by zrezygnować. Zadłużenie miasta za parę lat wymusi poważne cięcia inwestycji.
Nie zrezygnować, a inaczej zorganizować. Przedsięwzięcia można sfinansować w różny sposób. Jeżeli mówimy, że linię tramwajową od dzisiejszej pętli na Ogrodach do ulicy Polskiej można sfinansować w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, to jest to sposób na finansowanie również innych przedsięwzięć. Model ten sprawdził się już m.in. w przypadku parkingu pod Placem Wolności.
Poszerzenie centrum Poznania o Chwaliszewo to niewątpliwie słuszna idea, ale jakie ma pan pomysły dla ożywienia innych części śródmieścia?
Śródmieście trzeba zorganizować w taki sposób, żeby przyciągało ludzi, również w taki sposób, że będą chcieli tam zamieszkać. Potrzebne jest sformułowanie programu, który określałby funkcje, jakich oczekujemy od lokali użytkowych na głównych ulicach centrum. To jest bardzo trudne zadanie, ponieważ nie wszystkie lokale użytkowe są miejskie. Większość jest w rękach właścicieli prywatnych, którzy kierują się albo swoim upodobaniem, albo ekonomiczną kalkulacją. Żeby zbudować taki program, trzeba pozyskać do współpracy właścicieli nieruchomości, którzy zauważą, że ożywienie najbliższej im przestrzeni to większe obroty. Zachęcając właścicieli program dawałby też miastu możliwości kierowania się nie tylko rynkową wartością czynszu, ale też potrzebami umownie nazywanymi misyjnymi.
Chodzi o pomoc dla odmienianych w tej debacie przez wszystkie przypadki "kawiarenek" czy likwidowanych ostatnio klubo-księgarni i kin studyjnych? Prezydent Grobelny zdecydowanie wykluczył w wywiadzie dla Epoznan.pl możliwość dotowania ich przez miasto.
Miasto nie może dotować prywatnej działalności gospodarczej, natomiast może zbudować program, który by uzasadniał wspieranie pewnego rodzaju działalności. I takiego wysiłku oczekiwałbym od rady miasta. Wyobrażam sobie np., że jakąś wspólną ulicą zajmuje się stowarzyszenie właścicieli stojących przy niej nieruchomości, którzy byliby zainteresowani jej ożywieniem. Przy wyborze najemcy Wagi Miejskiej w konkursie decydowała nie tylko oferta finansowa, ale i program działalności, jaki dany podmiot oferował. Do tego była potrzebna decyzja rady miasta.
Nie skupiajmy się jednak na samych czynszach za najem lokali użytkowych, ponieważ rewitalizacja to skomplikowany proces odnawiania ulic, organizowania zieleni. Trzeba tak pomyśleć o przestrzeni, aby ludzie chcieli w niej być i mieszkać. Czynienie jej atrakcyjną do zamieszkania, polepszanie jakości transportu publicznego po to, żeby centrum było dobrze skomunikowane z innymi obszarami miasta to są podstawowe zadania. Udział transportu publicznego powinien rosnąć. Z tym się wiążą oczywiście ograniczenia w ruchu, czyli wyciszanie ulic, ale to jest proces. Bo tym, którzy koniecznie chcą podróżować samochodami, trzeba stworzyć alternatywy. Muszą być prowadzone jednocześnie inwestycje drogowe po to, aby osoby jadące z jednego końca miasta na drugi nie musiały koniecznie wjeżdżać do centrum.
Jest pan za budową III ramy komunikacyjnej?
Właśnie w tym celu musi ona powstać. Kiedy powstaną też parkingi Park & Ride i zostanie poprawiony transport publiczny, będzie można uspokajać ruch samochodowy w centrum, wprowadzać trakty spacerowe i dla rowerów. Poza tym na pewno ważną rzeczą jest dokończenie budowy ul. Św. Wawrzyńca. Potrzebny jest też wiadukt na Starołęce czy wiadukt na Junikowie. W przypadku tej ostatniej inwestycji zbyt długo trwały negocjacje z gminami ościennymi, co do jej współfinansowania. Ten wiadukt jest potrzebny kilku gminom.
W sondażu prezydenckim wykonanym na początku października przez Centrum Badań Stosowanych Ankieter zajął pan drugie miejsce po Ryszardzie Grobelnym. Otrzymał pan 19 proc. poparcia, a urzędujący prezydent 46 proc. Badanie nie uwzględniło, z uwagi na przyjętą metodologię, jednego z pięciu kandydatów, Jacka Jaśkowiaka z "My-Poznaniacy". Spotkało się to z pewną krytyką. Szef Ankietera, prof. Ryszard Cichocki kandyduje z listy PO...
Ale on kandyduje do sejmiku, a nie do rady miasta, w związku z tym tutaj nie ma takiego konfliktu, ale w istocie powstała dość niezręczna sytuacja. Nie sądzę jednak, żeby panu profesorowi można było zarzucić niecne intencje.
Jak pan ocenia swoje szanse? Właśnie 19 procent, jak podaje pan profesor?
Proszę pamiętać, że to był sondaż przeprowadzony kiedy dopiero zapadły decyzje Platformy o mojej kandydaturze. Po to jest kampania, żeby pozmieniać układ w słupkach sondażowych. Jestem przekonany, że one będą za miesiąc inne.
Szczególnie na pana korzyść?
Oczywiście.