Sławomir Hinc: Kultura jest jedna
Ze Sławomirem Hincem, Zastępcą Prezydenta Miasta Poznania, rozmawia Mariola Zdancewicz.
Jest Pan w szczególnej sytuacji, gdyż jest Pan następcą wiceprezydenta popularnego, lubianego, mającego wyraźnie wytyczony kierunek swoich działań. Na ile Pan się w nie wpisuje?
Darzyłem Macieja Frankiewicza dużą sympatią niezależnie od tego, że nie raz, nie dwa różniliśmy się w poglądach. Urzekała mnie, jak to nazywam, jego mentalność zwycięzcy. Chodzi o to, że jeśli bierze się udział w jakimś przedsięwzięciu, od początku trzeba być przekonanym o końcowym sukcesie. Jak zapowiadałem, pozwolę sobie jednak być sobą w tym wszystkim, co będę robił, choć myślę, że przypominać będzie to czasy, kiedy Maciej Frankiewicz był wiceprezydentem - wówczas też spotykaliśmy się często właśnie w tym biurze i dyskutowaliśmy o różnych sprawach. W wielu z nich byliśmy jednomyślni, a w tych, które nas dzieliły, będę po prostu sobą.
...a których?
Pasją Macieja Frankiewicza był sport i z przyjemnością przejmę tę schedę. Priorytetem nadal będzie Euro 2012, ale będziemy stawiać też na szeroko rozumiany sport amatorski, dlatego chcemy modernizować obiekty sportowe, tworzyć Orliki, a wszystko po to, żeby lansować zdrowy styl życia. Poznań stawia na sport, więc musimy mieć odpowiednie warunki do jego uprawiania.
Z jakimi planami podjął się Pan objęcia swojego stanowiska?
To wymaga dłuższego wywodu, ale upraszczając - dla mnie szczególnie ważna jest jakość kształcenia i to jakość, która bardziej wpisuje się w edukację egalitarną, dającą równe szanse wszystkim. Jeśli chodzi o kulturę, uważam, że powinniśmy podtrzymywać finansowanie różnych działań. Nieprawdziwa jest teza, że Poznań jest gospodarny, ale z kulturą stoi na bakier. Po prostu Poznań nie chwali się tym, co się tutaj naprawdę dzieje. Wydarzeń jest na tyle dużo, a nie są one jednorazowe, że gdybyśmy odsłonili wszystkie karty i pokazali, w ilu miejscach się odbywają, to myślę, że dla wielu poznaniaków mógłby to być pewnego rodzaju szok.
Poznań stara się o miano Europejskiej Stolicy Kultury...
Wierzymy w zwycięstwo. Tak naprawdę nasze zmagania mają być przyczynkiem do dalszego rozwoju miasta, i to w różnych dziedzinach. Pamiętam zdanie jednego z internautów, który stwierdził, że zarabia pieniądze w Poznaniu, ale najczęściej jeździ je wydawać do Krakowa. Chciałbym zmienić to nastawienie. Jakość kultury w tym mieście stoi na wysokim poziomie i nie mamy się czego wstydzić. Wiele wydarzeń cieszy się uznaną marką na rynku ogólnopolskim i międzynarodowym. Dodam, że jestem przeciwnikiem dzielenia instytucji kultury na prezydenckie i marszałkowskie. Kultura jest jedna i powinniśmy połączyć swoje siły i prowadzić akcje promocyjne niezależnie od tego, jakie instytucje stoją za wydarzeniami. Myślę na przykład o stworzeniu wspólnymi siłami multimedialnej mapy kulturalnej Poznania, gdzie byłyby zajawki filmowe pokazujące różne atrakcyjne miejsca i bieżący program.
Czy jest Pan zadowolony z dotychczasowej promocji Poznania?
Dotąd pokazywano miasto w dużej mierze pod kątem gospodarczym. Ważnym elementem składowym nowej promocji jest to, żeby Poznań nareszcie stał się miastem, do którego turyści będą przyjeżdżali, i to nie tylko na jeden dzień. Naszym cennym i niepowtarzalnym zakątkiem jest między innymi Ostrów Tumski. Badania archeologiczne, które są tam cały czas prowadzone, pokazują, że Poznań w początkach państwa Piastów był najważniejszym miastem, a posługując się współczesną terminologią, wszystko wskazuje na to, że był pierwszą stolicą Polski. Jesteśmy wyjątkowi i musimy tę wyjątkowość podkreślać. Miejmy odwagę mówić o naszej wyjątkowości.
Leje Pan miód na moją duszę.
Cieszę się niezmiernie. Wyznaję hasło, że wszystkie drogi prowadzą na Ostrów Tumski. To jest nasza chluba, coś niepowtarzalnego, trzeba więc głośno mówić o tym, a być może kiedyś doprowadzimy też do tego, że w ślad za odkryciami zmiany pojawią się w podręcznikach historii. Niewielu poznaniaków wie, że w Muzeum Archidiecezjalnym mamy miecz świętego Piotra, który został przywieziony przez biskupa Jordana na znak łączności Kościoła w Polsce z papieżem. Nie ma on może jakiejś wyjątkowej urody, z tej prostej przyczyny, że jest bardziej maczetą, której używał rybak Piotr. Palestyna była pod okupacją imperium rzymskiego i ludzie, którzy nie funkcjonowali w legionach rzymskich, nie mogli posiadać broni. Historycy nie są zgodni co do jego datowania. Badania, które były przeprowadzane w latach siedemdziesiątych XX wieku, wskazują na to, że pochodzi z pierwszego wieku naszej ery. Jeżeli teraz współczesna technologia potwierdzi ten fakt, no to mamy ewenement na skalę światową.
Poznań za pół ceny. Co Pan na to?
Uważam, że jest to bardzo dobra inicjatywa. Są takie momenty, kiedy można zobaczyć wiele, ale z czysto finansowych powodów jest to niemożliwe. Ważne, aby stworzyć takie warunki, w których wszyscy chętni będą mogli skorzystać z szeroko rozumianej oferty kulturalnej.
Jako radny starał się Pan o zwrot ratusza miastu. Czy dziś uważa Pan te działania za trafne? Proszę też powiedzieć, w czyim interesie Pan w tamtym momencie działał?
To był interes ogólnomiejski. Ratusz jest symbolem samorządności w Poznaniu, ale nie jest naszą własnością, co niewątpliwie rodzi zdziwienie. Z racji jego symboliki i chęci utrzymania na takim poziomie, w jakim prezentował się kilkaset lat temu, elewacje zewnętrzne zostały odnowione za pieniądze miejskie. Od tamtego czasu prawo zmieniło się i dziś nie możemy przeznaczać środków na inwestycje w coś, co nie jest naszą własnością, a jedynie wspierać na zasadzie dotacji. Ale dotacje nie pokrywają kosztów związanych chociażby z modernizacją podziemia ratusza. Powód tego, że ratusz nie należy do nas, jest banalny. W latach pięćdziesiątych XX wieku "centrala" w Warszawie zdecydowała, że mamy wydzierżawić go Muzeum Narodowemu, by mogło tam powstać Muzeum Historii Miasta Poznania. Ustalono też kwotę dzierżawy wynoszącą złotówkę. Jesteśmy już po rozmowach z ministrem Zdrojewskim, który stwierdził, że swego czasu prowadził podobny proces odzyskiwania ratusza we Wrocławiu przez miasto i rozumie poznaniaków. W przyszłym roku ratusz stanie się naszą własnością, głęboko w to wierzę. Będziemy mieć symbol w swoim posiadaniu, a z drugiej strony będziemy mogli myśleć o pracach konserwatorskich w ratuszu, ale i nie tylko, bowiem w księgach wieczystych wpisane są dodatkowo dwie kamienice, które znajdują się vis-à--vis głównego wejścia do ratusza. Gwarantujemy, że przejmiemy ratusz wraz z muzeum, które dalej będzie istnieć i będzie się rozwijało. Zabiegaliśmy też podczas rozmów z ministrem, aby ministerstwo współfinansowało funkcjonowanie Muzeum Archeologicznego, które prowadzi także interesujące badania poza Poznaniem. Minister przystał na naszą propozycję wspierania tej działalności na arenie wielkopolskiej, polskiej i światowej.
Profesor Marek Ziółkowski stwierdził, że nie jest Pan homo novus, ale nie wie, czy potrafi Pan podejmować decyzje. Potrafi Pan?
Minęły cztery miesiące od momentu ogłoszenia nominacji na wiceprezydenta miasta Poznania i myślę, że ten okres pokazał, że potrafię. Pokazałem się jako ten, który nie tylko kreuje wizje, ale też je realizuje. Dość często spotykam się z profesorem Ziółkowskim, rozmawiamy o wielu rzeczach, przedstawiam mu swoje pomysły i nieskromnie dodam, że zaskakuję go inwencją i zdecydowaniem.
Proszę powiedzieć, jaką trudną decyzję Pan podjął?
Pierwsza to ta, aby w Poznaniu zorganizować światowe wydarzenie muzyczne "Rock in Rio". Idea tego festiwalu narodziła się w Brazylii, jak sama nazwa wskazuje, w Rio de Janeiro, gdzie w 1985 roku zgromadziło się około 300 tysięcy widzów na jednym koncercie. Do dziś w mediach często pojawiają się sceny z koncertu i zdjęcia jego głównej gwiazdy, Freddiego Mercury"ego. Ten pierwszy, pamiętny festiwal przeszedł już do legendy. Dzisiaj "Rock in Rio" funkcjonuje w takich miastach, jak Lizbona czy Madryt. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że nie będziemy finansować samego wydarzenia. Jako gospodarz imprezy zapewnimy jedynie odpowiednią infrastrukturę, stąd też plany powstania na Torze Poznań tzw. City of Rock, czyli kompleksowej i atrakcyjnej wizualnie przestrzeni. Przygotujemy teren, którego miasto bardzo potrzebuje, a który służyć nam będzie też do innych celów, również przy okazji Euro 2012. Wykorzystywanie przestrzeni nadmaltańskich w takich celach niekoniecznie łączy się z ich funkcją, podobnie jak w przypadku Cytadeli. Ile jeszcze razy mamy wpuścić tysiące osób do tego urokliwego miejsca, aby nie uległo ono zniszczeniu? Druga rzecz, jeżeli chodzi o trudne decyzje, to jest wielkie wydarzenie, które chciałbym, żeby dokonało się w 2016 roku, a związane z rocznicą chrztu Polski. Wszystko wskazuje na to, że bardziej okrągłej daty jubileuszu możemy nie doczekać. Niezależnie od tego, czy tytuł Europejskiej Stolicy Kultury stanie się naszym udziałem, uważam, że 2016 rok może być rokiem Poznania i w Polsce, i w Europie. Tym bardziej że badania pokazują, iż chrzest z dużym prawdopodobieństwem dokonał się w Poznaniu. Kolejna sprawa związana jest ze środowiskiem oświatowym, a dokładniej z podniesieniem dodatków motywacyjnych dla nauczycieli. Inne miasta nas w tym zakresie wyprzedzają, a my w poprzednich latach nic nie zrobiliśmy. Obecnie próbujemy wypracować szansę na przeskoczenie tej przepaści. Jestem za tym, aby w budżecie finansowanie pewnych obszarów oświaty zapisywać oddzielnie. Wzrost dodatków motywacyjnych będzie skutkować podniesieniem jakości pracy nauczycieli. I nie chodzi o to, że musi to być koniecznie najlepszy poziom w mieście, ale o to, aby nagradzani i motywowani do dalszej pracy byli ci nauczyciele, którzy potrafią zaangażować dzieci lub młodzież do udziału w twórczych inicjatywach w szkole czy też poza nią, którzy uczą działania grupowego i równocześnie wychowują i przygotowują do życia w dorosłym społeczeństwie.
Chciałabym jeszcze wrócić do wyboru Pana na obecne stanowisko. Czy uważa Pan, że jest to wynikiem układu prezydenta Ryszarda Grobelnego z PO?
Trudno mi powiedzieć. O to należałoby zapytać prezydenta Grobelnego. Natomiast z jednej strony być może tak, z drugiej - to nie jest tak, że kiedy pojawiła się propozycja, od razu odpowiedziałem: "tak, biorę". Musiałem rozważyć kilka bardzo istotnych aspektów. Zdaniem prezydenta jestem jednym z najlepszych kandydatów do tego, by temu zadaniu podołać. Także być może jest to jakiś układ w stosunku do struktur politycznych, ale pozostaje mi wierzyć, że został wybrany najlepszy.
Wkrótce wybory. Czy ma Pan nadzieję na dłuższe piastowanie tego stanowiska?
Przyjąłem je z pełną świadomością ryzyka, że to może być tylko rok. Zależy mi na tym, aby coś w tym mieście zrobić, zmienić na plus. W przyszłych wyborach zamierzam startować do Rady Miasta i to, czy będę nadal piastował funkcję zastępcy prezydenta, zależy od tego, kto w wyborach zostanie wybrany i czy zaproponuje mi piastowanie dalej tej funkcji.
Ma Pan swojego czarnego konia w wyborach na prezydenta?
Trudno mówić o tym, kto nim jest. Z jednej strony jest piastujący funkcję prezydent, który ma swoje dokonania, który zasłużył się dla Poznania i jest znany mieszkańcom, z drugiej są inni, którzy działają gdzieś na niwie różnych organizacji czy partii politycznych. Tak naprawdę nie wiadomo w tej chwili, w jakim kierunku to wszystko będzie zmierzało. Ważna jest tu wola samych zainteresowanych. Muszą wziąć czynny udział w zmaganiach o fotel prezydencki, a potem będziemy mogli ocenić realnie ich szanse.
Miał Pan w przeszłości ciężki wypadek samochodowy. Lekarze nie dawali Panu szans na przeżycie, tym bardziej na powrót do zdrowia. Czy takie otarcie się o śmierć wpłynęło na sposób myślenia o życiu, o swoim miejscu?
To się stało na początku 2000 roku. Nie miałem jeszcze wówczas 25 lat. W ciężkim stanie zostałem przewieziony do szpitala, gdzie przez pewien czas leżałem nieprzytomny na oddziale intensywnej terapii. Lekarze nie byli w stanie przewidzieć, co będzie dalej, a ja w pewnym momencie obudziłem się i zacząłem bardzo szybko odzyskiwać siły. Żyłem, ale jakby na innym poziomie świadomości. Pamiętałem okres sprzed wypadku i nagle chwilę, kiedy stwierdziłem, że jestem w szpitalu, że coś się stało. Dzień przed wyjściem ze szpitala przyszedł do mnie opiekujący się mną lekarz z OIOM-u, dziwnie popatrzył na mnie i powiedział: "Sławek, powiem ci szczerze, jestem człowiekiem niewierzącym, ale to, co się z tobą stało, burzy wszelką wiedzę o medycynie. Sądziliśmy, że jeżeli uda się ciebie uratować, to kilka lat będzie trwała rehabilitacja, żebyś ty w ogóle na jakimkolwiek poziomie funkcjonował. A ty obudziłeś się i jesteś normalnym człowiekiem". Ludzie mówią, że nie ma przypadku, że to ma jakiś cel, że człowiek, który przechodzi przez takie wydarzenie, a mimo to pozostaje, ma coś jeszcze zrobić. Było to dla mnie jak wezwanie. Jako człowiek młody uważałem, że na wszystko mam czas. I w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nie wiadomo, ile tego czasu mam, i że jeżeli chcę coś zrobić, jeśli chcę zostawić jakiś ślad, trzeba działać.
Czy zatem teraz pytanie o karierę naukową jest zasadne?
Po wypadku napisałem pracę magisterską, a moim promotorem był profesor Ziółkowski. Profesor chciał, żebym został na uczelni, i to też było moją ambicją, która rodziła się podczas studiów. Obroniłem pracę doktorską i nadal myślę o tym, by napisać pracę habilitacyjną i zaistnieć w świecie nauki. Profesor Ziółkowski stwierdził kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi w 2006 roku, że samorząd potrzebuje takich ludzi jak ja. Podjąłem więc to wyzwanie, mimo że szanse na dostanie się do samorządu były minimalne. Nigdy nie byłem silnie zaangażowany w życie polityczne, zajmowałem się przecież nauką, tym, by zdobywać wiedzę, którą chciałem przekazywać innym. Dlatego wchodząc na kilka miesięcy przed wyborami do partii politycznej, wiedziałem, że moje miejsce nie będzie jakoś znaczące na liście - dostałem "szóstkę". W moim okręgu Platforma Obywatelska zdobyła dwa mandaty, w związku z czym walczyłem o drugą pozycję, ponieważ jedynka ma niesamowite atuty i generalnie jest "poza zasięgiem". Trzeba mieć znane nazwisko, aby pokonać jedynkę. Postawiłem na bezpośredni kontakt z mieszkańcami. W czasie kampanii odwiedziłem półtora tysiąca mieszkań i pamiętam zdziwienie na twarzach poznaniaków, kiedy dowiadywali się, że to właśnie sam kandydat przychodzi do nich. Myśleli, że ktoś na zlecenie roznosi ulotki. To był mój wielki sukces, zostałem radnym, funkcjonowałem w radzie trzy lata, a dzisiaj jest to miejsce wiceprezydenta.
Jakie ma Pan marzenia?
Z jednej strony to udane życie osobiste - mam żonę i trzech synów. Chciałbym być co najmniej dobrym mężem i ojcem. Bardzo ważne dla mnie jest to, aby być wzorem dla synów, chcę spędzać z nimi jak najwięcej czasu, bo przecież wzorzec nie będzie wypływał z tego, że widzą tatę w telewizji. Niezależnie od przemijających funkcji rodzina pozostanie. Jeżeli chodzi o życie zawodowe, chciałbym dalej się rozwijać w sensie robienia tej przysłowiowej kariery i oczywiście zdobywania wiedzy. Dla mnie fundamentem działania na gruncie społecznym, samorządowym jest wiedza, którą się posiada, i zaangażowanie. Moim marzeniem jest, aby skutecznie służyć ludziom, umieć ich wysłuchać, porozmawiać i zachęcić do kreowania siebie, zaangażowania w ramach społeczeństwa obywatelskiego. Chciałbym być takim charyzmatycznym motorem zachęcającym innych do społecznej aktywności.
Proszę powiedzieć, jaką książkę przeczytał Pan ostatnio, poza naukowymi i zawodowymi?
Przyznam się do Kieszonkowego atlasu kobiet. Nie da się ukryć, że kobiety i mężczyźni różnią się od siebie i książka napisana ręką kobiety analizująca świat właśnie przez pryzmat funkcjonowania kobiet pokazuje wiele aspektów, które dla mężczyzny z natury są często niezrozumiałe - dlaczego tak, a nie inaczej, skąd tyle emocji w pewnych działaniach. Tego typu lektura pozwala zrozumieć kobiety i jest szczególnie istotna pod kątem życia rodzinnego.
I ostatnie pytanie, może Pan nie odpowiedzieć, ale chcę się dowiedzieć, czy mam rację, sądząc po Pana wypowiedziach, czy jest Pan osobą wierzącą?
Tak.