Wielkopolanka poszła do szpitala na rutynowy zabieg, skończyło się udarem i walką o życie. Jest zbiórka na leczenie
To mieszkanka Ostrowa Wielkopolskiego.
42-letnia Maja Radiczew dotychczas była zdrową i uśmiechniętą nauczycielką języka angielskiego. W maju skierowano ją do szpitala na zbieg usunięcia kamienia nerkowego. W teorii rutynowa sprawa, każdego dnia taki zabieg przechodzi wiele osób. W trakcie doszło do komplikacji, w wyniku których u kobiety stwierdzono udar mózgu, paraliż i zator płucny.
- Maję przewieziono do specjalistycznego szpitala w Poznaniu, gdzie lekarze robili wszystko, by zatrzymać ją przy życiu. Powiedzieli nam jednak, że musimy przygotować się na najgorsze. Córka miała małe szanse na przeżycie. Na szczęście udało się usunąć skrzepy z jej płuc i cudem przywrócić akcję serca. Maja przez ponad miesiąc leżała nieruchomo w śpiączce, nie otwierała oczu, oddychała przez rurkę tracheostomijną i była karmiona przez PEG. To, co przeżywaliśmy i co czuliśmy, patrząc na córkę, podłączoną do aparatury, jest nie do opisania. Mówiliśmy do niej, trzymaliśmy za rękę, modląc się w milczeniu o cud - o choć jeden ruch, o jedno spojrzenie - wyjaśniają rodzice kobiety.
Cud nadszedł, bo Maja zaczęła w końcu samodzielnie oddychać, rozpoznaje też bliskich. Przebywa w szpitalu w Pleszewie, gdzie przechodzi intensywną rehabilitację. - Nasza córka musi nauczyć się wszystkiego zupełnie od nowa. Na ten moment komunikuje się z nami tylko przy pomocy oczu, ale nie ma sprzętu do porozumiewania się wzrokiem. Lekarze dążą do tego, żeby Maja jak najszybciej odzyskała sprawność - przede wszystkim, żeby zaczęła się ruszać i mówić. Każde zajęcia, każda terapia to dla córki olbrzymi wysiłek fizyczny i emocjonalny. Czasem płacze, czasem się złości, ale walczy. Każdego dnia. Bo wie, że ma dla kogo - dodają. Czeka na nią syn.
- Ja, jako matka Mai i babcia Piotrka, jestem jedyną osobą, która jest w stanie trzymać wszystko w garści. Mój mąż, choć dzielny, bardzo przeżył tę okropną sytuację, która przytrafiła się córce. Nasz wnuczek potrzebuje regularnej opieki psychologa. Ja natomiast... nie mogę się załamać. Muszę być dla mojej rodziny siłą i wsparciem. Pracuję w służbie zdrowia wiele lat i niestety wiem, czym jest udar i z czym wiąże się uszkodzenie mózgu. Dlatego tak bardzo mnie to przeraża. Nigdy nie pomyślałam, że ktoś tak mi bliski, moja własna córka, doświadczy takiej okropnej tragedii. Maja była zawsze pełna energii, biło od niej ciepło i dobre serce. Miała tyle planów, tyle marzeń... W tej chwili to wszystko sprowadziło się do jednego - przytulić syna i powiedzieć do niego "kocham Cię". Tylko i aż. Każda chwila w ciągu dnia naszej córki, to ogromna walka. O sprawność, o powrót do życia. Jest ona bardzo kosztowna, dosłownie i w przenośni. Potrzebujemy środków na dalszą intensywną rehabilitację. Naszą córkę czeka tak wiele terapii, że nawet nie jesteśmy w stanie ich wszystkich wymienić - a co za tym idzie, nie mamy szans udźwignąć ich kosztów sami.
Na portalu siepomaga.pl uruchomiono zbiórkę na leczenie kobiety. Pomóc można TUTAJ.