Poznański fotograf na granicy z Białorusią: "rękawiczki na drutach kolczastych to tragedia drugiego człowieka"
Współpracujący też z naszą redakcją fotoreporter Polskiej Agencji Fotografów Forum wybrał się pod koniec kwietnia do żołnierzy z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej na granicy polsko-białoruskiej. Publikujemy jego relację
Już sam pobyt w pasie granicznym robi ogromne wrażenie: płot na prawie 6 metrów, zasieki z koncertiny, żołnierze i funkcjonariusze. Skala obrony granicy jest ogromna. Posterunki są co kilkadziesiąt metrów. Do tego mobilne patrole w pojazdach SG i wojska. Zgrupowanie Zadaniowe Podlasie to prawie 17 tys. żołnierzy + oddziały Straży Granicznej.
Żołnierze, pomimo trudów tej służby, są bardzo pozytywnie nastawieni. Skąd w nich tyle optymizmu, pomimo naprawdę ciężkiej i niebezpiecznej służby?
Czy płot, zapora na granicy jest potrzebna? Każda złotówka wydana na to zabezpieczenie jest dobrze wydanymi środkami. Tam, gdzie jest płot, jest zdecydowanie trudniej pokonać granicę i odbiera się wrażenie, że żołnierze też czują się tam bezpieczniej. Jednak zapora nie oznacza 100% bezpieczeństwa. Sami wiemy, że właśnie w pasie granicznym, przy płocie, zginął polski żołnierz Mateusz Sitek. W miejscu śmierci żołnierza koledzy postawili drewniany krzyż i zapalają znicze. Smutne miejsce, to był taki młody chłopak, całe życie było przed nim.
W dzień, na terenie, gdzie jest zapora, próby przekraczania granicy nie są częste. Wszystko zmienia się w nocy, kiedy migranci opuszczają obozy zlokalizowane po stronie białoruskiej.
Próby przekroczenia granicy przy zaporze są dosyć szybko wyłapywane. Sieć kamer termowizyjnych z czujnikami ruchu pozwala szybko wykryć aktywność przy płocie i powiadomić służby. Drogą mogą szybko dojechać oddziały wsparcia.
Dużo gorsza sytuacja ma miejsce na terenach bagiennych i w miejscach, gdzie granica przebiega przez rzekę. Nie da się postawić zapory, a jedyne zabezpieczenia to zwoje koncertiny. Tam jest też duże zagęszczenie posterunków, bo tam najczęściej następują próby przekroczenia granicy i ataki na służby graniczne. Można sobie wyobrazić parę żołnierzy, młodego chłopaka i dziewczynę, którzy stoją na posterunku na terenach bagiennych, w nocy, w zerowym oświetleniu, i następuje agresywny atak grupy 10-15 osób. W ruch lecą kamienie, konary drzew, na filmach SG i wojska widać migrantów z procami i dzidami. Posterunek może liczyć na wsparcie żołnierzy i SG, którzy są po bokach, ale oni także mogą zostać w tym czasie zaatakowani. Na szczęście żołnierze mogą liczyć na QRF-y, czyli oddziały szybkiego reagowania, które wspomagają żołnierzy na posterunkach przy atakach.
Nocne alarmy QRF-ów są bardzo częste. Emocje sięgają zenitu, ale i obawa o bezpieczeństwo. Następuje atak na granicę kilkunastu osób, które były już po polskiej stronie po przecięciu koncertiny. Na szczęście atak zostaje odparty gazem, bez strzałów ostrzegawczych. Nad miejscem akcji latają drony, wszędzie ruch i silne latarki omiatające trzciny. Wydaje się, że nikogo już nie ma, ale żołnierze zalecają przemieszczać się, cały czas obserwując trzciny, aby szybko uskoczyć, jeżeli coś zostanie rzucone przez migrantów. Okolica wydaje się pusta, ale dzięki termowizji można zobaczyć ukryte na skraju lasu osoby.
Co byłoby, gdyby nie było tak chronionej granicy? W pasie nadgranicznym jest dużo domów; mieszkają tam najczęściej starsi ludzie, którzy już nie zmienią swojego miejsca zamieszkania. Jak wyglądałoby ich życie, gdyby grupy migrantów odwiedzały ich domy w poszukiwaniu schronienia i jedzenia? Mieszkańcy są naprawdę wdzięczni służbom za ochronę granicy i ich samych. Na kilku domach widziałem banery dziękujące za służbę na granicy.
Z drugiej strony, widząc rękawiczki na drutach kolczastych, fragmenty kurtek, ma się świadomość, że każdy taki przedmiot to tragedia drugiego człowieka. Bardzo smutne, jednak patrząc na ich agresję, wykorzystanie i szkolenie przez służby białoruskie, nie mamy innego wyjścia, jak bronić wszelkimi sposobami naszej granicy. To wojna hybrydowa i nie ma żadnych wątpliwości, że musimy walczyć. Dobrze byłoby, aby nasz rząd w krajach pochodzenia migrantów prowadził kampanię informacyjną.
Pas graniczny w nocy to ciągła kontrola pojazdów; trzeba liczyć się z zatrzymywaniem na blokadach, które wyłapują kurierów mających przetransportować migrantów na zachodnią granicę.
To był zwykły dzień na granicy polsko-białoruskiej...
Dwóch zatrzymanych kurierów i ponad 60 nielegalnych migrantów. Tak wyglądała doba 30.04.2025 na granicy polsko-białoruskiej.
W rejonie służbowej odpowiedzialności Placówki SG w Bobrownikach cudzoziemcy, wykorzystując ponton, usiłowali przekroczyć graniczną rzekę Świsłocz. Kolejni migranci nielegalnie do Polski usiłowali dostać się na odcinkach ochranianych przez Placówki SG w Narewce, Białowieży, Krynkach i Michałowie.
Kilkunastoosobowa grupa migrantów, próbując sforsować granicę na terenie działania Placówki SG w Narewce, kamieniami i konarami drzew, zaatakowała polskie patrole.
W ręce funkcjonariuszy Straży Granicznej wpadło również dwóch kurierów. Obywatele Ukrainy, zatrzymani w okolicy Hajnówki, zamierzali przewieźć na zachód Europy obywatela Afganistanu i Pakistanu. Cudzoziemcy, którzy nielegalnie przekroczyli granicę naszego państwa na odcinku białoruskim w ostatniej dobie, pochodzili między innymi z Republiki Środkowoafrykańskiej, Somalii, Kongo i Afganistanu.
Mikołaj Kamieński
Najpopularniejsze komentarze