Region. Bracia przeszli pieszo prawie 50 kilometrów, by opowiedzieć o koszmarze w rodzinie zastępczej. "Jedli karmę dla psów, nie mogli wejść do domu"
Przed Sądem Rejonowym w Kaliszu toczy się proces pary rodziców zastępczych, oskarżonych o znęcanie się nad trójką dzieci, które zostały im powierzone pod opiekę.
Sprawa ujrzała światło dzienne, gdy pracownicy kaliskiego Centrum Interwencji Kryzysowej powiadomili policję oraz prokuraturę o niepokojącym zdarzeniu z udziałem dzieci. Ze wsi pod Sieradzem pieszo przyszli do Kalisza dwaj bracia w wieku 11 i 14 lat. Szukali znanej im wcześniej pracowniczki CIK i chcieli opowiedzieć o przemocy i zaniedbaniach, jakich doświadczają - razem ze swoją młodszą siostrą - w rodzinie zastępczej, do której trafili po śmierci matki. Ojciec dzieci ma ograniczoną władzę rodzicielską.
Rodzina zastępcza wcześniej mieszkała w Kaliszu, gdzie była objęta regularnym nadzorem Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Po przeprowadzce nie przekazała nowych danych kontaktowych, przez co kontakt z nią został utracony.
Według ustaleń prokuratury, znęcanie się nad dziećmi miało trwać od 2020 do 2022 roku. W tym czasie dzieci miały od 6 do 12 lat. "Mieszkali w nieogrzewanej przyczepie kempingowej. Nie chodzili do szkoły, musieli pracować w polu. Myli się raz w tygodniu. Swoje potrzeby musieli załatwiać do wiadra i wynosić w pole. Nie mogli wchodzić do domu, w którym rodzice mieszkali z trojgiem biologicznych dzieci. Posiłki spożywali na tarasie, nawet zimą. Dostawali gorsze posiłki od dzieci biologicznych. Zdarzyło się, że do jedzenia dostali karmę dla psów. Jeden z chłopców wymagał szczególnej opieki ze względu na niepełnosprawność. Dzieci nie potrafią obsługiwać komórek, nie widzieli telewizora" - opisała w rozmowie z PAP prokurator Elżbieta Fingas-Walszewska z Prokuratury Rejonowej w Kaliszu.
Przysposobieni rodzice mieli też znęcać się nad rodzeństwem fizycznie. "Bili je, na przykład za karę wkładali im głowę pod kran. Wokół przyczepy biegały dwa duże psy. Jeden z chłopców został pogryziony" - powiedziała prokurator.
Chłopcy, nie mogąc dłużej wytrzymać, zdecydowali się na ucieczkę. Przeszli pieszo prawie 50 kilometrów. Po dotarciu do Kalisza zostali natychmiast przewiezieni do szpitala - byli wycieńczeni, z otarciami na stopach. Młodszej siostry nie zabrali ze sobą, ponieważ - jak tłumaczyli - nie dałaby rady przejść takiego dystansu. Dziewczynka miała jako jedyna okazjonalnie możliwość wejścia do domu, gdy była chora.
Obecnie całe rodzeństwo przebywa w domu dziecka. Oskarżeni nie przyznają się do winy. "Mają swoją wersję wydarzeń. Ich zdaniem dzieci mieszkały w przyczepie, bo same tego chciały" - powiedziała prokurator Fingas-Walszewska.
Jak informuje Polska Agencja Prasowa, podczas jednej z rozpraw zaplanowano odsłuchanie nagrań z zeznaniami dzieci. Kolejna rozprawa ma się odbyć 8 maja. Ogłoszenie wyroku zaplanowano na wrzesień.
Najpopularniejsze komentarze