Kot w pampersie i z plastrem opatrunkowym siedział dobę u weterynarza. "To nic, sam sobie go zdejmie"

Fundacja "Na Ratunek Bezdomniakom" opublikowała pełen kontrowersji post.
Kobieta miała dokarmiać kota, który po jakimś czasie zaczął źle się czuć. Postanowiła więc udać się z nim do weterynarza. Całą sytuację opisała w social mediach wyżej wspomniana fundacja.
- Kot miał w gabinecie na poznańskim Szczepankowie spędzić dobę, by lekarz znalazł przyczynę jego niejedzenia i ślinienia się. Jednak nikt nie spodziewał się, w jakich warunkach będzie kot. Zamiast w klatce z kuweta i podkładem, siedział w transporterze, w pampersie.... i niestety kiedy karmicielka próbowała go z niego uwolnić kot uciekł. Mało tego. Poza pampersem kot miał również na łapie opatrunek, o którym karmicielka nie została poinformowana, a który zdejmuje się po 15-20 minutach od założenia. Dzwoniąc do gabinetu dowiedziała się, że "to nic, kot go sobie zdejmie" (?!?!). Kiedy usłyszeliśmy o tym, że kot druga dobę biega po ulicy zaklejonym mocno pampersem i opatrunkiem na łapie z przerażeniem ruszyliśmy ze sprzętem na miejsce. I cudem było to, że kot po godzinie od przyjazdu się pojawił i dał się złapać. Był już bez sił i przerażony - napisała na swoim facebookowym profilu Fundacja.
Fundacja przejęła opiekę nad kotem i udała się z nim do zaprzyjaźnionego gabinetu weterynarii, gdzie zdjęto kotu pampera i umyto go.
- Pampers był cały przemoczony od moczu i deszczu, a w tym wszystkim ogromna ilość gówna ...Do tego spuchnięta łapka i przerażony kot - relacjonuje Fundacja.
Fundacja poinformowała, że miała wstrzymać przyjmowanie kotów ze względu na ciężką sytuację finansową, ale nie potrafiła odmówić kotu w potrzebie, dlatego zaapelowała do Internautów o wsparcie finansowe.
Najpopularniejsze komentarze