"Człowiek leży w śmietniku". Dlaczego nikt nie może mu pomóc?
Okazuje się, że nie jest to takie łatwe.
O sytuacji poinformowała nas Czytelniczka. "Człowiek na ulicy Chlebowej leży w śmietniku" - napisała i dodała, że mężczyzna załamał się po śmierci matki i brata. "Nie ma gdzie się podziać, został eksmitowany z ulicy Chlebowej, gdzie mieszkał całe życie. Wszyscy sąsiedzi chcą mu pomóc, ponieważ ten człowiek naprawdę dużo pomógł innym" - dodała. "Ten człowiek leży na gołej podłodze, bez żadnej pomocy medycznej" - podkreślała.
Jak przekazała, sąsiedzi od dłuższego czasu informują służby o sytuacji. Dodaje, że nikt nie chce pomóc, ponadto wspomina, że mieli usłyszeć, iż za bezpodstawne zgłoszenia zostaną obciążeni karą grzywny. Dziś przekazała, że mężczyzna trafił do szpitala.
Okazuje się, że pomoc jest, ale pan nie chce z niej skorzystać.
"Od lipca w sprawie bezdomnych koczujących przy ul. Chlebowej wpłynęło do dyżurnego SM ponad 20 zgłoszeń. Każdorazowo interweniowali albo strażnicy rejonowi Referatu Nowe Miasto, albo policjanci. Tak więc mówienie, że ktoś obawia się zgłaszać ten problem, jest nieprawdą" - informuje Przemysław Piwecki, rzecznik Straży Miejskiej. "Za nieuzasadnione wezwania Straż Miejska nie nakłada żadnych grzywien" - podkreśla.
Dodaje, że bezdomni z zasieku przy ul. Chlebowej, jeżeli były ku temu przesłanki, byli transportowani do Ośrodka dla Osób Nietrzeźwych. Jednak w wielu interwencjach ich stan trzeźwości nie kwalifikował ich do umieszczenia w ODON.
Jak mówi nam rzecznik, problem jest zdecydowanie szerszy i bardziej złożony. "Od pewnego czasu, w większej częstotliwości niż do tej pory, w tej okolicy wystawiane są gabaryty, a to przyciąga osoby w kryzysie bezdomności. Przy ul. Chlebowej "zadomowiła" się trójka mężczyzn. Mają gdzie spędzać czas w upalne dni, a mieszkańcy pomagają im - niejednokrotnie strażnicy zastali ich przy kawie i słodkim dodatku przekazanym przez mieszkańców. Jednak nie zawsze jest tam spokojnie. Pracownicy administracji zwrócili się dwukrotnie do SM o asystę przy usuwaniu gabarytów. Jednak na miejsce wywiezionych mebli zaraz wystawiane są następne" - tłumaczy Piwecki.
"Mężczyźni ci odmawiają jakiejkolwiek pomocy - strażnicy i pracownicy socjalni MOPR każdorazowo oferują im szeroką pomoc socjalną, w tym umieszczenie ich w ośrodku dla bezdomnych. Nic z tego" - dodaje.
Jak przekazuje, na ograniczenie uciążliwości generowanych przez osoby w tym miejscu ma wpływ kilka czynników: pogoda, zmniejszenie liczby wystawianych gabarytów, tak aby pracownicy administracji mogli usuwać je na bieżąco, oraz zaniechanie pomocy ze strony mieszkańców. "Ten czynnik jest o tyle trudny do osiągnięcia, gdyż jeden z mężczyzn mieszkał tam i ma znajomych"- podkreśla.
"Należy jednak podkreślić, że jeżeli osoba w kryzysie bezdomności sama nie chce przyjąć pomocy socjalnej, która stopniowo zmierza do wyjścia z bezdomności (bo taki jest cel pomocy oferowanej przez Miasto), to żadne doraźne interwencje wszelkich służb, takich jak MOPR, SM czy Policja, skutecznie nie pomogą. Ludzie ci nie znikną, a jedynie zmienią miejsce" - kończy rzecznik.
Najpopularniejsze komentarze