Lekarze do końca walczyli o życie ugodzonego nożem 5-latka. "Nie widziałem nigdy, żeby dorosłe, rosłe chłopy tak płakały"
Chłopca zaatakował na ulicy 71-latek.
W ubiegłą środę około godziny 10 na ulicy Karwowskiego w Poznaniu do grupy przedszkolaków podbiegł mężczyzna z nożem i ugodził 5-letniego chłopca. Maurycy zmarł na stole operacyjnym. Tragedia wstrząsnęła nie tylko Poznaniem, ale całą Polską.
Lekarze, którzy walczyli o życie chłopca przyznają, że nie poddawali się do ostatniej chwili. Nie ukrywają, że w szpitalu wiele osób płakało. "Ta historia jest porażająca. Najgorsza, jaka spotkała mnie w zawodowym życiu. Akurat kończyłem operację, kiedy szef chirurgów prof. Przemysław Mańkowski zapytał mnie, czy mogę mu pomóc. Cały zespół czekał już na karetkę, która wiozła dziecko po ataku nożownika" - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" dr n. med. Marcin Gładki, szef oddziału kardiochirurgii dziecięcej w szpitalu m. Karola Jonschera. Dodaje, że sam ma dziecko w wielu przedszkolnym, podobnie jak wiele osób z personelu, dlatego wiele osób stało przed blokiem operacyjnym w oczekiwaniu na informację.
Chłopiec od razu po przewiezieniu do szpitala trafił na stół operacyjny. Jak mówi dr Gładki, choć lekarze wiedzieli, że dziecko już nie żyje, nie byli w stanie przerwać walki. "W takich sytuacjach człowiek chce mieć absolutną pewność, że zrobił wszystko, co tylko było w jego mocy. Zszyłem więc żyłę i zacząłem masować serce. Wypełniło się krwią, ale krążenie już nie wróciło" - mówi.
"Nie widziałem nigdy, żeby dorosłe, rosłe chłopy tak płakały. A przecież doświadczyliśmy już wszyscy śmierci na bloku operacyjnym" - komentuje.
Przypomnijmy. Zbysław C. usłyszał już zarzuty. 71-latek trafił do aresztu. Przebywa na oddziale szpitalnym.



Najpopularniejsze komentarze