Prokuratorka wzięła ksywę za nazwisko. Chcieli wsadzić do więzienia niewinnego człowieka
Śledztwo nadzorowała Hanna Fiksa z Szamotuł.
Historia tego zdarzenia zaczęła się od matki, która zauważyła, że jej córka wciąga w domu biały proszek. Chociaż córka w popłochu rozsypała nieznaną matce substancję, ta zgarnęła proszek i zaniosła na komendę policji przyznając, że córka wciąga to od jakiegoś czasu.
Jak zauważa Gazeta Wyborcza, policja zważyła biały proszek w pobliskiej aptece, ponieważ na komendzie nie było wagi, a badania wykazały, że jest to pochodna amfetaminy. 12-letnia dziewczyna wskazała dilerów, którzy handlowali białym proszkiem. Na początku dawali działki za darmo, potem stawka rosła.
Policjanci chwytają trop, a śledztwo toczy się szybko i gładko. Wiktoria przyznaje się do dilowania i wskazuje swoich dostawców. Kryształ, czyli pochodną amfetaminy, brała od Oskara, który woził się z Patrykiem. Od Patryka kupowała marihuanę - podaje Gazeta Wyborcza i informuje dalej - w protokole przesłuchania policjant zapisuje, że chodzi o Patryka Orła. Nie bierze "Orła" w cudzysłów. Przekaz jest jasny, to nazwisko, a nie ksywka.
Śledztwo formalnie prowadziła policja w Dusznikach, ale nadzorowała je Hanna Fiska z Szamotuł. Policjant z wydziału kryminalnego poszukiwał więc Patryka Orła i znalazł takiego w sąsiednim powiecie. Jednak chłopak miał czystą kartotekę, 23 lata i skończoną zawodówkę samochodową. W nocy pracuje jako stróż, w dzień robi prawo jazdy na ciężarówkę. Mieszka z siostrą i szwagrem. Matka wyjechała za granicę, by spłacać długi, których narobił mąż alkoholik. Patryk pomaga siostrze w opiece nad dziećmi - relacjonuje GW.
W 2021 roku 5 października policja z nakazem przeszukania zapukała do drzwi domu, w którym mieszkał Patryk. Jednak mimo skrupulatnego przeszukania, nie znaleźni ani grama narkotyków. Chłopak myślał, że złośliwy sąsiad nasłał na niego policję. Mundurowi opuścili jego dom, mimo że nie przesłuchali go. Chłopak po pewnym czasie zapomniał już o incydencie. Jednak 13 listopada zapukali do niego ponownie, tym razem wyprowadzili go w kajdankach. Spędził dwa dni w celi w Szamotułach i wciąż nie został przesłuchany.
Dopiero 15 listopada, w poniedziałek, jedzie radiowozem do prokuratury. Prokuratorka Hanna Fiksa odczytuje kilkanaście zarzutów. Wynika z nich, że przez ponad pół roku w miejscowości Wilczyna sprzedawał marihuanę 17-letniej Wiktorii - informuje Gazeta Wyborcza.
Patryk był zdziwiony, ponieważ ani nie znał Wiktorii, ani też nie wiedział, gdzie leży miejscowość, o której mu mówiono podczas przedstawianych zarzutów. W czasie, kiedy miał rzekomo sprzedawać narkotyki, mieszkał u brata w Poznaniu.
- Nie miałem numeru telefonu Wiktorii, a ona nie miała mojego. Nigdy nie miałem styczności z narkotykami. Nie paliłem marihuany ani papierosów - mówi Patryk. I żąda uzasadnienia zarzutów na piśmie - czytamy w Gazecie Wyborczej.
Zgromadzono wyjaśnienia podejrzanych, którzy nabywali narkotyki od Patryka Orzeł, a także dane zawarte w nośnikach informatycznych. Wyżej wskazane dowody, analizowane z uwzględnieniem zasad doświadczenia życiowego, stanowiły podstawę do stwierdzenia, że istnieją dostateczne dane uzasadniające podejrzenie popełnienie przez Patryka Orzeł opisanych przestępstw - GW zwraca uwagę na fakt, że prokuratorka powołała się głównie na doświadczenie.
Mimo, że 23-latek wielokrotnie mówił, że jest niewinny i miał twarde dowody na to, iż dorabiał na prawo jazdy pomagając w przeprowadzkach i wymieniając opony, nikt nie wysłuchał go.
Była dziewczyna Patryka zdobyła numer do Wiktorii, która wskazała imiona i nazwiska dilerów i zapytała, o co chodzi. Wiktoria odpisała - Oni [policja] poje*ali osoby. Debile. Ja nawet z twoim byłym nie miałam kontaktu. Więc nie wiem, jak do tego doszło - treść SMS-a opublikowała Gazeta Wyborcza.
Była dziewczyna Patryka natychmiast poszła na posterunek do policjanta prowadzącego, aby pokazać mu treść wiadomości, ten, jak relacjonuje Gazeta Wyborcza, przyjął wiadomość, ale nie przesłuchał ponownie Wiktorii w celu wyjaśnienia pomyłki.
Nawet kontrole telefonu Patryka nie wskazywały na to, aby kiedykolwiek kontaktował się z Wiktorią. Prokuratura ma obowiązek wycofać zarzuty wobec niewinnej osoby, ale Hanna Fiksa dołącza Patryka Orła do grupy dilerów. W akcie oskarżenia stwierdza, że kontaktował się z Wiktorią przez komunikator internetowy, choć nie ma na to dowodów - podała Gazeta Wyborcza.
Proces w poznańskim sądzie zaczął się 16 marca 2022 roku, Patryk dostał obrońcę z urzędu. Dopiero w sądzie Wiktoria wyjaśniła, że chodziło o Patryka, który nosił ksywę Orzeł. Dopiero na drugą sprawę wezwano Patryka noszącego pseudo Orzeł. Wiktoria wówczas powiedziała, że zna wszystkich oskarżonych oprócz niesłusznie oskarżonego Patryka Orła. Prawdziwy diler jednak próbował wciąż wypierać się swojej ksywy, aż w końcu "przyciśnięty" przyznał, że mówią na niego również "Orzeł".
Policjanci podczas rozprawy twierdzili, że Wiktoria nie wymieniła ksywy dilerów, tylko imiona i nazwiska.
Sąd podczas rozprawy zwrócił się również do pani prokurator - Oskarżyciel publiczny nie przedstawił żadnego wiarygodnego dowodu podważającego linię. Prawo nakazuje uznać oskarżonego za niewinnego, dopóki wina nie zostanie mu udowodniona. Ciężar dowodu spoczywa na oskarżycielu, a oskarżony nie musi udowadniać swojej niewinności - czytamy na łamach Gazety Wyborczej.
Wina prokuratorki polega nie tylko na oskarżeniu niewinnego człowieka. Sąd wytknął: "Już na etapie śledztwa pojawiły się okoliczności, które powinny być dogłębnie sprawdzone, czego jednak z niewiadomych przyczyn nie uczyniono" - podkreśla GW.
Najpopularniejsze komentarze