Kolejne ataki dzików na psy
Dziki stają się w Poznaniu coraz większym problemem.
Od kilku lat ich populacja stale rośnie, a widok tych zwierząt w praktycznie wszystkich częściach miasta przestał już dziwić. Władze miasta zapowiedziały już stanowcze działanie w tej sprawie, ale plan, który ma powstać w najbliższych miesiącach, zaowocuje konkretnymi krokami dopiero w przyszłym roku. Tymczasem populacja dzików rośnie, co owocuje różnymi niebezpiecznymi sytuacjami.
Tylko w poniedziałek otrzymaliśmy dwie relacje z osiedla Tysiąclecia, gdzie dziki zaatakowały psy. - Do tej pory moje spotkania z dzikami na Os. Tysiąclecia miały dość spokojny przebieg. Do czasu, kiedy dziś na popołudniowym spacerze dosłownie weszliśmy za śmietnikiem na stado małych z lochami. Dziękować Bogu, że w ostatniej chwili zdążyłam odpiąć psa ze smyczy, bo skończyłabym pewnie z połamanymi nogami, a on miał przynajmniej większe pole manewru. Ja byłam dla niej takim samym wrogiem jak mój pies. Mimo, że już jest seniorem, to w dobrej formie, więc udało mu się uniknąć obrażeń, ale przeturlany został. Nigdy w życiu nie widziałam takiego zwierzęcia w takiej furii. Mieliśmy dużo szczęścia. Co musi się wydarzyć, żeby zacząć coś z tym robić. Przecież to absurd, żeby się bać wyjść z psem na spacer. Ja za każdym razem idę z duszą na ramieniu i oczami dookoła głowy - napisała jedna z Czytelniczek.
Kilka godzin później do naszej redakcji dotarła relacja innej poznanianki. Kobieta była świadkiem kolejnego ataku lochy na psa, tym razem prowadzonego na smyczy przez kilkuletnią dziewczynkę.
Co zrobić jeśli na naszej drodze napotkamy dzika? - Nie próbujmy ich przeganiać, nie dokarmiajmy, nie próbujmy głaskać, nie róbmy sobie z nimi "selfie", nie szczujmy psami - podkreśla Centrum Zarządzania Kryzysowego Miasta Poznania. - Wykonajmy telefon na całodobowy numer alarmowy Straży Miejskiej: 986 i poinformujmy, gdzie dokładnie przebywają w tej chwili zwierzęta. Straż Miejska przyjmie zgłoszenie i uda się na miejsce. Jeżeli nie uda się strażnikom przepłoszyć zwierząt na tereny zalesione, powiadomią Centrum Zarządzania Kryzysowego. Dyżurny skieruje na miejsce wyspecjalizowanych i doświadczonych pracowników zajmujących się dzikimi zwierzętami na terenie Poznania - dodają urzędnicy.
Także w poniedziałek dotarła do nas relacja Czytelnika z Ognika. Tam dziki, przychodzące zwykle z Lasku Marcelińskiego, są spokojniejsze, ale do ich obecności przyczyniają się sami mieszkańcy. - Apel do wszystkich, żeby wyrzucać śmieci do śmietnika, a nie zostawiać w siatkach pod śmietnikiem na zewnątrz! - napisał mieszkaniec tej części Grunwaldu.
Najpopularniejsze komentarze