Mieszkańcy mają dosyć romskiego koczowiska przy Lechickiej. Piszą do prezydenta
Osiedlowi radni interweniowali na prośbę mieszkańców.
- W związku z licznymi prośbami mieszkańców Osiedla Zwycięstwa i Wichrowego Wzgórza o podjęcie skutecznych działań spowodowanych nieodpowiednim zachowaniem obywateli narodowości Rumuńskiej zamieszkujących obszar nielegalnego koczowiska wzdłuż ul. Lechickiej, Rada Osiedla Nowe Winogrady Północ po raz kolejny zwróciła się do Prezydenta Miasta o pilną pomoc i interwencję celem poprawy bezpieczeństwa i życia społecznego na Winogradach. Mamy nadzieję, że Pan Prezydent po zapoznaniu się z naszym pismem, podejmie stosowne i szybkie decyzje - wyjaśniają osiedlowi radni z Winograd.
Jak zauważają w piśmie do Jacka Jaśkowiaka, na terenie byłych ogrodów działkowych żyje obecnie około 100 osób. Tymczasem mieszkańcy okolicznych osiedli nie mogą się doprosić konkretnych reakcji ze strony miasta. - Od dawna jesteśmy zatruwani przez płonące ogniska i prowizoryczne piece, którymi mieszkające tam osoby się dogrzewają. Powoduje to, że nasze pobliskie osiedla praktycznie przez całą dobę pokrywane są dymem z palonych tam śmieci - czytamy. Mieszkańcy zaznaczają, że na terenie znajduje się mnóstwo śmieci, w których zalęgły się szczury.
Ale to nie koniec. Mieszkańcy koczowiska mają przeszukiwać okoliczne śmietniki robiąc przy tym bałagan, a także żebrać pod okolicznymi sklepami. Dodatkowo nie stosują się do obostrzeń epidemiologicznych - chodzą po osiedlach bez zakrytych ust i nosa. Na terenie koczowiska odbywają się też głośne imprezy, które przeszkadzają mieszkańcom okolicy.
Prezydent nie odpowiedział jeszcze na pismo osiedlowych radnych. Magdalena Pietrusik-Adamska z UM Poznań w rozmowie z Głosem Wielkopolskim odpiera zarzuty mieszkańców zapewniając, że na koczowisku regularnie pojawiają się pracownicy MOPR, kontrole prowadzi tam straż miejska. Mieszkańcy okolicy rzeczywiście interweniują u służb w sprawie kłopotliwego sąsiedztwa, ale zdaniem urzędniczki, interwencji nie ma dużo, a część z nich nie jest zasadna.
Swoje zdanie w tej sprawie przedstawia też straż miejska. Zdaniem Przemysława Piweckiego z SM, teren po były ogrodach działkowych można podzielić na dwie części. - Pierwszą stanowią ruiny altan. W przeszłości często koczowali tam bezdomni Polacy. Strażnicy wielokrotnie interweniowali tam, głównie za sprawą uciążliwości powodowanych wypalaniem plastikowych otulin kabli elektrycznych, ale nie tylko. Wysypiska odpadów to codzienność w tej okolicy. Drugą część stanowią altany zamieszkałe przez romskie rodziny (dorośli z dziećmi). Wokół domostw panuje porządek. Miasto zadbało o pomoc w zakresie gromadzenia odpadów (są kontenery cyklicznie opróżniane, są przenośne toalety i szereg innych udogodnień pozwalających ograniczyć notoryczne zanieczyszczanie nie tylko terenu wokół, ale również atmosfery - Romowie otrzymują opał legalny jakim jest ekogroszek (węgiel) - wyjaśnia.
Do strażników w tym roku wpłynęło zaledwie kilka zgłoszeń dotyczących tego rejonu - chodziło o dym i rzekome zanieczyszczanie powietrza. Strażnicy nie potwierdzili jednak, by na miejscu palono śmieci. - Prawdopodobną przyczyną zgłoszeń był dym, który uwalnia się podczas spalania węgla kamiennego, w tym produktów pochodnych, jakim jest ekogroszek, a także drewno opałowe. Zgłaszający nie rozróżniają dymu legalnego (spalanie węgla czy drewna opałowego) od dymu zabronionego, jaki powstaje przy spalaniu odpadów - dodaje.
Najpopularniejsze komentarze