W poniedziałek obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych
1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
To święto państwowe, ustanowione 10 lat temu. Nie jest ono wolne od pracy. Dlaczego wybrano właśnie tę datę? 1 marca 1951 roku w więzieniu na warszawskim Mokotowie wykonano wyrok śmierci na siedmiu członkach IV Zarządu Głównego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".
W tej grupie był płk. Łukasz Ciepliński, urodziny w wielkopolskim Kwilczu. Właśnie tam o godzinie 13:30 odbędzie się ceremonia upamiętniająca ostatniego przywódcę Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".
Wcześniej, bo już o 9:00, obchody rozpoczną się w Poznaniu. Ze względu na pandemię będą miały one znacznie skromniejszy charakter niż w latach poprzednich. Po mszy świętej w kościele pw. Najświętszego Zbawiciela przy ulicy Fredr zaplanowano uroczystość pod Pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej. Wspólny wieniec złoży tam delegacja władz rządowych i samorządowych.
Mianem Żołnierzy Wyklętych określa się bohaterów powojennego podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego, stawiających zbrojny opór siłom ZSRR i podporządkowanym im służbom polskim. Największa aktywność Wyklętych przypada na lata 1944-47, a ostatni z żołnierzy, Józef "Laluś" Franczak, zginął podczas obławy w 1963 roku.
W czasach PRL Żołnierze Wyklęci uznawani byli za zdrajców, historię zaczęto odkłamywać dopiero po transformacji ustrojowej. W 1950 roku Episkopat Polski podpisał porozumienie z komunistami. W jednym z punktów dokumentu czytamy: "Kościół katolicki, potępiając zgodnie ze swymi założeniami każdą zbrodnię, zwalczać będzie również zbrodniczą działalność band podziemia oraz będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej".
Jak w każdej armii świata, tak i wśród Wyklętych znalazły się osoby godne jedynie potępienia, a nie miana bohaterów. Piotr Zychowicz, autor wydanej w 2018 roku książki "Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych" wskazywał 3 lata temu w rozmowie z Onetem, że podkreślanie zasług Wyklętych w walce z komunizmem nie może oznaczać fałszowania historii i zapominania o ich ciemnej stronie. - Duma z ich dokonań nie może oznaczać, że w imię pięknej patriotycznej legendy będziemy usuwać z historii te epizody, które do niej nie pasują. Nie możemy wymazywać patriotyczną gumką myszką niewygodnych faktów. Historia była, jaka była, i my jej nie zmienimy. Nie jesteśmy przecież komunistami, żeby cenzurować własne dzieje. Trzeba jednak pokazać proporcje. W książce podkreślam, że zbrodnie dokonywane przez żołnierzy wyklętych były marginesem działalności podziemia. Przez jego szeregi przewinęło się 120 tysięcy ludzi i zdecydowana większość z nich nie ma krwi niewinnych na rękach. Ale trzeba się uczciwie skonfrontować z faktami, które świadczą o tym, że niektórzy wyklęci dopuszczali się czynów niegodnych - mówił wówczas historyk.
Z szacunków wynika, że w walkach zginęło ponad 8,5 tys. Wyklętych, na 2,5 tys. osób wykonano wyroki śmierci, a ponad 21 tys. zginęło w katowniach NKWD i UB. W szumie, według IPN, w tak zwanej drugiej konspiracji mogło wziąć udział nawet 200 tys. osób, a ok. 20 tys. z nich służyło w oddziałach partyzanckich. Straty strony komunistycznej to ok. 12 tys. żołnierzy, milicjantów i funkcjonariuszy bezpieki (głównie Polaków) oraz ok. tysiąca sowietów z Armii Czerwonej i NKWD.
Najpopularniejsze komentarze